Na portalach i w prasie o jednym zdaniu Olgi Tokarczuk napisano więcej niż o tysiącach stron jej powieści
Nad Wisłą o literaturze dyskutuje się rzadko. Raz do roku, gdy publikowane są zupełnie niezaskakujące, choć tragiczne wyniki czytelnictwa Polek i Polaków, i za każdym razem, gdy pisarz lub pisarka powie coś bez ładu i składu (Twardoch), pożali na swój los (Bargielska) albo nazwie Andrzeja Dudę debilem (Żulczyk). Dawno nie mieliśmy jednak burzy wokół kwestii czysto literackich, czyli tego, kto godzien jest być czytelnikiem Wielkich Ksiąg.
Wyrwane z kontekstu słowa Olgi Tokarczuk o tym, że „literatura nie jest dla idiotów”, komentowane były obficie. Jak ironizował Grzegorz Wysocki w „Gazecie Wyborczej”, długość postów na temat Tokarczuk i idiotów opublikowanych w ciągu dwóch pierwszych dni internetowej awantury pięciokrotnie przekroczyła objętość „Ksiąg Jakubowych” (a to książka niezmiernie opasła). Zaskakujące, ile zdań da się napisać na temat jednego zdania noblistki. Można było odnieść wrażenie, że przyznanie się do braku zdania w tej sprawie było gorsze niż przyznanie się do tego, że nie płakało się po papieżu.
Tokarczuk atakowały i prawica, i lewica. W przypadku prawicy nie ma żadnego zaskoczenia, prawa strona Olgi Tokarczuk, a śmiem podejrzewać, że i literatury w ogóle, nie znosi. Natomiast reakcje niektórych publicystów z lewej strony to wpisanie się w prawicowy populizm. Pod płaszczykiem walki z klasizmem zaczęło się bowiem przymilanie do chama. Kancelowanie Tokarczuk, którego podjęła się np. lewicowa celebrytka Maja Staśko, to woda na młyn tych, którzy inteligencją gardzą, a czytających najchętniej wysłaliby do kamieniołomów.
Pisarka tymczasem przyznała, może niezbyt fortunnie, że jeśli chce się oceniać, to trzeba najpierw coś wiedzieć, i że nie wszystko jest dla wszystkich. Sorry, ale nierozumienie „Ulissesa” nie świadczy o tym, że James Joyce to buc, po prostu do pełnej lektury tej książki trzeba literacko dojrzeć. Co nie oznacza, że niewykształcony chłop z Polski B nie może czerpać przyjemności z powieści irlandzkiego pisarza.
Słusznie zauważył Wojciech Orliński, że „postulat, żeby Tokarczuk bardziej się troszczyła o ludzi nieczytających książek, jest jak postulat, żeby Lewandowski zorganizował mundial dla nieinteresujących się futbolem”.
Warto dodać, że cała inba toczyła się jednak w małej bańce. To, że na moim Facebooku owego feralnego dnia co drugi post dotyczył Olgi Tokarczuk, nie znaczy, że TokarczukGate, jak określono aferkę, była sprawą ogólnopolską. Gdy zapytałem o nią znajomego z branży budowlanej, nie wiedział, o co chodzi, koleżanka z sektora finansowego dodała, że pierwszy raz słyszy o jakiejś tam Tokarczuk.
Żyjemy w kraju, w którym się nie czyta. W kraju, w którym nieczytanie jest modą, ignorancja zaś powodem do dumy. Spotkałem kiedyś menedżera wyższego szczebla na szkoleniu w pewnym polskim instytucie o amerykańsko brzmiącej nazwie. Świetnie uczesany i ubrany w drogi garnitur pan przyznał, że w ogóle nie czyta, bo szkoda mu czasu na pierdoły. Czytelnictwo to sport elitarny, komentowanie w sieci natomiast to zajęcie masowe. Znamienne, że na portalach i w prasie o tym jednym zdaniu Tokarczuk napisano więcej niż o tysiącach stron jej powieści. Smutne, że zarządzający mediami, którzy usunęli strony z kulturą z łamów swoich tygodników i wyrzucili na szary koniec internetu teksty o literaturze i sztuce, teraz ochoczo zabrali się do tłumaczenia/oskarżania pisarki. Znaczące, że politycy i ludzie mediów, którzy swoją postawą aktywnie zniechęcają ludzi do samodzielnego czytania, nagle zabrali głos.
Afera wokół Olgi Tokarczuk nie oznacza, że nagle kruszymy kopie o literaturę, po prostu urządzamy sobie, jak zwykle, codzienne igrzyska nienawiści. Szczęśliwy to naród, który może się kłócić o idiotę, szczęśliwy kraj, gdzie galopująca inflacja, fatalny rząd i widmo rosyjskiej agresji to mniejsze problemy niż wyrwane z kontekstu słowa noblistki.
Fot. Beata Zawrzel/REPORTER
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy