Plakat jest stemplem czasów

Plakat jest stemplem czasów

Ważne, aby w twórczości można było zobaczyć moją reakcję na czas, na los człowieka Rozmowa ze Stasysem Eidrigeviciusem – Plakat to dla pana przede wszystkim dzieło sztuki? – W moim przypadku nie da się rozdzielić dziedzin, które uprawiam. Moje plakaty są bardzo bliskie mojemu malarstwu. To jakby połączenie malarstwa i grafiki. – Plakat to chyba najbardziej znany obszar pańskiej twórczości, choć przecież jest pan artystą multidyscyplinarnym. Czy panu nie przeszkadza, że kojarzony jest głównie z tą dziedziną? – Rzeczywiście, sama istota plakatu – to, że jest drukowany, że jest na ulicy, w zbiorach kolekcjonerów czy muzeów – powoduje, że ta dziedzina jest najbardziej znana. Ale to także wspaniała wizytówka polskiej sztuki za granicą. Przecież polska szkoła plakatu jest obok japońskiej najbardziej znana na świecie. I to jakby wyniosło moje nazwisko w świat. Plakat to nic innego jak tylko jeden z rodzajów sztuki, jakie uprawiam. – Co jest dla pana ważniejsze przy tworzeniu plakatu: strona intelektualna projektu, funkcja, jaką ma pełnić, czy może emocje, jakie praca ta powinna wzbudzać? – Pokutuje przekonanie, że plakat to rodzaj sztuki pozbawiony emocji. W moim przypadku jest inaczej. Po prostu nie można tej dziedziny wyodrębnić z całej mojej twórczości, która opiera się na bardzo osobistym podejściu do wszystkiego, co robię. Czasem bywało tak, że przychodził reżyser teatralny, oglądał moje prace malarskie i znajdował wśród nich taką, która od razu pasowała do przedstawienia. Wystarczyło dopisać tytuł, datę oraz miejsce i plakat gotowy. Tylko że naprawdę to był mój obraz w reprodukcji. – Czy dzisiaj miejsce plakatu, nazwijmy go, artystycznego jest wyłącznie w galeriach i muzeach? Czy widział pan takie plakaty na ulicach? – Rzeczywiście, wielka szkoda, jeżeli nie ma takiego plakatu na ulicach. Na pewno jedną z przyczyn jest to, że nie każdego stać dziś na rozklejanie plakatu na mieście. Wtedy automatycznie staje się on eksponatem muzealnym albo tylko obiektem zainteresowania kolekcjonerów, turystów i miłośników twórczości autora. Gdy nie jest widoczny na ulicy, to trochę tak, jakby go nie było. A przecież jest czymś więcej niż informacją o jakimś wydarzeniu – jest stemplem czasów, uwiecznia nasz czas, zostawia ślad konkretnego miejsca. Kiedyś na ulicach można było podziwiać prace największych osobowości polskiego plakatu, które budziły emocje, zatrzymywały wzrok, „rozświetlały” szare czasy. Nie bez przyczyny na wystawie z okazji stulecia Zachęty plakatowi poświęcono odrębną, dużą salę. To ważna dziedzina sztuki, choć są tacy, którzy się z tym nie zgadzają. – Najbardziej charakterystycznym motywem w pana pracach jest twarz. Ale czy to zawsze jest twarz człowieka? A może raczej maska? – Maski i twarze współistnieją na moich obrazach. Maski pojawiają się może częściej w związku z teatrem. Na niektórych moich pracach są postaci, które trzymają maski w ręku. Tylko w takich przypadkach traktuję je również jako rodzaj twarzy. Postać lub twarz człowieka bez detali, bardzo oszczędnie narysowana – czasem z kartką papieru ukształtowaną jak dziób albo maska – stała się takim znakiem rozpoznawczym mojej twórczości. Mój styl się nie zmienia, moje plakaty różni tylko pewien klucz do konkretnego tematu, którego zawsze szukam. Najważniejsze jest oryginalne rozwiązanie plastyczne, sugestia, skoncentrowany znak. Przy malowaniu obrazu artysta nie martwi się koniecznością jego analizowania czy obrony adekwatności własnej wizji, ale później musi być przygotowany na reakcję odbiorcy. Weźmy na przykład plakat filmowy – widz po obejrzeniu filmu może powiedzieć, czy artysta dobrze ujął sens. I w tym leży największa trudność przy tworzeniu plakatu. – Dlaczego w pana twórczości jest tyle smutku? Radość nie jest inspirująca? – Myślę, że w moich pracach jest raczej dużo dramatyzmu niż smutku. Na wystawie w Wilnie podeszła do mnie Amerykanka, mówiąc, że widzi w moich pracach ból. To prawda. Jest w nich dużo bólu, dramatyzmu, jakiegoś napięcia. Ale ja odnajduję ból i nostalgię u wielu artystów na przestrzeni wieków. Oczywiście, nie u każdego autora, nie w każdej pracy. Dla mnie, tak jak dla innych twórców, ważne jest, aby w twórczości można było zobaczyć moją reakcję na czas, na los człowieka. Nawet w ekslibrisach, które zaczynałem robić jako student, widać osobistą wypowiedź o czasie człowieka zniewolonego. Ale wszystko tak naprawdę zależy od interpretacji dzieła sztuki. Mój profesor malował

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2002, 2002

Kategorie: Kultura