Patrioci degradują Polskę

Patrioci degradują Polskę

Czy w polskiej polityce istnieje główny nurt? Odpowiedź jest taka jak na pytanie, czy wąż ma ogon: wyłącznie! Wszystko, co się dzieje oficjalnie, musi się mieścić w ramach pewników ustanowionych przez panujący obóz solidarnościowy. Państwo polskie w okresie 1944-1989 było nielegalne, władza zbrodnicza, wojsko obce. Najbardziej obce były wojska ochrony granic, oficerowie tej formacji są traktowani najgorzej, według solidarnościowych kryteriów słusznie, skoro strzegli granic państwa nielegalnego. Kto temu państwu służył, w każdej chwili może być oskarżony o zbrodnię komunistyczną, bo każdy akt władzy mający na celu utrzymanie porządku publicznego może być do tej kategorii zaliczony. Skoro nawet oficerowie straży granicznej nie mogą być pewni swojej emerytury, to kto może być jej pewny? Niesława okrywa wszystkich, którzy w PRL robili coś pożytecznego, bo całe państwo tamtego czasu jest opisywane totalitarnie jako komunistyczne. Główny nurt wprowadził takie rozprzężenie językowe, że przymiotnikiem „komunistyczny” można określić, co się chce. Najwytrwalszymi strażnikami antypeerelowskiej ortodoksji są dziennikarze i dziennikarki. Rządzący nieraz odstąpiliby od praktyk prześladowczych i dyskryminacyjnych ze względów pragmatycznych, ale nie mogą tak postąpić, bo obawiają się krytyki ze strony swoich gorliwych propagandystów śledczych. Tak się przeważnie ta profesja zachowuje w okresach prześladowań w różnych krajach. Nawiasem: w czasie procesów moskiewskich Stalin musiał zakazać wszczynania śledztw na wezwanie prasy. Dziennikarze „Rzeczpospolitej” mocno zganili nowy rząd za zwlekanie z dekomunizacją w wojsku (5 lutego 2016). Od tego czasu rząd, a dokładniej mówiąc minister obrony, się poprawił, ale warto mieć w pamięci tamte przygany i ponaglenia. „W ramach antykomunistycznej sanacji PiS ogłosiło po dojściu do władzy, że w służbach mundurowych będzie promowało wyłącznie oficerów, którzy rozpoczęli służbę po 1989 r.”. A co się okazuje? „Rzeczpospolita” wyśledziła, że istnieją „ciepłe kontakty resortu obrony – rządzonego wszak przez najtwardszego z twardych antykomunistę Antoniego Macierewicza – z klubem zrzeszającym generałów z PRL oraz Związkiem Żołnierzy Wojska Polskiego, także zanurzonym głęboko w przeszłości”. Na czym polegają te karygodne ciepłe kontakty? Gazeta informuje w innym artykule, że szef sztabu gen. Mieczysław Gocuł dopuścił się rozmowy z delegacją Związku Żołnierzy Wojska Polskiego m.in. „o zniesieniu utrudnień w chowaniu komunistycznych wojskowych na Powązkach”. Te utrudnienia wprowadził poprzedni szef MON Tomasz Siemoniak. „Problem polega na tym, że takich spotkań miało już nie być. (…) Powodem jest postkomunistyczny charakter obu organizacji”, tzn. Klubu Generałów i Związku Żołnierzy Wojska Polskiego. „W 2013 r. klub zasłynął zabiegami o asystę honorową na pogrzebie gen. Floriana Siwickiego…”. To oburzyło posłów PiS i ziobrystów. „To, co robi MON, jest gloryfikowaniem komunistycznego reżimu totalitarnego”, grzmiał poseł Patryk Jaki. Dziennikarze „Rzeczpospolitej” nie musieli długo czekać, żeby ich głód sprawiedliwości dziejowej został zaspokojony przez nowego ministra; ten do poniżeń generałów przez pana Siemoniaka dodał swoje. Ten pan Siemoniak, jak słyszę, pretenduje do roli jednego z liderów opozycji. Nie miejmy złudzeń co do tego, jaka to będzie opozycja. Dyskryminowanie oficerów czy nawet degradowanie nie jest wynalazkiem solidaruchów. Komuniści po wojnie robili to na nie mniejszą skalę, nie mówiąc już o metodach, jakie stosowali: były wojenne. Przy zmianie ustroju w 1989 r. nie zaistniały przesłanki dyskryminacji, bo wtedy nie dokonał się rewolucyjny przewrót z rozlewem krwi ani nawet zamach stanu, który można by uznać za przerwanie ciągłości państwa. Zmiana dokonała się metodą negocjacji umów i uzgodnień. Niecichnący od ćwierćwiecza wielki wrzask o obaleniu zbrodniczego reżimu (najpowszechniejsza postać tego nieludzkiego reżimu: czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy) jest sztucznie przedłużanym nastrojem, który był naturalny i na miejscu w chwili (powiedzmy: rocznej) zmiany złego ustroju, nudnej ideologii i nudnej partii rządzącej na stan rzeczy bliższy naturze ludzkiej, a zwłaszcza bliższy naturze Polaka, z trudem naginającego się do jakiegokolwiek porządku państwowego, dobrego czy złego. Po klęsce 1939 r. dość powszechne było poczucie, że piłsudczycy powinni być jakoś napiętnowani za swoje dyktatorskie rządy zakończone sromotną klęską wojenną. Rząd gen. Sikorskiego działał w duchu tej opinii, nie dopuszczając „sanatorów” do urzędów emigracyjnych, a gorliwie piłsudczykowskich oficerów odsuwając od stanowisk w wojsku, niektórych nawet skazując

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 48/2016

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony
Tagi: patriotyzm