Partia braci Kaczyńskich wydała wojnę dziennikarzom, zbierając na nich haki Prawo i Sprawiedliwość szuka haków na dziennikarzy, nie jest jednak pewne, kto ostatecznie na nich zawiśnie. Bo czy inwigilacja dziennikarzy, podburzanie przeciw przełożonym i zbieranie informacji na temat życia prywatnego dziennikarzy może być skutecznym sposobem na zapewnienie sobie „dobrej prasy”? Ogary poszły w las Prokuratorzy w całym kraju dostali bojowe zadanie – wyszukać wszystkie sprawy, w jakie byli i są zamieszani dziennikarze, począwszy od roku 1989 aż po dzień dzisiejszy. Zadanie zlecił im minister Zbigniew Ziobro na wniosek posłów prawicy. Materiały te mają się przydać przyszłym śledczym nadzwyczajnej komisji sejmowej prześwietlającej pracę mediów. Komisji wprawdzie jeszcze nie ma, ale haki na dziennikarzy zaczęto już gromadzić. Co gorliwsi prokuratorzy dostarczają informacje nie tylko o kwestiach zawodowych (np. który dziennikarz ma wytoczoną sprawę o zniesławienie, w jakich jest świadkiem oraz które redakcje nie zamieszczają sprostowań), lecz także prywatnych (np. że ktoś jechał pijany na rowerze)! Spis podobnych grzeszków ma trafić do polityków. Po co władzy taka wiedza o tych, którzy władzy mają patrzeć na ręce? Czy po to, by pokazać, że dziennikarze są nieuczciwi, że należą do tajemniczego „układu”, o którym nie wiadomo nic oprócz tego, że jest karygodny? – Mówiąc delikatnie, to perswazja wobec dziennikarzy. A nazywając rzecz po imieniu, to zwykły szantaż. Jeśli jakiś dziennikarz zalezie władzy za skórę, można mu będzie pokazać nieprzychylne materiały na jego temat albo publicznie napiętnować jako osobę niewiarygodną – przekonuje Jan Ordyński z „Rzeczpospolitej”. – To metody znane od dawna. Przypomina mi się akcja „Hiacynt”, kiedy zbierano kompromitujące informacje na temat życia prywatnego znanych osób, by później je szantażować. O próbie zastraszenia środowiska i ograniczenia zbyt dociekliwego dziennikarstwa śledczego mówi też Ryszard Bójko, sekretarz generalny Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. Medioznawca, profesor Wiesław Godzic, uważa, że to budząca odrazę próba podziału dziennikarzy na tych, którzy mają się bać, i tych, którzy będą demaskować kolegów po fachu. – Przypomina się klimat roku 1968 – ocenia i dodaje. – Jesteśmy o krok od powstania lotnych brygad dziennikarskich bez dziennikarzy. Ciekawe czy jak politycy już wyeliminują dziennikarzy, to zaczną sami o sobie pisać? Oczywiście przedstawiciele mediów nie są święci. W ich życiu są skandale, rozwody, używki. Ale co z tego, że stwierdzimy, że ktoś zdradza żonę, jeśli pisze świetne artykuły? Ludzie wybitni najczęściej mają barwne życie. Widzę to po swoich studentach. Ten grzeczny zazwyczaj się nie wybija. Student niepokorny jest kreatywny. Ale teraz mamy odwrót od idei promowania jednostek twórczych. Komisja na tropie dziennikarzy Młotem na środowisko dziennikarskie ma być komisja śledcza ds. mediów. Według pomysłu PiS, miałaby się zająć działaniami mediów przez ostatnie 17 lat. Jednak – wbrew deklaracjom – nie wszystkie bulwersujące sprawy interesują polityków PiS. Nie zamierzają np. drążyć afery związanej z inwigilowaniem dziennikarzy Rzeczpospolitej w 2000 r. Zapewne dlatego, że śledztwo w sprawie Anny Marszałek i Bertolda Kittla zlecił prezydent Lech Kaczyński, ówczesny minister sprawiedliwości, a nadzorował je prokurator Zbigniew Wassermann, obecnie koordynator służb specjalnych. Dziennikarzy zaczęto śledzić tylko dlatego, że współpracownicy Kaczyńskiego usłyszeli plotkę, iż gazeta przygotowuje artykuł na jego temat! Powód skandaliczny dla wszystkich, z wyjątkiem PiS, dla którego sprawa jest naturalna i uzasadniona. I jako taka nie powinna nikogo absorbować. Po co więc powstaje komisja ds. mediów? Żeby dostarczyć dowody na prawdziwość słów Jarosława Kaczyńskiego, że w Polsce nie ma wolnych mediów? – Powody są jasne. Śledczy odkryją, że w krytykujących ich redakcjach pełno jest agentów. Ci sami śledczy wydadzą certyfikat uczciwości innym gazetom. Z góry wiadomo, że „Wprost” czy „Życie Warszawy” są krystalicznie czyste – kpi jeden z posłów. Paradoksalnie wybiórczemu traktowaniu mediów będzie sprzyjać to, że dokumenty, na których będzie pracować komisja, będą tajne. Tylko kto zagwarantuje, że nie pojawią się przecieki, że ktoś nie uzna, iż należy odtajnić materiały kompromitujące krytykującego rząd dziennikarza X, ale już prorządowego Y – nie? Bicz lustracyjny i finansowy Sposobem na zdyskredytowanie środowiska dziennikarskiego jest lustracja. Sejmowe prace nad ustawą idą pełną parą i polegają głównie na rozszerzaniu grup jej podlegających. Początkowo lustracja miała obejmować naczelnych mediów publicznych i komercyjnych. Teraz ma dotyczyć wszystkich dziennikarzy,
Tagi:
Joanna Tańska









