W Polsce żyje, a raczej wegetuje, 3 mln bezpańskich psów i kotów Bardzo różny jest psi los. Dla jednych są kosztowne ubranka, drugie wpadają w ręce degeneratów. Kotom nie wiedzie się lepiej. Bo największym problemem jest ogromna liczba zwierząt, których nikt nie chce. Według Fundacji dla Zwierząt Argos, w Polsce żyje, a raczej wegetuje, 3 mln bezpańskich psów i kotów. To wynik niekontrolowanego rozrodu. A wystarczyłoby prowadzić sterylizację i kastrację zwierząt. Beata Krupianik z Fundacji Karuna – Ludzie dla Zwierząt podaje, że na obserwowanym przez nią terenie, gdzie przeprowadzano takie akcje i znakowano zwierzęta, liczba szczeniąt przynoszonych do schroniska w ciągu dwóch lat zmalała o 90%. Bezdomność zwierząt można by więc ograniczyć do minimum w ciągu trzech lat. A w schroniskach pełno jest psów i kotów, których jedyną winą jest to, że się znudziły. Niechcianym prezentem bywa też kucyk czy koń. Tę sprawę przeważnie załatwia rzeźnia, chyba że któraś z fundacji, np. Centaurus, przeprowadzi zbiórkę, wykupi i przejmie nieszczęśnika. Nie umiemy sobie radzić z bezdomnością zwierząt mimo schronisk i całego, wcale nie taniego systemu, który powinien rozwiązywać problem. NIK się pochyla Dość – powiedziała w 2013 r. Najwyższa Izba Kontroli, po przygotowaniu i analizie raportu. Inspektorzy później jeszcze kilka razy wracali do sprawy. Po sprawozdaniu ze stycznia tego roku, kiedy znów skontrolowano 14 schronisk, 13 gmin i 9 służb weterynaryjnych, przy prezesie NIK powstała rada do wspierania działań na rzecz ochrony zwierząt. – Ten ponury obraz opieki nad bezdomnymi zwierzętami, który wyłania się z raportu, spowodował, że o wnioskach z tej kontroli poinformowaliśmy wszystkie samorządy w Polsce. Skala nieprawidłowości jest naprawdę znaczna – podkreślał Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK. Na pierwszym spotkaniu rady, w skład której weszli doświadczeni działacze na rzecz zwierząt, padały znamienne słowa i wnioski, niestety, zgłaszane od lat. Beata Krupianik znów przekonywała do sterylizacji. Akcja powinna objąć również zwierzęta, które mają właścicieli i są przez nich naprawdę kochane. Zabiegi nie są tanie. Sterylizacja suki w ośrodku weterynaryjnym dobrej klasy kosztuje 300 zł. Dla ratowania życia ulubieńca emeryt wysupła ostatni grosz, nawet się zapożyczy, ale na taki zabieg nie będzie się poświęcał. Prezes NIK namawiał samorządy, żeby wzięły na siebie finansowanie wszystkich kastracji i sterylizacji zwierząt. W krótkim czasie miałoby to rozwiązać, a przynajmniej znacznie złagodzić problem kociej i psiej bezdomności. Tymczasem większość samorządów ani myśli dać się przekonać. Twierdzą, że nie mają uprawnień do dofinansowywania takich działań. Kwiatkowski zapowiedział zwrócenie się w tej sprawie do parlamentarzystów. Przecież wśród nich działa zespół przyjaciół zwierząt. Wśród nielicznych prezentujących odmienne stanowisko jest Bielawa na Dolnym Śląsku. Akcję sterylizacji i kastracji nieodpłatnie prowadzi miejscowe Stowarzyszenie Inicjatyw Obywatelskich. Zajmuje się też poszukiwaniem nowych domów dla porzuconych zwierząt. Nieraz już stwierdzano, że koszty walki z bezdomnością zwierząt są ogromne, a efekty mizerne. Raport NIK podaje, że wciąż 80% wydatków pochłania wyłapywanie zwierząt, potem zleceniodawcy, czyli samorządy, przeważnie nie interesują się ich losem. Dla nich już nie ma sprawy, bo to tylko zwierzę! Gdy do tego dodamy, że większość hycli to osoby przypadkowe, nie trzeba zbytniej wyobraźni, by uświadomić sobie, do czego może to prowadzić. System wręcz zachęca do okrucieństwa; w najlepszym razie zwierzę jest wypuszczane gdzieś w sąsiedztwie, choć prościej jest je zabić. A jeżeli w końcu, tak jak należy, pies czy kot trafi do schroniska, też trudno mówić o happy endzie. Według NIK co czwarty pies umiera tam przedwcześnie, koty znoszą to jeszcze ciężej i szybciej odchodzą. Działacze na rzecz zwierząt podkreślają, że najgorsze są schroniska ogromne, takie na tysiące stworzeń. Sylwia Najsztub z Fundacji Duch Leona mówi, że to właściwie ciężkie więzienia; człowiek w podobnym czułby się jak w Guantanamo. Tylko że zwierzę, które tam trafia, nie zrobiło nic złego. Na co dzień Sylwia pracuje z agresywnymi psami i prowadzi hospicjum dla zwierząt, jest również członkiem rady przy prezesie NIK. Zachęca, by gminy tworzyły własne, niezbyt duże schroniska. Łatwiej je kontrolować, zwierzęta czują się tam o wiele lepiej niż w molochu i częściej










