Piętno dzieciobójcy cz. I

Piętno dzieciobójcy cz. I

Newborn baby in the arms of his father, close-up. black and white photography

Kasia i Adaś mieli zaledwie po kilka miesięcy. Zanim dzieci zginęły, wiele wycierpiały Religijny, dobrze wykształcony syn szanowanych rodziców rozmyślnie zabija rok po roku swoje dzieci, bo musiałby dla nich zmienić styl życia. Tak wynika z aktu oskarżenia napisanego z dużą wnikliwością. Po wieczornej kąpieli pięciomiesięczny Adaś usypiał na rękach babci. Kiedy zamknął oczy, kobieta podała go zięciowi, aby zaniósł syna z kuchni do salonu, gdzie stał dziecinny wózek. Kilka minut później usłyszała jego krzyk: „Zosiu, wypadł mi z rąk!”. Teściowa i matka dziecka wbiegły do pokoju. Przesłuchiwana później na policji Zofia K., żona Oskara K., zeznała: – Adaś leżał na podłodze. Nie oddychał, gwałtownie puchła mu główka. Mąż twierdził, że potknął się o dywan, który po praniu miał zadarty jeden z rogów. Ponoć syn konwulsyjnie się wygiął i saltem poleciał w tył. Próbował go złapać za nóżki w śpioszkach, ale dziecko się wyśliznęło. Nieprzytomnego chłopca pogotowie zawiozło do szpitala. Mimo intensywnej terapii nie udało się go uratować. W karcie chorego wpisano podejrzenie wystąpienia u małego pacjenta „zespołu dziecka maltretowanego”. Jeszcze przed sekcją zwłok ojciec Adasia wyznał lekarzom, że „być może przy reanimacji za bardzo uciskaliśmy na żebra”. Następnego dnia Oskar K. wpisał do internetowej wyszukiwarki hasła: „oględziny miejsca zdarzenia”, „upuszczenie i śmierć dziecka”, „upadek i śmierć dziecka”, „sprawa Madzi z Sosnowca”. Zawsze w obecności ojca Mimo tak krótkiego życia Adaś K. nie po raz pierwszy był hospitalizowany. Pogotowie zabierało go kilka razy z powodu ogólnego zwiotczenia, zaburzeń w oddychaniu lub zachłyśnięcia się. W tym ostatnim wypadku, który zdarzył się kilka tygodni przed śmiercią, odessano mu z nosa bardzo dużo śluzu z domieszką krwi. Zofia K. powiedziała podczas wywiadu lekarskiego, że synka kładł do łóżeczka jej mąż. Tamtego wieczoru zaniepokoiła ją cisza w pokoju; zwykle Adaś przed snem gaworzył. Wbiegła do sypialni; zobaczyła, że dziecko leży obrócone buzią do poduszki. Kiedy odwróciła je na plecy, ulała się treść pokarmowa. Pogotowie, szpital. Po kilku dniach dziecko wróciło do domu zdrowe. Ale to nie był koniec kłopotów. W trzecim miesiącu życia niemowlaka doszło do zatrzymania krążenia i ostrego niedotlenienia ośrodkowego układu nerwowego. Specjalistom w Centrum Zdrowia Dziecka nie udało się odkryć przyczyny tak poważnych zaburzeń. Zofię K. prześladowały takie widoki: ona rozmawia ze swoją matką przez telefon. Oskar jest z synem w sypialni. Kiedy tam wchodzi, widzi męża stojącego nad dzieckiem z poduszką w rękach. Mały ma sine usta. – Bawiłem się z nim w „a kuku”. wyjaśnia mężczyzna. Inne wspomnienie: Oboje są z synkiem na spacerze. Ona wstępuje jeszcze do sklepu po jogurt, on wraca z dzieckiem do domu. Kiedy Zofia wchodzi do mieszkania, Adaś jest siny, traci przytomność. „Przegrzał się”, mąż bagatelizuje sytuację. Ona jednak wzywa pogotowie, chłopczyk trafia do szpitala. Lekarze nie wiedzą, co spowodowało nagłe zatrzymanie krążenia. Na szpitalnym łóżku takie objawy nie powtórzyły się. Ale skutki incydentu w domu były poważne – ciężkie niedotlenienie mózgu. Jakby wypadło z trzeciego piętra Po śmierci Adasia szpital zawiadomił organy ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. W protokole policjanta opisującego okoliczności upadku dziecka Oskar K. czujnie skorygował określenie: „przewrócił się” na „potknął się”. Zofia K. przesłuchiwana po raz pierwszy, nie miała żadnych podejrzeń co do zachowania męża. Pojawiły się dopiero miesiąc później. Zeznała wówczas, że usytuowanie wózka wykluczało, aby Oskar potknął się o przesunięty pod okno dywan. Kiedy mąż przenosił Adasia do salonu, niemowlę spało w pozycji wyprostowanej, nie mogło wypaść mu z rąk na skutek konwulsji. Przesłuchana ponownie przedstawiła dokumentację z CZD, z której wynikało, że opuszczając klinikę, synek nie miał już tików nerwowych. Jej mąż o tym nie wiedział, gdyż rzadko odwiedzał tam dziecko. Dla prokurator Mirosławy Chyr, bardzo dociekliwej, o czym będzie świadczył napisany później przez nią akt oskarżenia, niepokojące wydały się opinie służby zdrowia. Ratownicy z pogotowia zapamiętali, że kiedy zabierano małego pacjenta do szpitala, jego ojciec pytał po co, skoro dziecka nie da się uratować. Dyżurny lekarz w izbie przyjęć znał już małżeństwo K., gdyż wcześniej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 36/2021

Kategorie: Kraj