Reality sierociniec

Reality sierociniec

Czy telenowela „Kochaj mnie” przekracza dopuszczalne granice etyczne? „Zamknięte w domach dziecka, przebywają tam latami. Dzieci niczyje – recytuje ciepłym niskim głosem Krystyna Czubówna. – Oddałyby wszystko, aby być kochane”. Zbliżenie: maluch trzyma w piąstce dużą łyżkę nad talerzem. Każdy odcinek rozpoczyna się tym samym wstępem. Na ekranie płacze Roksanka. Kilka minut. To 65. odcinek telenoweli dokumentalnej „Kochaj mnie”, emitowanej co poniedziałek w TVP 2. Dziejąca się na naszych oczach fabuła urosła w megaprodukcję. Dokręcono drugą serię. Recepta na sukces okazała się trafiona – kamera w domu dziecka. Już nikogo to nie bulwersuje. Uznaliśmy podglądanie za coś normalnego. To nobilituje naszą codzienność. I nie ma dyskusji, jeśli człowiek dorosły godzi się na taki ekshibicjonizm. Ale podglądanie wycinka świata, w którym z kamerą zderza się naiwna szczerość dziecka z sierocińca? Czy „Kochaj mnie” przekracza dopuszczalne granice etyczne? We wtorek u prof. Andrzeja Zolla, rzecznika praw obywatelskich, odbyła się dyskusja z etykami, psychologami i dyrektorami domów dziecka. Trwa ona już od jakiegoś czasu. Cicho, bo spór jest trudny. Nie można zarzucić autorom serialu, Athenie Sawidis i Grzegorzowi Siedleckiemu, braku roli społecznej. Nie od dziś są znani jako ideowcy. Może znajdzie się ktoś, kto patrząc w ekran, pomyśli: „Chcę, by to była moja córeczka”. Już setka dzieci dzięki serialowi znalazła dom. Ale czy szczytna intencja usprawiedliwia epatowanie tragedią sierot? Niektórzy szepczą, że o losach bohaterów „Kochaj mnie” decydują medialne wybory, że do adopcji wybiera się rodziny, które się zdecydują na udział w filmie. „Granie na emocjach niedorosłej naiwności”, „manipulacja wizerunkiem dziecięcych twarzy”, „demagogiczny argument: jeśli pomogę choć jednemu”, polemizują przeciwnicy. – Mamy mieszane uczucia – mówi Barbara Rogalska z Biura Rzecznika Praw Dziecka. – Reżyserować cierpienie dla efektu antenowego? Tu potrzebne sumienie. Robić, ale jak? Odpowiedź na pytanie o bilans zysków i strat „Kochaj mnie” jest trudna, jeśli nie niemożliwa. Chodzi w końcu o uczucia. Pytanie o granice „Paulina odwiedza matkę, przepytując ją przed kamerami, czy znalazła pracę. Ze stałym uśmiechem na twarzy pyta, co matka zrobi, gdy zabraknie jej pieniędzy na opał. Po czym stwierdza: chyba pójdziesz pod most. W filmie jest wiele scen, w których odnosi się wrażenie, że dzieciom trudno się odnaleźć w narzuconych im rolach. Uważam, że zwrócić uwagę na problem porzuconych dzieci można równie skutecznie, nie manipulując ich uczuciami. Doceniając ideę serialu, trudno mi zaakceptować jego łzawo-melodramatyczną atmosferę oraz epatowanie dziecięcym cierpieniem”, to ekspertyza dla potrzeb Rady Etyki Mediów, którą sporządziła dr Beata Łaciak z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW. – Wiele miesięcy temu minister Ewa Kulesza zwróciła nam uwagę, że w tym serialu narusza się prywatność dzieci – mówi Magdalena Bajer, przewodnicząca rady. – Trzeba niezwykłej ostrożności, oddziałując na niedorosłą wyobraźnię. Zwłaszcza sierot. Niczemu nie służy fakt, że patologie, w których się rodzą, ogląda cała Polska. – To ze wszech miar nieetyczne, że stawia się dzieci wobec wyborów emocjonalnych, których muszą dokonywać na oczach milionów – dr Łaciak jest wzburzona telenowelą. – Pamiętam, gdy 15-letni Patryk, szlochając, mówił w sądzie przed swym biologicznym ojcem, że chce iść do adopcji. Potem przez kilka minut obserwujemy, jak oparty o stolik głośno szlocha. I wątpię, żeby nie były to wybory w myśl dorosłych. Dziecko wyczuwa, czego od niego oczekują. Nie wierzę, że autorzy nie zachęcają ich do współpracy, czekając po cichu na moment, decyzję, łzy. Testowanie dziecka w ten sposób czyni w nim spustoszenie. Przeciwnicy manipulacji doszukują się fałszu również w komentarzach. Roksanka w ostatnim odcinku zanosiła się płaczem, bo odebrano ją babci. Z pieniędzy, które dostaje na dziecko, kobieta miała co miesiąc wpłacać na jej konto. Brakowało 2 tys. „Z powodu 2 tys. zabierać dziecko z kochającej rodziny?”, słychać z offu komentarz do zbliżenia z chlipiącą dziewczynką. – Nie ma telewidza, który by nie pomyślał, jakie okrutne państwo – mówi Barbara Rogalska. – Potem dzwonią oburzeni, jak to działają nasze sądy. Nikt nie dodał w komentarzu, że babcia nie ma innych dochodów i jest trochę niezaradna, jak mówiła konferencji dyrektorka domu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2004, 2004

Kategorie: Media
Tagi: Edyta Gietka