Panika wywoła recesję?
W japońskich bankach podwyższono aktywa, co oznacza obniżenie stóp procentowych praktycznie do zera! Wśród globalnych inwestorów i finansistów panują smętne nastroje. Ekonomia USA, będąca motorem światowej gospodarki, zwalnia w bezprecedensowym tempie. Jej wzrost, wynoszący przed rokiem 6%, obecnie zbliża się do zera. Na giełdach kursy akcji przedsiębiorstw technologicznych załamały się. Japonia od dziesięciu lat nie potrafi pokonać finansowego chaosu. Hiobowe wieści, napływające z Dalekiego Wschodu, mogą doprowadzić do światowej recesji. “Finanse Japonii znajdują się w obliczu ruiny”, przyznał w połowie marca minister Kiichi Miyazawa, odpowiedzialny za politykę pieniężną w rządzie Nipponu. Kursy akcji na giełdzie tokijskiej spadły do najniższego poziomu od 16 lat. Bezrobocie sięga 5% – to w Kraju Kwitnącej Wiśni rzecz niebywała. Prasa zapowiada bankructwo dwóch największych banków. Japonia nie podniosła się po krachu finansowym 1990 roku, kiedy to prysły ogromne “bańki mydlane” sztucznie nakręconej koniunktury. Firmy japońskie prowadziły w latach 80. rozległą politykę inwestycyjną, budując wielkie stocznie, gigantyczne zakłady samochodowe czy fabryki lodówek. Pieniądze na ten cel zdobywano, sztucznie zwiększając wartość nieruchomości, pod których zastaw banki dawały kredyty. Doszło do tego, że grunt pod pałacem cesarskim w Tokio był wart więcej niż cała Kalifornia. W 1990 r. Bank Centralny zaprzestał finansowania tej ekonomicznej magii. Bańki mydlane pękły. Ceny nieruchomości w Tokio spadły o niemal 80%. Rządząca Japonią prawie nieprzerwanie od 1955 r. Partia Liberalno-Demokratyczna nie potrafiła opanować sytuacji. Zamiast uwolnić przedsiębiorstwa od długów jednym, zdecydowanym posunięciem, pompowano pieniądze podatników w coraz to nowe “projekty uzdrowienia gospodarki”, czytaj – uzdrowienia firm budowlanych i średnich przedsiębiorstw, będących wyborczym zapleczem partii. W rezultacie Nippon stał się najbardziej zadłużonym krajem przemysłowym świata – zadłużenie wynosi 666 bilionów jenów (5,6 biliona dolarów czyli 127% rocznego produktu krajowego brutto). Słaba koniunktura pod Fudżijamą spowodowała deflację (spadek cen) – obywatele wstrzymują się od kupowania. 19 marca Centralny Bank Japonii pod naciskiem polityków zdecydował się utopić kolejne pieniądze w worku bez dna, jakim stały się finanse kraju. Aktywa banków komercyjnych podwyższono z 4 do 5 bilionów jenów. Oznacza to obniżenie stopy procentowej praktycznie do zera! Było to pierwsze tego typu posunięcie w dziejach globalnej ekonomii. Czołowy amerykański ekonomista, Paul Krugman, uważa, że potrzebne są bardziej radykalne środki. Zaproponował on, aby japoński Bank Centralny rozrzucał pieniądze ze śmigłowców nad wielkimi miastami. Tylko w ten sposób można bowiem w obecnej sytuacji zachęcić obywateli do konsumpcji, która nakręci koniunkturę. Zapewne takie niekonwencjonalne metody nie zostaną zastosowane. “The Economist” ostrzega jednak, że jeżeli rząd szybko nie wystąpi z nową inicjatywą, tokijska dzielnica bankowa, Marunouchi, “pójdzie z dymem”. Japoński pożar może szybko ogarnąć świat. Amerykanie i Europejczycy są przyzwyczajeni do zaburzeń gospodarki Nipponu, tym razem jednak sytuacja jest poważniejsza, niż kiedykolwiek przedtem. Ministrowie siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata z Grupy G7 wielokrotnie wzywali Japonię do uporządkowania bankowości – nadaremnie. Szef niemieckich finansów, Hans Eichel, z rezygnacją doszedł do wniosku, że Japonia znalazła się w “martwej strefie”. Zdaniem ekspertów, “jeśli druga pod względem rozwoju gospodarka globu jest chora, wszystkie kraje mogą zacząć kichać”. Japończycy są narodem bardzo oszczędnym. Zainwestowali ogromne kwoty w obligacje państwowe i papiery wartościowe w USA i w Europie – tylko w Stanach Zjednoczonych 300 miliardów dolarów. Jeżeli Nippon wycofa te kwoty w celu pokrycia ogromnych długów państwa, krach będzie nieunikniony. Kłopoty gospodarcze Japonii wywołują nerwowość na giełdach od Frankfurtu po Nowy Jork, tym większą, że jeszcze niedawno rozwijająca się tak burzliwie gospodarka USA dryfuje w kierunku recesji. Zdaniem Lawrence’a Lindseya, doradcy prezydenta George’a W. Busha, recesja już nastąpiła. W połowie marca indeks nowojorskiej giełdy, Dow-Jones, spadł do najniższego poziomu od dwóch lat. Prawdziwa katastrofa spotkała jednak NASDAQ, indeks nowych przedsiębiorstw technologicznych, głównie internetowych, który w ciągu roku stracił 63% – wartość akcji spadła o 4,5 biliona dolarów! Oczywiście, kursy akcji









