Partia stanu wyjątkowego – rozmowa z prof. Mirosławem Karwatem

Dla PiS szantaż emocjonalno-moralny związany z katastrofą smoleńską może się okazać skuteczniejszy niż teczki, które są bronią obosieczną Pamięć o rządach Prawa i Sprawiedliwości wśród obywateli słabnie, nawet politycy PO twierdzą, że straszenie Jarosławem Kaczyńskim jest i nieskuteczne, i niepotrzebne. Mają rację? – Zagrożenie autorytaryzmem jest realniejsze, niż to się wydaje wielu politykom, a także obywatelom – uśpionym przez komfort formalnych gwarancji demokracji. Autorytaryzm to nie problem jednego człowieka, który ogłasza się mężem opatrznościowym, lecz problem społeczeństwa. Autorytaryzm zwycięża nie dlatego, że pretendent do dyktatury potrafi być podstępny i brutalny, lecz dlatego, że ktoś na to przyzwala, a nawet tego oczekuje. Autorytaryzm to odpowiedź na zapotrzebowanie społeczne. A takie w Polsce istnieje. W latach 2005-2007 Jarosław Kaczyński rządził Polską, teraz rządzi jedynie katastrofą smoleńską – decyduje, jak przebiegała, kto zawinił i kto powinien zostać ukarany. – Przy okazji żałoby smoleńskiej i bitwy o krzyż okazało się, że nawet największa tragedia może być narzędziem nacisku, szantażu emocjonalno-moralnego. Politycy Prawa i Sprawiedliwości niespecjalnie ukrywają, że katastrofa jest dla nich czymś w rodzaju trampoliny, a zarazem balonu próbnego. To dla nich pomiar skuteczności „pisowskiego koktajlu” – wybuchowej mieszanki własnej zawziętości, zimnego wyrachowania, politycznej kalkulacji oraz wzbudzanych w otoczeniu uczuć, uniesień, wzruszeń, euforii, podejrzliwości i mściwości. Przekształcenie smoleńskiej martyrologii w perpetuum mobile to nie tyle wyraz masochizmu polityków PiS, ile metodyczne przygotowanie do fazy drugiej tego seansu sadomaso – umiłowanych przez PiS rozliczeń, nagonek, rytualnych dekapitacji i aktów ostracyzmu. PiS sonduje, jak daleko może się posunąć w wykorzystywaniu katastrofy smoleńskiej i jak wielu ludzi można złapać na wędkę emocji, przeciągnąć na swoją stronę. Ogłaszając alarm, zaganiają ludzi do swojego obozu, tak jak pies zagania owce do zagrody. Demokratyczny kamuflaż Niedawno w programie „Warto rozmawiać” Jarosław Kaczyński ogłosił, że idea IV RP jest wciąż aktualna. Warto zatem porozmawiać o IV RP oraz Prawie i Sprawiedliwości. Mówi się, że PiS to partia antysystemowa. Co to znaczy? – Formalne kryteria uznania za partię antysystemową są dość naiwne. Zwykle zakłada się, że partia antysystemowa to taka, która odmawia zastosowania się do norm konstytucyjnych, odrzuca istniejący porządek, otwarcie głosi, że chce go zburzyć i zastąpić innym. Wskazuje się – jako wyróżnik partii antysystemowej – na działania o charakterze ekstremistycznym, które mają obalić lub zmusić do ustąpienia pochodzące z wyborów władze. Tymczasem demontaż systemu może dokonywać się płynnie i… legalistycznie. PiS zakwestionowało III RP, zapowiedziało budowę nowej Rzeczypospolitej. Czy to element antysystemowości? – Hasło IV RP początkowo mieściło się w regułach systemu. PiS sugerowało, że przeprowadzi mniej więcej taką zmianę jak Charles de Gaulle, gdy zastąpił IV Republikę swoją V. Francuski przywódca przeforsował to – łącznie z wprowadzeniem nowej konstytucji, która radykalnie zmieniła formę rządów – w ramach obowiązującego porządku prawnego. Politycy PiS i sympatyzujący z partią komentatorzy sugerowali, że hasło IV RP ma mobilizować zwolenników odmiany politycznej, którzy dostrzegają w III RP zgniły, psujący państwo kompromis. Jednak same zmiany – co podkreślano – miały być dokonane w ramach mandatu demokratycznego. Przed wyborami w 2005 r. Lech Kaczyński przedstawiał się na billboardach jako prezydent IV RP. Jednak to nie jego wybór na prezydenta miał zapoczątkować nową rzeczywistość, lecz uchwalenie przygotowanej przez PiS konstytucji, w której obywateli podporządkowano państwu. – Nie przypadkiem porównywano ją do konstytucji kwietniowej, choć zwolennicy nowelizacji starali się przyodziać ją w demokratyczny kamuflaż, zachowując w projekcie formalne procedury i instytucje demokratycznego państwa. Jednak w ocenie, czy dana partia jest antysystemowa, nie można się ograniczyć do kryteriów formalnych. To byłby przejaw choroby, którą od wieków nazywa się kretynizmem prawniczym. Konstytucja stalinowska należała do najbardziej demokratycznych ustaw zasadniczych w ówczesnej Europie, ale ten, kto wyrabiałby sobie na jej podstawie pogląd o systemie, bardzo by zbłądził. Antysystemowość partii polega też na tym, że jeśli nawet przez jakiś czas zachowuje się fasadę norm prawnych, instytucji prawno-ustrojowych, to jedynie po to, by w majestacie prawa zaprzeczać temu prawu. Jednak nie można zarzucić PiS, że nie respektuje wyników wyborów, które są kluczowe dla