Mówi się, że ratownicy narciarscy mają gorsze kwalifikacje niż górscy. To nieprawda Nie wiadomo jeszcze, jak upłynie w warunkach pandemicznych obecny sezon zimowy. Kolejne decyzje władz zmieniają się pod wpływem zakulisowych przetargów, osobistych zamiłowań polityków oraz nacisków zainteresowanego biznesu. Wprawdzie całkowity lockdown dla wielu ludzi oznacza tylko brak zdrowej rekreacji na świeżym powietrzu i zimowej rozrywki, ale jego skutki ekonomiczne będą poważne. Nad hotelarzami i właścicielami stacji narciarskich zawisła groźba bankructwa, zwłaszcza na Podhalu i Podkarpaciu, natomiast dla całej rzeszy pracowników oznacza to utratę skromnych zarobków. Z kolei w razie funkcjonowania ośrodków ryzyko wypadku i kontuzji powiększone jest o przymus korzystania ze znajdującej się w stanie zapaści służby zdrowia i działających na granicy wydolności szpitalnych oddziałów ratunkowych, gdzie wcale nie tak trudno o zakażenie. Wobec pandemii, pojawiającej się tu i ówdzie społecznej histerii oraz politycznych napięć, grożących w perspektywie paru miesięcy poważnym wybuchem społecznym, chęć uprawiania sportów zimowych jawić się może jako zbędny kaprys warstw średnich. Mimo efektu cieplarnianego i coraz słabszych zim rosnąca popularność narciarstwa doprowadziła do powstania w Polsce całego kompleksu gospodarki turystycznej, na który składają się stacje narciarskie z wyciągami i kolejkami linowymi oraz urządzeniami do sztucznego naśnieżania i przygotowywania tras narciarskich, hotelarstwo i baza noclegowa. Ponadto gastronomia i rozrywka, transport, handel sprzętem i ubiorami narciarskimi oraz rynek ubezpieczeń narciarskich. Przemysł narciarski tworzy zatem całkiem sporą liczbę miejsc pracy dla sprzedawców, kierowców, pracowników hoteli i gastronomii, kasjerek, obsługi wyciągów i ratraków oraz wypożyczalni sprzętu, serwisantów i instruktorów. Generuje niestety także pracę dla ratowników i ortopedów… Poza ratownictwem górskim, które jest finansowane przez państwo, a realizowane przez Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe oraz Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe (w siedmiu grupach górskich) każdy właściciel stacji narciarskiej ma ustawowy obowiązek zapewnienia dyżurów służby ratowniczej na swoich trasach narciarskich. Prowadzenie stacji jest bowiem działalnością komercyjną, i to całkiem rentowną, służby ratownicze finansowane przez podatnika nie mogą więc wspomagać prywatnego biznesu. Poza tym nie wszystkie ośrodki narciarskie są położone w górach, co oznacza, że znajdują się poza zasięgiem działania służb górskich. W dodatku ratownicy górscy nie są w stanie zapewnić asekuracji wszystkich stacji narciarskich z racji ograniczonej liczebności kadr (GOPR ma 1 tys. ratowników, a TOPR tylko 240). Obie służby górskie, borykające się wciąż z problemami finansowymi, co skutkuje niskimi zarobkami ratowników, uzyskują pewne profity, podpisując komercyjne umowy z właścicielami niektórych stacji. Dlatego np. na Kasprowym Wierchu i w Białce Tatrzańskiej spotkamy toprowców, a w Szczyrku, na Pilsku czy w Krynicy goprowców, lecz jest to wyłącznie dodatkowa działalność tych organizacji, która nie może się odbywać kosztem ich służby górskiej (poszukiwania zaginionych, ratowania w górach, akcji lawinowych itd.), finansowanej z kasy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Przedsiębiorcy mają zatem do wyboru: podpisywać umowy z GOPR/TOPR, zatrudniać ratowników narciarskich lub łamać ustawę, licząc na to, że jeśli nic złego się nie stanie, nikt nie zauważy braku ratownika. Oprócz ratownictwa narciarskiego w ośrodkach, w których są kolejki linowe i wyciągi krzesełkowe, musi być zapewniona asekuracja wysokościowa. Chodzi o przeprowadzanie ewakuacji zmarzniętych narciarzy z krzesełek lub kabin w razie przedłużającej się awarii, jak swego czasu na Szrenicy w Szklarskiej Porębie czy na Złotym Groniu w Istebnej. Ratownictwo wysokościowe to domena TOPR, GOPR oraz Państwowej Straży Pożarnej, tylko te służby dysponują bowiem odpowiednią kadrą i sprzętem. To rzecz jasna kolejne koszty, które jeszcze przed rozpoczęciem sezonu musi ponieść gestor każdego linowego urządzenia przewożącego pasażerów na wysokości. Powszechne zamiłowanie do białego szaleństwa, uprawianego z kawaleryjską nieraz fantazją, jest fenomenem społecznym naszego nizinnego kraju. Wciąż powstają małe stacje narciarskie, a pod wpływem sukcesów Justyny Kowalczyk przybyło też kilka tras do uprawiania narciarstwa biegowego. Wiadomo jednak, że jeśli przybywa narciarzy, to wzrasta liczba wypadków, kontuzji i urazów. W celu ograniczenia liczby wypadków Międzynarodowa Federacja Narciarstwa (Fédération Internationale de Ski, FIS) już dawno wprowadziła zbiór wytycznych regulujących bezpieczeństwo ruchu na stokach w całej Europie, w postaci Międzynarodowego Dekalogu Narciarza FIS, określanego w skrócie jako Dekalog FIS.
Tagi:
bezpieczeństwo, GOPR, góry, narciarstwo, Polska, ratownictwo, TOPR, turystyka, uprawnienie ratownicze









