Pandemia czytelnictwa

Pandemia czytelnictwa

Jeśli wierzyć suchym danym, ubiegły rok dla sprzedawców książek nie był taki zły Z pierwszymi dniami wiosennego lockdownu często przychodziła myśl, co zrobić z tym czasem. Niekoniecznie zupełnie wolnym, ale przynajmniej na chwilę pozbawionym stałego rytmu, rygoru, sztywnego planu. Zwłaszcza osobom, które nie musiały nagle zamienić domu w biuro, szkołę i restaurację jednocześnie, początek społecznej izolacji mógł się wydać wymarzonym momentem na powiększanie tego, co francuski socjolog Pierre Bourdieu nazwał kapitałem kulturowym. Można więc było pochłaniać nowe i stare produkcje filmowe, zapisywać się na wirtualne zwiedzania muzeów, ale przede wszystkim czytać. Pozycje stare, wiecznie odkładane na później, te od wielu lat niedokończone, ale też nowości wydawnicze wszelkiego rodzaju. Im dłużej trwała izolacja, tym czytanych w jej trakcie książek bywało coraz więcej. Niektórzy czytali je, bo mogli, a pandemia niespecjalnie naruszała ich spokój ducha i stan posiadania, inni – bo były ucieczką od stresu nowej codzienności i niepewności jutra. Ze wstępnych badań przeprowadzonych przez zespół literaturoznawców z Aston University w Wielkiej Brytanii wynika jednak, że w czytelnictwie – podobnie jak w innych obszarach życia – zamiast wielkiego wyrównania pandemia przyniosła pogłębienie dysproporcji. Innymi słowy ci,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 07/2021, 2021

Kategorie: Kultura