Roku 2013 nie będzie

Roku 2013 nie będzie

Od kilku lat celem, któremu podporządkowane są wszelkie działania i decyzje elit władz w Polsce, jest organizacja Euro 2012. Wokół tej imprezy można było budować różne mity i sprzedawać społeczne obietnice. To miał być silny impuls do modernizacji Polski. Zamiast jednak sieci autostrad, nowych aglomeracyjnych rozwiązań komunikacyjnych i unowocześnienia polskiej rzeczywistości mamy na razie duży bałagan i zadłużanie się miast, które będą gospodarzami piłkarskiego turnieju. Tnie się wszelkie wydatki, aby znaleźć pieniądze na przeprowadzenie imprezy w 2012 r. Naprawy dróg, nowe inwestycje dla mieszkańców, nowe przedszkola – to wszystko musi zaczekać. Euro wbrew obietnicom nie zbliża nas do Europy – ani społecznie, ani mentalnie. Zapyziały zaścianek i wąski elitaryzm wciąż triumfują. Kiedy media podniecały się rozpoczęciem sprzedaży biletów na Euro 2012, w Teatrze Polskim we Wrocławiu odbyła się premiera sztuki Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego „Tęczowa Trybuna 2012”. Przedstawienie osnute jest właśnie wokół mistrzostw oraz społecznego tła, które temu towarzyszy. Autorzy teatralnej wiwisekcji polskich absurdów skutecznie demaskują powierzchowną polską demokrację. Za pretekst służy oddolna inicjatywa kibiców gejów, którzy domagają się – na wzór rozwiązań istniejących w zachodnich klubach, takich jak FC Barcelona – stworzenia na budowanym Stadionie Narodowym sektora dla kibiców homoseksualistów, gdzie mogliby czuć się bezpiecznie, nienarażeni na agresję kiboli spod znaku swastyki i patriotów nienawidzących wszelkiej odmienności. Scenariusz spektaklu odwołuje się do prawdziwej inicjatywy pod nazwą Tęczowa Trybuna 2012, która zawiązała się w Warszawie. To wsadzenie kija w mrowisko i prowokowanie mitu o „polskiej, narodowej i prawdziwie męskiej piłce nożnej”. Przedstawienie rozpoczyna i kończy zmontowany materiał filmowy, w którym widzimy jak w soczewce polską rzeczywistość towarzyszącą Euro – uśmiechy polityków, billboardy Tuska i Kaczyńskiego, twarze Schetyny i Dutkiewicza, faszystowskich kiboli, burdy uliczne kibiców z policją, polską biedę, zalane przez powódź tereny, protesty społeczne i ogólną atmosferę niemocy. Oddolna inicjatywa nie tylko zderza się z niechęcią urzędników do „pedalskiego pomysłu”, lecz także pokazuje niemożliwość przebicia się przez biurokratyczną machinę jakiejkolwiek społecznej inicjatywy. Występująca w przedstawieniu postać Prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz jej homofobiczny urzędnik zajmują się przecież tylko Bardzo Ważnymi Sprawami, a nie małymi „sprawkami”. Kiedy wściekli i doprowadzeni do rozpaczy oddolni działacze organizują demonstrację, salonowa Prezydent, w przejaskrawionym, baronowym wcieleniu, oburza się: to przecież nie jest nasza „rekonstrukcja historyczna demonstracji ulicznych z lat 80., którą szykujemy dla gości Euro, żeby poznali polską historię”. A obecnie przecież nie ma przeciwko czemu demonstrować. Czas protestów się skończył. Teraz mamy „naszą demokrację”. Wystarczy podziwiać władzę na ekranie telewizora i nie przeszkadzać. Teraz to przecież podobno „nasza, demokratyczna władza” w „niepodległej i wolnej ojczyźnie”. Jeden z bohaterów – bogaty gej – mówi, że nie musi się angażować w żadne działania społeczne i stać go na to, „żeby nie zajmować się polityką”. A na stadion i tak wejdzie, i to do loży dla VIP-ów. On jest bogatym gejem, a nie zwykłym pedałem z nizin społecznych. No właśnie, ci, którym się dobrze powodzi, nie protestują, bo nie mają przeciwko czemu. Natomiast tych, którzy mają realne powody do protestów, nikt nie chce słuchać. Żeby być słyszanym, trzeba mieć pozycję. Takie są zasady „realnego kapitalizmu”. W polskiej demokracji nie ma miejsca dla wszystkich, tak samo jak nie ma i nie będzie miejsca dla wszystkich na stadionach podczas Euro. Nie każdy wejdzie na Stadion Narodowy, bo nie wszyscy zasługują na pełnoprawną przynależność do Narodu. Wielu usłyszy, że „stadion jest dla wszystkich, a ty przecież nie jesteś wszyscy” – jak mówi Pani Prezydent ze sceny. Ważniejsi są sponsorzy, działacze PZPN, milionerzy z UEFA i politycy. Motłoch niech płaci na organizację Euro, ale niech ogląda mecze przed telewizorem. Przedstawienie Strzępki i Demirskiego wyśmiewa również tanie chwyty propagandowe, które ludzie w Polsce łatwo łykają – np. wiarę, że kupno na kredyt mieszkania przy planowanej drodze czy sieci metra będzie dobrą inwestycją, bo rynek podwyższy jego cenę. Nic takiego nie następuje. Nie ma żadnej rewitalizacji, modernizacji – ani poszczególnych dzielnic, ani całego kraju. A ci, którzy złapali się na konsumpcyjne zachęty reklam i się zadłużyli, wpadają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2011, 2011

Kategorie: Felietony, Piotr Żuk
Tagi: Piotr Żuk