Pikietą w ustawy

Pikietą w ustawy

Skoro prawa kobiet są lekceważone w Sejmie, stowarzyszenie Same o Sobie walczy o nie na ulicy „Chcemy chcianych dzieci” „Edukacja seksualna w szkołach, nie w kościołach”, „Ustawa Gowina do komina”, „Donald, ty nas nie kochaj, ty nas szanuj!” – to tylko niektóre z haseł widniejących na transparentach przyniesionych przez protestujących 24 stycznia przeciwko wejściu w życie ustawy Gowina. A na największej planszy i na ustach pikietujących: „Chcemy medycyny, nie ideologii!”. Białym prześcieradłem przykryto symboliczne zwłoki kobiety. To ciała tych wszystkich kobiet, dla których ustawa Gowina będzie równoznaczna z wprowadzeniem przepisów grożących życiu, a także unicestwiających szansę na macierzyństwo. O bublu, jakim jest proponowana przez Jarosława Gowina konwencja bioetyczna, pisaliśmy już kilkakrotnie. Aktywność organizacji promujących wolność kobiet i prawo do decydowania o własnej płodności pokazuje, że społeczeństwa nie da się uciszyć zwodniczymi stwierdzeniami o kompromisie. W zimową, deszczową sobotę przed Sejmem zgromadziło się ponad 100 osób walczących o zdrowie kobiet i prawo rodzin do posiadania dzieci. Głównym organizatorem pikiety było Stowarzyszenie Same o Sobie, współdziałające z Porozumieniem Kobiet 8 Marca, Fundacją MaMa, Fundacją Feminoteka, Wolnym Związkiem Zawodowym \”Sierpień 80\” i Europejską Feministyczną Inicjatywą IFE-EFI. Do protestu dołączyło też Stowarzyszenie na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji \”Nasz Bocian\”, a na zaproszenie polskiego oddziału IFE-EFI specjalnie na pikietę przyleciały do Warszawy Lilian Halls-French, prezeska IFE-EFI Europe, i Maria Hagberg, szwedzka referentka organizacji. Człowiek w kobiecie Stowarzyszenie Same o Sobie na co dzień zajmuje się walką o legalizację aborcji w Polsce. Dlaczego w takim razie zajęło się także ustawą Gowina? Paradoks jest tylko pozorny. \”Dla posła czy dla biskupa nasze dramatyczne albo pełne poświęcenia decyzje są zwykłym ťwidzimisięŤ. Tak z pogardą nazywają nasze trudne wybory ci panowie, którzy nigdy nie będą w ciąży. Niechcianej, niemożliwej do podtrzymania albo wyczekanej i upragnionej. Fanaberią określają nasze wybory życiowe ci, którzy widzą dziecko w zapłodnionym jaju, a nie widzą człowieka w kobiecie. (…) Za zakazem przerywania ciąży i za zakazem mrożenia zarodków, czyli skutecznego in vitro – stoi ta sama intencja: TO MY ZADECYDUJEMY ZA WAS. Ten sam przekaz: WASZE ZARODKI SĄ WAŻNE, WY NIE JESTEŚCIE WAŻNE\”, czytamy w ulotce poświęconej pikiecie. Początki działalności S.O.S. to rok 2006. Kiedy LPR chciała wprowadzić zapis w konstytucji, gwarantujący ochronę życia \”od poczęcia do naturalnej śmierci\”, czyli wprowadzający całkowity zakaz aborcji, grupa kobiet, przedstawicielek różnych stowarzyszeń i fundacji kobiecych, zdobyła przepustki do Sejmu. – Wysłuchałyśmy przemówienia Wierzejskiego i poczułyśmy, że nie można na to pozwolić. Po naszym trupie! Musiałyśmy działać. Najpierw jako nieformalna grupa Pro Choice 2006 organizowałyśmy pikiety, manifestacje. Na największe, na placu Konstytucji w Warszawie, przyszło nawet 1,5 tys. osób. W kwietniu 2007 r. poprawki w konstytucji zostały odrzucone. To nie tylko nasza zasługa, ale myślę, że miałyśmy wpływ na decyzje polityków – wspomina Katarzyna Bratkowska, prezeska stowarzyszenia. W międzyczasie nieformalna grupa Pro Choice zmieniła się w formalne Stowarzyszenie Same o Sobie S.O.S. – Jesteśmy taką \”organizacją córczaną\” wobec Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny – uśmiecha się Katarzyna. – Federacja zajmuje się przede wszystkim monitorowaniem działalności sejmowej, ustaw, konsultacjami prawnymi, pomocą osobom poszkodowanym. S.O.S. jest odpowiedzialne za bezpośredni nacisk, to oddolna grupa organizująca akcje społeczne, pikiety, demonstracje. Warto działać? Czy pikietowanie pod Sejmem w ogóle ma sens w polskich warunkach? – W Polsce od 20 lat tradycja przeprowadzania społecznych protestów jest z premedytacją niszczona. Kolejne władze prowadzą strategię permanentnego lekceważenia demonstrujących, bez względu na wysiłek włożony w organizację protestów, czas ich trwania, powód zorganizowania – twierdzi prezeska. Kiedy latem 2007 r. Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych zorganizował trwający dwa tygodnie protest, premier nawet nie wyszedł do koczujących w białym miasteczku kobiet. – Kolejni posłowie powtarzają, że nie mogą ulegać nastrojom społecznym, naciskom protestujących, co oznacza, że nie rozumieją, czym jest demokracja. W Paryżu rocznie odbywa się ponad 300 demonstracji, w których biorą udział wielotysięczne tłumy. Te akcje mają realny wpływ na politykę, obalają ministrów. We Włoszech na ulicę wychodzi ponad 2 mln osób. Tymczasem u nas nawet mądrzy skądinąd ludzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2009, 2009

Kategorie: Kraj
Tagi: Agata Grabau