Pilna potrzeba dekretynizacji

Jeszcze  nie odetchnęliśmy po sensacjach, jakich dostarczają nam nieustannie nasze ulubione kręgi polityczne, a już zbliżają się nowe wydarzenia, coraz upiorniejsze w swej wymowie moralno-politycznej.

Putin wygrywa w Rosji wybory. Cały świat śle gratulacje. Nasz prezydent telefonuje z życzeniami, co może mieć znaczenie w przyszłym łagodzeniu napięć pomiędzy naszymi krajami. Natychmiast pomyślałem, że pora na kolejny atak ze strony rządzącej koalicji. Długo nie czekałem. Niemal na drugi dzień nasz arcywspaniały minister Pałubicki atakuje głupio i prymitywnie Rosję – bo napięcie musi rosnąć, a nie maleć. No i zaczyna się cyrk. Minister mówi, iż niczego nie mówił, a to, co mówił, to wprawdzie mówił, ale o czymś innym i dawnym. Premier podtrzymuje ten wykręt. Prezydent żąda wyjaśnień. Poseł Bielecki, co prawda architekt, ale i szef Komisji Straw Zagranicznych w Sejmie, woła głośno, że trzeba, aby minister podał się do dymisji – a sam profesor Geremek publicznie wyraża zdziwienie, że ktoś wchodzi w jego kompetencje i samodzielnie uprawia politykę zagraniczną.

Streszczam wydarzenia pośpiesznie i pytam: Czyż trzeba jeszcze straszniejszego bałaganu, by udowodnić, że czas koalicji dobiegł końca, skoro nawet w jednym rządzie nie można uzyskać jednolitego postępowania, jednej linii politycznej w istotnych sprawach. Jak jeszcze długo nasza cierpliwość będzie narażana na wybuch wzburzenia społeczeństwa nieudolnością polityków? Nie jest prawdą, iż ta koalicja musi dotrwać do końca kadencji i narażać Polskę na coraz większe kłopoty.

Nieobliczalność Pałubickiego była znana już dość dawno temu, gdy eksplodował skandal z generałem Petelickim i jego zastępcami w GROM-ie. Ta tolerowana nieobliczalność podważa także wiarygodność procesów lustracyjnych. Ludzie piszą do mnie i pytają, co takiego pan minister Pałubicki ma w zanadrzu, iż koalicja toleruje jego, chwilami szaleńcze, postępowanie. Tu nie polityczna lustracja jest nam potrzebna, lecz psychiatryczna.

Może nie aż wielka lustracja, lecz jakaś skromniejsza forma. Np. moja zapomniana, ale kilka lat temu zalecana dekretynizacja. Coraz mniej komunistów i takichże zachowań widać na scenie politycznej, lecz lawinowo pojawiają się kretynizmy, no i sami kretyni w rolach głównych.

Byłoby pięknie i pożytecznie powołać Krajowy Trybunał Dekretynizacyjny. Mógłby działać w trybie społecznym, bez kosztów. Zbierałby się dość często i ogłaszał swoje postanowienia o konieczności poddania tego, czy innego urzędnika państwowego, samorządowego, posła lub senatora zabiegom dekretynizacji. Mógłby powstać także sanatorium dekretynizacyjne. Jakiś klasztor mógłby użyczyć gościny pacjentom. Mnisi uczyliby w pierwszym rzędzie pokory. Mnisi z Tyńca są do tego szczególnie predestynowani z uwagi na rolę, jaką w regule św. Benedykta gra cnota pokory. Księdza Tischnera namawiałbym na wykład o rozumie. Żadnych wielkich zadęć. Prościutko, tak, aby nawet polityk koalicyjny był zdolny zrozumieć elementarną wiedzę o chłopskim rozumie: „Jak nie potrafisz, to nie pchaj się na afisz”. Gdybyż tej, więcej niż zasady, tej cnoty mogli nabyć w wymarzonym klasztorze dekretynizacyjnym nasi wspaniali politycy. Przyswojenie tylko tej jednej prawdy mogłoby Polskę uwolnić od takich kompromitujących wydarzeń, jak to z ministrem Pałubickim. Nie pchaj się , jak nie potrafisz.

Do tego klasztoru kierowałbym nie tylko polityków prawicy. Lewicowym też by się przydał kurs kontemplacji rozumu. Złe słuchy dochodzą z tych terenów, na których rządzi samorządowa lewica. Hasło prawicy: „Teraz kurwa my” – zostało w wielu punktach kraju zdemodernizowane i brzmi: „TKZM”. Rozszyfrowuję: „Teraz kurwa znowu my”. Mówiąc prościej, pojawia się przed nami wszystkimi groźba zawarta w dwu słowach: „Beton wraca”, a jeśli nie on sam – to szykują się do ponownego objęcia funkcji kierowniczych w państwie stare metody i dawne nawyki. Nie jest bowiem prawdą, iż głupota Polaków jest przywilejem prawej strony sceny politycznej. Po lewej już czai się głupota utajniona. Miało być utajona, ale napisało mi się utajniona i niech tak zostanie, niestety, nie na długo. Po wyborczym zwycięstwie utajona, czy utajniona głupota buchnie jak wulkan. Tego jednego możemy być pewni. Każda okazja jest w Polsce dobra, by wybuchł wulkan głupoty, a cóż dopiero taki rarytas historyczny jak „TKZM”.

W Polsce są na prawicy porządni i rozumni ludzie. Jest ich wielu. Niestety, milczą i wstydzą się za tych, co w ich imieniu posługują się w rządzeniu hasłami prawicy. Brak im odwagi do buntu lub zmiany orientacji. Trzymają się więc swoich starych przekonań, ale gorycz wypełnia ich życie. Znam wielu takich. Zadawniona i nie całkiem bezpodstawna w licznych przypadkach wrogość do lewicy i jej katalogu wartości nie pozwala tym zgorzknialcom na oderwanie się od tego, co czcili od zawsze, ale to przywiązanie jest bolesne, tym bardziej, im na scenie politycznej pojawia się więcej aktów jawnego kretynizmu rządzącej prawicy.

My, ludzie lewicy, nie powinniśmy wpadać w pychę, gdyż łacno może się nam przydarzyć dokładnie to samo. Ciążyć nam będzie świadomość dawnych grzechów lewicy, pod której sztandarami dopuszczono się okropnych zbrodni, lecz w każdej chwili, gdy wybuchnie ów polski wulkan głupoty, możemy odczuć to samo, co teraz czuje przyzwoita część prawicy: wstyd za tych, co w naszym imieniu dopuszczają się aktów kretynizmu. Po naszej stronie sceny politycznej dekretynizacyjny klasztor także będzie nam musiał przypominać owo: „nie potrafisz, nie pchaj się”. Smutne, ale możliwe i prawdziwe.

Wydanie: 15/2000, 2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy