Pan broni oszusta!

Pan broni oszusta!

W ciągu dziesięciu lat zamożny przedsiębiorca został doprowadzony do skrajnej nędzy. Jego nierzetelnym wspólnikom dopomogły… sądy Panie Ministrze Zbigniewie Ziobro! Panie Ministrze Sprawiedliwości, do kierowanego przez Pana ministerstwa dotarła skarga Zbigniewa Leszka Juchnickiego na skandaliczną działalność sądów, które w majestacie prawa pozbawiły go wszystkiego. Z ministerstwa polecenie zajęcia się tą sprawą dotarło do prokuratury w Płocku. Płock zlecił ją prokuraturze w Gostyninie, a prokuratura w Gostyninie uznała, że nie ma sprawy! Opinię o polskim sądownictwie wyrabiają takie ciągi postępowań przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Oczekujemy, że sprawą zajmie się Pan, Panie Ministrze, i zleci ją odpowiedzialnym prawnikom, którzy znajdą czas na wnikliwe zbadanie i dotrą do zakopanej w papierach PRAWDY. Dziesięć minut wystarczyło Sądowi Najwyższemu na zakończenie sprawy, która ciągnęła się przez prawie 11 lat. Kasacja została oddalona. W uzasadnieniu swojej decyzji SN napisał: „…Skarżący obowiązany jest (…) wskazać, że w sprawie występuje istotne zagadnienie prawne, albo że orzeczenie oczywiście narusza prawo…”. Sąd Najwyższy nie zajmuje się stroną merytoryczną sporu. Wydaje się jednak, że sam fakt, iż sądy w Płońsku, Ciechanowie i Warszawie sporem o podział majątku spółki pomiędzy małżeństwem Lipskimi a Zbigniewem Leszkiem Juchnickim grały w ping-ponga przez tyle lat, powinien skusić prawników najwyższej klasy – tacy zasiadają w Sądzie Najwyższym – do zainteresowania się problemem tak trudnym dla sądów niższych instancji. Pisaliśmy o tej sprawie przed dwoma laty („P” nr 2, 11.01.2004 r.). Siły w tej walce podzielone były bardzo nierówno. Po jednej stronie samotny, już wtedy stary, schorowany człowiek, po drugiej – zamożni przedsiębiorcy, właściciele restauracji, zajazdu, stacji benzynowej… Wspomagani przez przedstawicieli prawa. Od czasu naszej publikacji sytuacja jeszcze się zmieniła na niekorzyść Juchnickiego. Sielanka Jest rok 1994. Pan Zbigniew Leszek Juchnicki prowadzi w Ilinku pod Płońskiem fabryczkę opakowań cukierniczych. Firma zatrudnia ok. 20 pracowników. Odbiorcami opakowań są powszechnie znani producenci słodyczy: warszawski Wedel i lubelska spółdzielnia cukiernicza Solidarność. Wartość firmy Juchnickiego oszacowano na ponad 10 mld starych złotych. Ale jej konto obciążał kredyt w wysokości 1,8 mld zł. Juchnicki wziął go na zakup nowoczesnej maszyny. Od tego kredytu co miesiąc trzeba było płacić 130 mln odsetek. Juchnicki szukał wspólników z gotówką. Zjawili się państwo Lipscy. W umowie zapisano, iż wspólnikami będzie każdy z małżonków z osobna i każdy wniesie wkład pieniężny po 2,5 mld starych złotych. Razem wkład małżeństwa Lipskich miał odpowiadać połowie wartości spółki. Druga połowa pozostawała własnością Juchnickiego. Wprawdzie z wkładami pieniężnymi mają nowi wspólnicy niemały kłopot, założenia zawarte w pierwszej umowie zostały zmienione, ale początkowo pomiędzy członkami spółki kwitnie przyjaźń. Firma działa bardzo prężnie i w pierwszym półroczu notuje zysk w wysokości 1,8 mld starych złotych. Zwycięzca bierze wszystko Tu koniec sielanki. Zbigniew Juchnicki dowiaduje się, że pieniądze z konta bankowego spółki są wyjmowane bez jego akceptacji, a nawet wiedzy. To naruszenie warunków umowy. Zapisano w niej wyraźnie, że pobranie kwoty przekraczającej 20 mln starych złotych wymaga podpisów wszystkich trzech wspólników. W zestawieniu pobranej gotówki, przygotowanym przez bank PBK w Ciechanowie, gdzie spółka miała swoje konto, widnieją sumy sięgające nawet 450 mln, pobierane na czek z podpisem tylko Marianny Lipskiej. Jak to możliwe, skoro umowa zawarcia spółki leżała w PBK w Ciechanowie, a obowiązkiem banku było przestrzeganie jej zapisów? Okazało się, o wiele później, iż umowa z bankiem została podmieniona, a umowa spółki zniknęła z banku w niewiadomych okolicznościach. I dzięki temu, jak ustalił biegły Jerzy Leszczyński, w ciągu dziewięciu miesięcy trwania spółki pani Lipska mogła pobrać z jej konta 6,35 mld starych złotych. Z tego większość bez wiedzy Juchnickiego. Znalezienie w miejscowym banku – w którym spółka miała swoje konto – wyraźnie sfałszowanego dokumentu nie skłoniło prokuratury do poważnego zajęcia się sprawą. Zapewne dlatego, że prawnik, który na początku sporu reprezentował Lipskich, był jednocześnie radcą prawnym banku. Zbigniew Juchnicki postanowił spółkę rozwiązać. W kwietniu 1995 r. wypowiedział wspólnikom umowę i poinformował ich, że przejmuje swoje maszyny i urządzenia. Wydawało się,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2006, 2006

Kategorie: Kraj