Piosenka wciąż zakazana

Piosenka wciąż zakazana

Nie chcemy milczeć, gdy dookoła morze głupoty, cwaniactwa, przekrętów. Przyspieszyliśmy przez te 20 lat, ale często w dość wątpliwym kierunku Rozmowa z Maciejem Zembatym – Po 20 latach postanowiłeś razem z Jackiem Kaczmarskim zorganizować przegląd piosenki prawdziwej, niechcianej i zakazanej, jak głosił afisz. Skąd właśnie teraz taka potrzeba? – Bo zostałem do tego przekonany. Uświadomiono mi, że jest całe nowe pokolenie, które nie bardzo kojarzy “historyczny” koncert w hali Olivii w Gdańsku i nie bardzo rozumie, dlaczego przegląd piosenki zakazanej był takim wydarzeniem. Szkoda młodych, którzy przychodzą na koncerty Kaczmarskiego, Gintrowskiego czy moje pozbawić pewnych doświadczeń i piosenek. Oni nie są tylko rozkochani w chodliwych, modnych kapelach. Chcą czegoś więcej, a my im to możemy dać. – A co to są piosenki niechciane? – Takie, których nikt nie chce, bo prowadzi się taką politykę, a tym samym dystrybucję, by te piosenki nie ujrzały światła dziennego. A liderzy ugrupowania “nikt nie chce” mają wpływy i pieniądze. To oni decydują, kto ma szansę na szeroką dystrybucję, a kto ma iść do lochów i tam wyć te swoje songi do upadłego. – Przesadzasz. – Mówisz tak, bo musisz, czy dlatego że chcesz? – Na pewno nie muszę, ale kto komu zabrania teraz śpiewać? – Udajesz czy naprawdę nie wiesz? Przecież dopiero co Jacek Kaczmarski nie został wpuszczony do Radomia z koncertami. Z pewnością nie dlatego że śpiewa miłosne trele w stylu umpa-umpa albo porywa tłumy do wygibasów. A z moją płytą także się coś dziwnego stało, bo zniknęła. – Coś dziwnego? – Pewnie poszła na przemiał. W jednej piosence padają słowa o papieżu: “Nie wierzę papieżowi, bo zbyt surowy jest. Na starość zapomina, że człowiek kocha grzech”. Wytwórnia Polygram, obecnie Uniwersal, wypuściła pierwszych kilka tysięcy płyt do sklepów i nagle… koniec. Żadnych płyt więcej nie chciano, a te, które zostały, jakoś się upłynniły. Nie wiem, czy była to interwencja z Miodowej, z Sejmu czy z Gdańska. Mam w tej kwestii czarne dziury. – Przecież jest wolność słowa… – Rozumiem, że teraz to już kpisz. Nie mamy wolności słowa i o tym, tak samo jak tekściarze, wie na pewno część środowiska dziennikarskiego. W wolnym, demokratycznym kraju nie wprowadza się niektórych ustaw, bo jak wiadomo, człowiek ma “wolną wolę” i prawo wyboru. – Które ustawy uważasz za zniewalające? – Jest ich kilka, ale wymienię dwie, o które była awantura: ustawę o pornografii i dostępie obywateli do informacji. Nie wolno wprowadzać takich ustaw jak ta o pornografii. I nie chodzi o to, że jestem osobiście zainteresowany sprawą czy też jestem zwolennikiem pornografii. Ale w tej kwestii zgadzam się z prezydentem Kwaśniewskim. Człowiek musi mieć możliwość podejmowania decyzji również w sprawach drażliwych, czasami osobistych. A dostęp do informacji? To się nadaje na satyryczny skecz. – “Starzy” fani obdarowują cię kawałkami styropianu. Czy są ci dziś potrzebne? – Kompletnie nie. Nie rajcuje mnie wprost polityka, a ściślej jej uprawianie. Na przeglądzie piosenek zakazanych piosenki przeciw komunie przeplatają się z tymi przeciw AWS i braciom Kaczyńskim, są też kawałki o “trzech tenorach” czy “samo się broniących”. Nie chcemy milczeć, gdy dookoła morze głupoty, cwaniactwa, przekrętów. Przyspieszyliśmy przez te 20 lat, ale często w dość wątpliwym kierunku. Gdy bierze się gazety do ręki, to porażają same tytuły. Dalej można już nie czytać. Zresztą część wykonawców naszego koncertu na początku nie bardzo chciała się “zapisać na listę”, gdyż bała się właśnie styropianu. Dlatego z pewnym dystansem przyglądała się organizacyjnym poczynaniom. Potem rzecz poszła lawiną, gdy okazało się, że nie zamierzamy interweniować w teksty ani stosować żadnej cenzury. Część osób, które wybrały Sopot, odwołała inne koncerty. To jest coś. Pewien kłopot był z rapem, z tekstami śpiewanymi przez rapowców i hip-hopem. Ci wykonawcy nie chcieli włączyć swych tekstów do przeglądu, więc mieli imprezę towarzyszącą. Teksty są ostre, bo artyści bywają bezkompromisowi, mają różne poglądy i preferencje polityczne. – A więc jednak “preferencje”. Czy jesteście w pełni wolni od cenzury? – Mogę mówić o sobie. Jestem. I nie godzę się, by używano mnie do jakiejś sprawy, ale też nie jęczę i nie przejmuję się, gdy ktoś próbuje mi coś wmówić. Jestem “do wynajęcia”, bo to tzw. misja artysty, ale na godziwych warunkach. Ważne jest, kto mnie wynajmuje, ale ja będę decydował, gdzie chcę wystąpić, a gdzie nie. – Ten koncert to bluźnierstwo przeciw wszystkim? Przecież

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 36/2001

Kategorie: Kultura