Płacz zbiorowy nad urną

Płacz zbiorowy nad urną

Piotr Szulkin (ur. w 1950 r.) – reżyser, scenarzysta, scenograf i pisarz. Absolwent Liceum Plastycznego w Warszawie oraz łódzkiej Filmówki. Debiutował w 1975 r., rok później zrealizował pierwszy film fabularny, „Dziewczę z czortem”. Twórca ponad 30 filmów, laureat wielu nagród, w większości międzynarodowych. Pracował nad spektaklami teatralnymi, autor esejów w prasie literackiej i książek. Jako profesor Filmówki wykształcił wielu reżyserów młodego pokolenia. Do jego najbardziej znanych obrazów należą „Golem”, „Wojna światów. Następne stulecie”, „O-Bi, o-Ba. Koniec cywilizacji”, „Ga, Ga. Chwała bohaterom”, „Femina”, „Mięso (Ironica)” oraz „Ubu król”. Idziemy w szaleństwo, bo wciąż nie wiemy tak naprawdę, czego chcemy, jakim mamy być społeczeństwem – Jak się dzieje w państwie polskim? – Dzieje się na miarę naszych chęci i możliwości. Przecież to nie Marsjanie zesłali nam tu promienie zła i rozpadu, to my tacy jesteśmy. Jeśli to zrozumiemy, być może racjonalniej spojrzymy na sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. – Racjonaliści i sceptycy mówią, że to tylko przejściowa sytuacja i że nie ma co rozdzierać szat. Jest i minie, tak jak minęło ostatnie 17-lecie. – 17 lat to prawie generacja… – Co można o niej powiedzieć? – Niewiele, ponieważ brakuje nam refleksji nad człowiekiem, który ją tworzy. Jeżeli spojrzymy przez pryzmat literatury, jedynego medium, które stara się opisać losy tej generacji, zobaczymy strzępy. Nie ma tam przystanięcia w drodze i namysłu, co było przede mną, co będzie po mnie, jest rozpaczliwa próba opisania tego, co jest teraz. Ta analiza na ogół jest stworzona przez kogoś, kto przed chwilą wyszedł z dyskoteki i jest otumaniony przez łomot. Przeczytałem, że policja znalazła w Polsce tysiące mylnie postawionych znaków drogowych. To doskonale opisuje sytuację tej dziwnej generacji, która dojrzewała w nowej rzeczywistości. Stwierdzono absurd i na tym poprzestano. – Ona dojrzewała pośród przeobrażeń. – A skąd pewność, że się przeobraziliśmy? Na pewno nastawialiśmy mnóstwo sprzecznych ze sobą znaków drogowych. – Oglądając dziś pańskie filmy sprzed lat, odnoszę wrażenie, że mimo zmiany systemu mechanizmy społeczne, o których pan opowiadał, nie pozostały niezmienne. Sytuacja jest niby inna, ale jakby taka sama. – To nie jest kwestia sytuacji czy systemu, lecz słabości kondycji ludzkiej w wymiarze jednostkowym, i co za tym idzie, zbiorowym. Zbiorowość może zatracić instynkt samozachowawczy, może zgubić poczucie wspólnego celu. Społeczność tworzy postawy jednostek, a jednostki tworzą społeczność. Spadający z nieba korkociągiem samolot. Im bliżej ziemi, tym szybciej leci. – No, wie pan, ale gdzie indziej jest różnie. Rozumiem, że mówi pan o polskim losie. – Nie mówmy o polskim losie, bo to jest tak, jakby polski los stał za drzwiami i coś nam kazał: jednych wpuszczał, drugich przeganiał. Nie ma polskiego losu. Nasz los jest taki, jaki sobie sami tworzymy. Jest odbiciem naszych ambicji, chęci, postaw. U nas jeszcze nie wybuchł żaden Wezuwiusz, nie ma przekleństwa, które naznaczyło nasz „los”. Syndrom sztokholmski – Porozmawiajmy więc o tych postawach. Dlaczego one są takie, a nie inne? – Ulegamy syndromowi sztokholmskiemu. Polega on na tym, że gdy porywacz czy gwałciciel ma nad nami decyzyjną moc, to po pewnym czasie ofiara zaczyna nawiązywać nić porozumienia z oprawcą, zbliża się do swego prześladowcy. Oczywiście na zewnątrz krzyczy, że go nienawidzi, ale fascynacja pozostaje. Myślę, że to zaważyło na losie mojego pokolenia. Jeśli spojrzymy na warstwy ikonograficzne i semantyczne, na pejzaż wartości, poprzez które chcemy rozumieć świat, to okaże się, jak wiele osób z kręgów elit tkwi po uszy w mentalnym pejzażu tego syndromu. Kiedyś tak silnie ulegli zafascynowaniu złoczyńcą, że przejęli jego horyzont myślowy. To jest jak konflikt między ojcem i synem, którzy nawzajem się nienawidzą, ale zarazem kochają. – Teraz wchodzimy już w obszar psychoanalizy. – A dlaczego by nie? – W Polsce, inaczej niż np. we Francji, dyskurs psychoanalityczny nie jest wykorzystywany do odczytywania relacji polityczno-społecznych. – Jestem bardzo związany z Francją. Tam porewolucyjna scheda przetrwała w postaci społeczeństwa obywatelskiego. My nie rozpatrujemy rzeczywistości w takich kategoriach. Dlatego ważnym kluczem, sposobem, by zrozumieć obecną sytuację polityczną w Polsce, jest zanalizowanie motywów, jakimi kierują się ludzie władzy. Trochę to pachnie nieświadomą parodią czasów stalinowskich. Widać wyraźnie, że dążenia i aspiracje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 43/2006

Kategorie: Kultura