W 31. numerze PRZEGLĄDU przeczytałem list do 16-letniej Zuzanny, napisany przez jej ojca, Sławomira Czapnika. Bardzo smutny i przygnębiający tekst, jedna z wielu refleksji po ogłoszeniu rezultatu ostatnich wyborów prezydenckich. Wpisuje się on na listę konkluzji: jest źle, będzie jeszcze gorzej. Wielu autorów widzi przyszłość jako ponurą drogę prowadzącą nas na peryferie cywilizowanego świata. Przeczytałem też wiele tekstów oceniających błędy kampanii wyborczej, roztrząsań: gdyby nasz kandydat zrobił coś inaczej, a czegoś nie zrobił, wynik mógłby być inny, a wtedy przyszłość naszego kraju rysowałaby się jaśniej. Niektóre z tych spóźnionych recept przeczą sobie nawzajem, ale rozumiem, że wielu z nas przeżywa gorzkie dni po poniesionej porażce. Oglądałem też transmisję pewnej uroczystości na Zamku Królewskim, triumfował i radował się obóz zwycięzców. Hasło zwycięzców jest proste: „To nie koniec, to dopiero koniec początku wielkiej zmiany, którą wam przygotowaliśmy”. Jest czego się bać! Zgadzam się z opinią, że ostatnie wybory miały dla naszej przyszłości wielką wagę. Duża część z nas uświadomiła sobie, że droga, którą idziemy, prowadzi nas w złą stronę, że zaszliśmy za daleko, że najwyższy czas zawrócić. Już w roku 2007 powstał obóz, który postanowił zmienić kierunek marszu wytyczony przez naszą prawicę. Mobilizacja roku 2007 dała dobry wynik, odetchnęliśmy z ulgą, okres 2005-2007 wydawał się epizodem. To jednak nie był epizod. Teraz konieczność zmiany stała się paląca. Myślący w ten sposób zmobilizowali się, skrzyknęli i poszli do urn z nadzieją, że zaczną od zmiany prezydenta. Zdawali sobie sprawę, że będzie trudno. Było trudniej, niż oczekiwali. Niestety, nie udało się. Nie będzie zmian, jeszcze nie teraz. Wszystko wskazuje, że następnym razem będzie jeszcze trudniej. Mój tekst jest kolejnym składającym się na wspólną refleksję: i co teraz, i co dalej? Najpierw uwagi, że być może jest gorzej, niż nam się wydaje. Bardzo mnie smuci wynik pierwszej tury i rezultat uzyskany przez Roberta Biedronia (Panie Robercie, bardzo dziękujemy). Pół miliona głosów to twardy elektorat lewicy. Nic więcej. Pół miliona obywateli uważa, że model naszego państwa powinien być inny, że powinno to być państwo służące ludziom, wszystkim ludziom. Ani PiS, ani PO nie myślą o takim modelu. Ale ludzi lewicy jest tylko pół miliona. Nazywani są lewactwem (niech kojarzą się z robactwem), ich poglądy są neobolszewizmem. Przykład USA pokazuje nam, że temu globalnemu wzorcowi demokracji nie jest potrzebna lewica. Mówią nam: USA to wzorzec, powinniśmy iść w tę stronę. Jak widać – idziemy. Oczywiście w kolejnych wyborach więcej głosów może zostać oddanych na kandydatów lewicy, jeśli będą mili, sympatyczni, odpowiedzialni, przygotowani przez specjalistów od zdobywania głosów. Ale to oni zdobędą te głosy, a nie ich programy ani cele, które chcą osiągnąć. Wybory ostatnich miesięcy pokazały nam, że idziemy w stronę modelu politycznego z dwiema partiami, takiego jak w USA. Wielu polityków w naszym kraju uważa, że taki model powinien być docelowy w Polsce. Głosy o konieczności wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych to sygnał popularności tego modelu. System dwupartyjny w naszych realiach oznacza praktyczną eliminację lewicy z życia politycznego w Polsce. Druga tura ostatnich wyborów pokazała istotne różnice między kandydatami popieranymi przez PiS i PO. Jednakże model polityczny naszego państwa oparty na wyborze między PiS a PO zamknąłby nam wiele kierunków rozwoju. Czy kolejne lata rządów PO znów przygotują grunt pod zwycięstwo kościelnie i nacjonalistycznie myślącej prawicy? Wielu z nas obawia się, że jesteśmy bliżej modelu dwupartyjnego niż trzy lata temu. Na liście zmartwień jest jeszcze jeden punkt, który każe nam się zastanowić nad przyszłością. Internet i media społecznościowe wytworzyły mnogość narzędzi i kanałów informacyjnych, aby wpłynąć na nasz punkt widzenia. Poznajemy świat nie taki, jaki jest, ale taki, jaki nam pokazują. Wśród docierających do nas informacji dominują głośne. A ta głośność zależy od pieniędzy i władzy posiadanych przez tych, którzy emitują informacje. Wiele prawdziwych informacji ginie w szumie. Ile zostało miejsca na naszą indywidualną ocenę? Czy docierają do nas obiektywne
Tagi:
Bogdan Galwas









