SPD wygrała wybory w Dolnej Saksonii i utrzyma tam władzę. Ale czy władzę w partii utrzyma Schulz? Korespondencja z Berlina Socjaldemokraci jednak nie oduczyli się wygrywać – trzy tygodnie po wyborach do Bundestagu, w których ponieśli historyczną klęskę, SPD wygrała wybory w Dolnej Saksonii, stając się po raz pierwszy od 1998 r. pierwszą siłą w hanowerskim landtagu. Partia Martina Schulza uzyskała 36,9% głosów, prawie o 4,3% więcej niż w 2013 r. Szef SPD mówił o „wspaniałym zwycięstwie”, wskazując, że po czterech porażkach z rzędu (w Szlezwiku-Holsztynie, Kraju Saary, Nadrenii Północnej-Westfalii i w wyborach do Bundestagu) trend wreszcie się odwrócił. W tradycyjnie lewicowej Nadrenii jeszcze w kwietniu w sondażach prowadziła SPD, dopiero na ostatniej prostej wyprzedzili ją chadecy. Tym razem było odwrotnie – CDU nie zdołała odsunąć socjaldemokratów od władzy, choć w sierpniu miała nad nimi jeszcze ponad 10% przewagi. Partia Angeli Merkel uzyskała w Dolnej Saksonii 33,6% głosów, o 2,4% mniej niż cztery lata temu. Przyśpieszone wybory stały się koniecznością po przejściu w sierpniu posłanki Zielonych Elke Twesten do CDU, co spowodowało utratę przez czerwono-zielony rząd większości w landtagu. Wydawało się, że ten transfer osłabi SPD, ale widocznie jej pomógł, skoro wielu wyborców przyznało, że decyzja Twesten wzbudziła w nich odruch sprzeciwu. – Ktoś w CDU chciał uderzyć w nasz rząd, ale Dolnosaksończycy nie lubią niepewności – twierdził w wyborczy wieczór premier Stephan Weil, który zresztą z jeszcze kilku innych bitew wyszedł obronną ręką. Na rozchwianie polityczne nałożył się bowiem wielki skandal w Volkswagenie. Zasiadający w radzie nadzorczej samochodowego giganta polityk SPD był atakowany za niedostateczny nadzór, co umożliwiło koncernowi z Wolfsburga manipulowanie wynikami pomiarów spalin w samochodach z silnikami Diesla. Weila krytykowano też za zaniedbania w oświacie i brak nauczycieli, co przywoływało skojarzenia z Nadrenią, zwiastując porażkę. W kampanii dyskutowano również o imigrantach i bezpieczeństwie. Jednak w Dolnej Saksonii wyborcy są jeszcze odporni na populistyczne zakusy. Ultraprawicowa AfD poniosła klęskę, ledwo wchodząc do landtagu (6,2%). Liderzy SPD mogą więc odetchnąć z ulgą. To jeden z najludniejszych i najbogatszych landów w RFN, nie tylko ze względu na centralę VW, lecz także dzięki znakomicie rozwiniętemu rolnictwu. Toteż Weil nie krył zadowolenia, oświadczając, że wynik wyborczy daje mu mandat do utworzenia koalicji rządowej. Tymczasem wciąż nie ma odpowiedzi na najistotniejsze pytanie, z kim socjaldemokraci będą rządzić. Kontynuacja rządu z Zielonymi stoi pod znakiem zapytania z braku większości. Die Grünen uzyskali 8,7%, czyli o 5,0% mniej niż cztery lata temu. Możliwy byłby sojusz SPD z Zielonymi i FDP (7,5%), ale liberałowie odmówili współpracy z Zielonymi z powodu rozbieżności programowych. Trudna Jamajka Zarówno ostatnia porażka CDU, jak i awersja liberałów do ekologów pokazują, jak trudne będą dla Merkel jamajskie pertraktacje koalicyjne na szczeblu federalnym (od czarno-zielono-żółtych barw flagi Jamajki). Po wyborach do Bundestagu kanclerz postanowiła, że dopiero po głosowaniu w Dolnej Saksonii rozpocznie rozmowy z FDP i Die Grünen. Klęska w Hanowerze dotkliwie osłabiła jej pozycję negocjacyjną. Merkel chciała najpierw zażegnać konflikt z CSU i skończyć dyskusję o górnej granicy limitu uchodźców. Siostrzane partie osiągnęły kompromis, w którym wprawdzie nie występuje złowrogie określenie Obergrenze (górna granica), ale jest wzmianka o 200 tys. Mimo to szef bawarskich chadeków Horst Seehofer twierdzi, że rozmowy z Zielonymi będą trudne, a utworzenie rządu może potrwać nawet do następnego roku. – Niemcy patrzyli na Jamajkę z zaciekawieniem i bez uprzedzeń, ale to milczenie i przesuwanie rozmów ich zniechęciło. Dziś można powiedzieć, że to pierwsza koalicja w historii Niemiec, która została odsunięta od władzy jeszcze przed powstaniem – komentuje Jakob Augstein, wydawca tygodnika „Der Freitag”. Głosy krytyki pojawiają się również w szeregach Die Grünen. – Nie pierwszy raz Merkel traci cenny czas – powiedział szef frakcji Zielonych Anton Hofreiter w rozmowie ze „Stuttgarter Nachrichten”. Inni liderzy potencjalnych partii koalicyjnych starają się być bardziej pojednawczy. Wolfgang Kubicki i Katrin Göring-Eckardt, którzy w przeszłości darzyli się szczerą nienawiścią, po wyborach w Dolnej Saksonii w programie Anne Will zdobyli się na polityczny flirt, a wiceszef liberałów pocałował szefową Zielonych w rękę. Także Wolfgang Schäuble stara się nienatrętnie,










