Piknik pod spadającym samolotem

Piknik pod spadającym samolotem

Dlaczego w Polsce nie można uniknąć wypadków podczas pokazów lotniczych? Nasz lot trwał około pół minuty. Siedziałem w motolotni za pilotem, zrobiliśmy skręt i raptem zobaczyłem, że lecimy na wysokie drzewo. Odzyskałem przytomność na ziemi. Instruktor nie żył, ja byłem poparzony, nogę miałem złamaną w dwóch miejscach – wspomina 23-letni Krzysztof Terlecki. Wypadek zdarzył się podczas pikniku lotniczego w Chobocie koło Sulejówka, sześć lat temu. Rozbita motolotnia stanęła w płomieniach, ludzie nie mogli się zbliżyć. Na szczęście był wśród nich ojciec Krzysztofa. – Tata mnie wyratował. Gdyby nie on, wyciągnęliby nas dopiero, jak wszystko by się wypaliło – dodaje Terlecki. Pięćdziesięciokilkuletni instruktor zginął, gdy motolotnia uderzyła w drzewo i runęła na ziemię. Jak stwierdzono później, w czasie tego krótkiego lotu doznał udaru i stracił panowanie nad sterami. To był drugi dzień pokazów, pilotował motolotnię w sobotę i niedzielę. Z pomnika zdjęty Wypadki podczas imprez lotniczych stają się powoli naszą tradycją. Tragedie, takie jak ta, która zdarzyła się na tegorocznym radomskim Air Show, kiedy zginęło dwóch doświadczonych białoruskich instruktorów w samolocie bojowym SU-27, czy śmiertelne zderzenie pilotów z grupy Żelazny dwa lata wcześniej, napędzają zainteresowanie publiczności. Krążą różne pogłoski, np. że katastrofa białoruskiego SU-27 w Radomiu była wynikiem sabotażu NATO – tak jak rzekomo kiedyś wypadek TU-144 podczas pokazów na Le Bourget, który wyeliminował z rynku radzieckie ponaddźwiękowe samoloty komunikacyjne na korzyść francusko-brytyjskich concorde’ów. W internecie fani pokazów z zapałem wymieniają się wrażeniami: „Tak, wraki rozbitych samolotów widziałem już kilka razy. – A prawdziwy wypadek? – Tylko raz, w Góraszce w 1997 r.”. Rozbił się wtedy śmigłowiec podczas wykonywania akrobacji, piloci na szczęście uszli z życiem. Następnego dnia pokazów frekwencja była podobno dwa razy wyższa. Na pokazach wszystko bowiem może się zdarzyć. Lotnicy wykonują ryzykowne ewolucje ciężkimi maszynami bojowymi, które z założenia nie są przewidziane do akrobacji, albo kręcą figury samolotami muzealnymi, ściągniętymi z pomników. Właśnie z pomnika został zdjęty w 2003 r. samolot treningowy Bies (produkowany w Polsce pod koniec lat 50.). Fundacja Polskie Orły wyremontowała go i przygotowywała do pokazów. Pilot, który kilka miesięcy później w Góraszce ćwiczył na tym Biesie przed piknikiem lotniczym w Mińsku Mazowieckim, zginął, podchodząc do lądowania. Pokazy mają niekiedy charakter dość kameralny. Cztery lata temu nad Janikowem nasz najwybitniejszy motolotniarz Lech Molewski holował dwa balony pełne mniejszych baloników. W odpowiednim momencie miały się one wysypać z wnętrza obu rozerwanych balonów na głowy zachwyconych dzieci. 52-letni Molewski był ostrożnym pilotem, mawiał, że motolotniarstwo to bezpieczny sport, trzeba tylko latać z głową. Nieraz już zrzucał z motolotni piłeczki czy cukierki. Jeden z rozerwanych balonów zadziałał jednak jak hamulec powietrzny, motolotnia straciła prędkość i zwaliła się na ziemię, pilot zginął. Do nowej ślubnej mody należy sypanie nowożeńcom płatków róż czy wręcz całych bukietów. W sierpniu tego roku nad Duklą dwuosobowa załoga samolotu Morane miała obrzucić orszak ślubny kwiatami. Samolot, wykonując skręt, zawadził o komin, zginął 74-letni instruktor Stanisław Bańka, jego towarzysz został ciężko ranny. W lipcu w Chrcynnie koło Nasielska zginęła młoda uczestniczka kursu spadochronowego. „Uczeń skoczek poniosła śmierć na miejscu. W prawym ręku trzymała tuleję spadochronu wyciągającego”, stwierdza Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Nie zdołała jednak otworzyć ani spadochronu głównego, ani zapasowego. Kilkanaście dni wcześniej na tym samym lądowisku zabił się spadochroniarz. W czerwcu w Krakowie spadła cessna z czterema osobami wykonująca pożegnalne kółko w powietrzu na zakończenie VI Małopolskiego Pikniku Lotniczego. Dwaj mężczyźni zginęli, trzeci został ciężko ranny, czwarty wyszedł prawie bez szwanku. Doświadczony, prawie 50-letni pilot cessny nie odbezpieczył wolantu, samolot zdołał wystartować, ale już przy pierwszym zakręcie stracił sterowność i runął w dół. Lotnisko Czyżyny, na którym odbywają się te pikniki, nie jest najlepiej położone, niedaleko przebiega linia wysokiego napięcia i stoją domy. Kiedyś zabraknie szczęścia – W Polsce odbywa się coraz więcej rozmaitych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 39/2009

Kategorie: Kraj