Państwu pierwszym opowiem o…

Państwu pierwszym opowiem o…

Wspomnienia z korytarzy radiowej Trójki Maszyna Hłaski i przodownicy pracy Życie na korytarzu kwitnie trochę mniej niż przed laty. Kiedyś wszystko działo się na korytarzu, choćby dlatego że bez skrępowania i bez ograniczeń można było tu palić. Czekając na wejście do Studia M2, często siedzieliśmy na ławkach przed studiem. (…) Tę historię opowiedział mi świętej pamięci Jacek Janczarski (…), autor cyklu słuchowisk „Kocham pana, panie Sułku” i wraz z Maciejem Zembatym „Rodziny Poszepszyńskich”. Właśnie na korytarzu tuż przed wejściem do Studia M2 wyznał, że zawsze bardzo mu imponował Daniel Passent, dziennikarz i felietonista. Kiedyś pan Daniel opowiadał Jackowi, że nie lubi pisać na maszynie, że najchętniej pisze na jakichś kolorowych kartkach, które sprowadza z Ameryki. Tę opowieść Jacek dobrze zapamiętał, bo zrobiła na nim ogromne wrażenie, jako że uznał upodobania Daniela Passenta za bardzo ekstrawaganckie. Kilka lat później Jackowi popsuła się jego maszyna; oddał ją do naprawy, ale dłuższy czas nie miał na czym pisać, a przecież z pisania żył, więc był w rozpaczy. Dowiedziała się o tym Agnieszka Osiecka, która była znana z tego, że lubiła pomagać ludziom. (…) Powiedziała: „Pożyczę ci maszynę na zawsze, a jest ona nie byle jaka, bo jest to maszyna Marka Hłaski”. (…) Jacek z wrażenia nie spał całą noc. W końcu miał dostać maszynę Marka Hłaski. Rano zadzwonił do Agnieszki i usłyszał w telefonie: „Oczywiście maszyna jest, ale nie mów tak głośno, ja też muszę mówić ciszej, bo Daniel słyszy. Proszę cię, przyjedź do mnie na Saską Kępę i nie pukaj do głównych drzwi, tylko do tych bocznych, bo nie chciałabym, żeby Daniel się dowiedział, że ci tę maszynę daję”. Jacek na to: „Nie, to mi jej nie dawaj, ja myślałem, że Daniel lubi pisać na tych kolorowych karteczkach sprowadzanych z Ameryki, dajmy sobie w takim razie spokój”. Jednak Agnieszka nalegała, mówiąc: „Nie, nie, nie, będziesz ją miał. Zresztą zaraz do ciebie oddzwonię”. Rzeczywiście zadzwoniła za 15 minut. (…) Jacek pojechał, zapukał do drzwi, Agnieszka w drzwiach podała maszynę owiniętą w pięć gazet. Zabrał ją i przywiózł do domu. Postawił na stole, zapatrzył się, był szczęśliwy, bo maszyna była piękna. Usiadł przy stole i zastanawiał się, od czego zacząć pisanie, od jakiego słowa. W tym momencie rozmyślania przerwał mu telefon od Daniela Passenta, który powiedział: „Słuchaj, jest taka sprawa, pod moją nieobecność i bez mojej wiedzy Agnieszka dała ci maszynę do pisania, a ja właśnie na tej maszynie piszę, jestem do niej przyzwyczajony i mam na jutro kilka felietonów do napisania. Bardzo cię więc proszę, żebyś mi ją odwiózł”. Na to Jacek: „Sam sobie ją odbierzesz. Stoi na klatce schodowej”. Po bardzo krótkim czasie pan Daniel przyjechał i zabrał maszynę z klatki schodowej, na którą wystawiła ją mama Jacka. I tak dzięki walecznej postawie Daniela Passenta po śmierci Agnieszki w Wikipedii mogła ukazać się następująca informacja: „Agnieszce Osieckiej została po Hłasce korespondencja oraz maszyna do pisania, która stała na biurku do końca jej życia”. Na tym samym korytarzu, blisko Studia Emisyjnego (…), powiesiłam specjalną gablotę, a w niej co miesiąc lub co kwartał zamieszczałam nazwisko nagrodzonej osoby z informacją, za co nagroda została przyznana. Żartobliwie koleżeństwo nazywało te moje listy spisem „przodowników pracy”. Nagrody przyznawałam za szczególne pomysły, za wyjątkowe realizacje pomysłów, za zaangażowanie ponad normę. Tu konieczna dygresja. Nasz kolega Michał Olszański ostentacyjnie lgnie do kobiet i od lat ma zwyczaj dotykania, przytulania się i całowania koleżanek. Wszyscy się zastanawiają, jak on to robi, że nigdy nie dostał w głowę od żadnej dziewczyny, tym bardziej że z roku na rok staje się coraz bardziej zuchwały. W końcu otrzymał ksywę „Mammograf”. To – według niego oczywiście – upoważniało do jeszcze większej zuchwałości. Zawsze kiedy wchodził do sekretariatu, w którym pracowało pięć kobiet (moja zastępczyni, sekretarz programu, dwie sekretarki i ja), trzymał charakterystycznie rozdziawioną dłoń i mówił: „Dziewczyny, nie ma to tamto, czas na badania okresowe”. W pewnym momencie już nikt na to nie reagował, ale Michała to nie zniechęcało. Pewnego dnia przyszedł do mnie i o dziwo, nie nawoływał do badań okresowych, ale zupełnie poważnie powiedział: „Bardzo ci dziękuję za nagrodę i za to, że wreszcie znalazłem się na liście »przodowników pracy«”. Zdziwiłam się, bo nie mogłam sobie przypomnieć, żebym go za coś nagradzała. (…) Okazało się, że wisi kartka, którą osobiście powiesiłam, o następującej treści:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 29/2016

Kategorie: Media
Tagi: Magda Jethon