Korespondencja z Dublina Na twarzy miałam lufę karabinu. Izraelscy żołnierze wykrzykiwali, że jestem dziwką i że trzeba zrobić ze mną porządek.Ewa Jasiewicz o ataku na Flotyllę Wolności Płynęłam na statku „Challenger” – relacjonuje Ewa Jasiewicz, Angielka polskiego pochodzenia, niezależna dziennikarka, organizatorka związków zawodowych w Anglii, obrończyni praw człowieka. – Do brzegu Gazy zostało może 120-150 km. Przez cały czas czuliśmy, że „coś się stanie”. Kilka minut po trzeciej nad ranem zobaczyłam, jak w kierunku naszych statków z dużą szybkością zbliżają się łodzie patrolowe. Nie wiem dokładnie, ile ich było. Najpierw wpadli na „Mavi Marmara”. Rzucali granatami z gazem. Rozległy się strzały. Kopali i bili kolbami karabinów mężczyzn i kobiety. To był amok. Kilku z nich zaczęło brutalnie bić moją koleżankę. Chciałam zrobić cokolwiek, by jej pomóc, ale nie było na to szans. Ciężko zrobić cokolwiek, kiedy czuje się na twarzy lufę M 16. Żołnierze wściekle wykrzykiwali co chwila, że nas zabiją, że jestem dziwką i że trzeba zrobić ze mną porządek. Nie chciałam dobrowolnie założyć sobie kajdanek. Położyłam się na pokładzie. Ze złości jeden z żołnierzy nastąpił ciężkim butem na moją twarz. Nie bolało. Tak sobie myślę, że to nie miało boleć, tylko mnie poniżyć. O świcie 31 maja izraelscy komandosi zatrzymali flotyllę ośmiu statków, które płynęły z pomocą humanitarną do odciętej od świata i wyniszczonej trzyletnią blokadą Gazy. Akcję przeprowadzono na wodach międzynarodowych, niespełna 150 km od brzegów Strefy Gazy. Żołnierze elitarnego izraelskiego oddziału Flotylla 13 wdarli się na pokład tureckiego statku MV „Mavi Marmara”, łamiąc konwencję ONZ z 1988 r., która zabrania przechwytywania statków na wodach międzynarodowych oraz stosowania przemocy wobec pasażerów przebywających na pokładzie. – Żołnierze, którzy zaatakowali naszą flotyllę, czuli się bardzo pewnie – mówi Ewa Jasiewicz. – Trzy flagi: amerykańska, grecka i turecka, które powiewały nad naszymi jednostkami, nie stanowiły dla nich przeszkody. Świat musi zrozumieć, że atak na wodach międzynarodowych był zbrojną agresją na trzy suwerenne państwa. Izrael pokazał po raz kolejny, że jest bezkarny. Zrobili to jednak pod osłoną nocy, bojąc się, że w świetle dnia u brzegów Gazy będzie ten spektakl obserwowało zbyt wiele osób. Efekt ataku to dziewięciu zabitych i prawie 30 rannych. Stonowane i zdawałoby się odarte z emocji brytyjskie media relacjonowały, że z wyników autopsji zastrzelonych pasażerów MV „Mavi Marmara” wynika, że „w kilku ciałach odnaleziono po kilka pocisków, w ciele zaś jednej z ofiar aż sześć”. Sekcja zwłok wykazała ponadto, że izraelscy komandosi strzelali z bardzo bliskiej odległości, „celując między innymi w środek czoła oraz tył głowy”. Wojna o Gazę trwa. Jej ofiarami są także zwykli ludzie, których marzeniem jest tylko żyć normalnie. – Izraelscy komandosi od początku chcieli nas zamknąć w kordonie terroru i strachu – dopowiada Ewa Jasiewicz. – To nieprawda, że działacze i aktywiści zaatakowali żołnierzy. Przez cały rejs powtarzaliśmy sobie do znudzenia: bez względu na to, co się wydarzy, stawiamy bierny opór. Nie przewidywaliśmy jednak, że padną strzały… W takiej sytuacji każdy człowiek myśli o samoobronie. Tak było i w tym przypadku. Ewa Jasiewicz współpracuje z Międzynarodowym Ruchem Solidarności (ISM) w Palestynie. Jako koordynatorka ruchu Wolnej Gazy (Free Gaza) z perspektywy Palestyńczyków obserwowała działania „prewencyjne” armii izraelskiej podczas operacji „Płynny ołów”. Do okupowanego regionu przyjechała w grudniu 2008 r. Przez pięć tygodni pracowała jako sanitariuszka. Wspomnienia z tamtych dni znalazły się w jej książce „Gaza – getto nieujarzmione”. Moralna wojna? Podczas operacji „Płynny ołów” żołnierze Izraela zabijając jednego bojownika Hamasu, uśmiercili prawie czterech niewinnych cywilów. Po stronie Izraela życie straciło 13 osób, głównie żołnierzy. Helikoptery, czołgi i działa ostrzeliwały liczącą 520 tys. mieszkańców Gazę. 15 stycznia 2009 r. pociski burzące i zapalające spadły na budynek Organizacji Narodów Zjednoczonych. Wśród rannych było trzech pracowników agendy pomocowej ONZ – UNRWA. Kilka minut wcześniej eksplodował wieżowiec, gdzie mieściło się biuro Agencji Reutera i innych redakcji relacjonujących przebieg tej rzezi. To wszystko zdarzyło się w dniu, kiedy do Gazy