Plan Morawieckiego – okiem ekonomisty

Plan Morawieckiego – okiem ekonomisty

Zwiększenie nakładów na badania naukowo-techniczne nie może więc się sprowadzać do odkręcenia kurka z pieniędzmi. Rzeczą ważniejszą jest stworzenie odpowiednich struktur badawczych ściśle zintegrowanych z produkcją, właściwe ich ulokowanie w gospodarce, zwłaszcza w przemyśle, i zagwarantowanie dopływu wykwalifikowanej kadry naukowo-badawczej.
Obecnie część instytutów i ośrodków naukowo-badawczych finansowana jest metodą kroplówkową – dostarcza się im tyle środków, ile potrzeba, by życie w nich nie zamarło.

Inwestycje w eksport

W minionym ćwierćwieczu Polska więcej importowała, niż eksportowała. Bez tego nie byłoby przecież obecnego zadłużenia za granicą. Nie to jest jednak najważniejsze; fachowcom sen z oczu spędza struktura naszego eksportu przemysłowego. Eksportujemy wprawdzie coraz więcej wyrobów przemysłowych, ale przy bliższym zbadaniu okazuje się, że eksport ten zawdzięczamy głównie montowaniu wyrobów zagranicznych w Polsce, co sprawia, jak już wspomniałem, że wartość dodana do tych wyrobów jest szczątkowa.

Podstawa naszego eksportu to wciąż żywność oraz częściowo przetworzone surowce i materiały do produkcji, wyroby przemysłowe zaś są produkowane na bazie obcych technologii.
Nie mniej ważną potrzebą jest zastąpienie poddostaw długookresowymi umowami kooperacyjnymi. Tysiące polskich przedsiębiorstw, w przeważającej części małych, pracuje na potrzeby wielkich firm zachodnioeuropejskich. To korzystna dla Polski współpraca, ale ma słabą stronę – tymczasowość zawieranych umów. Gdy tylko koniunktura się pogarsza, odbiorcy ograniczają wielkość dostaw, a część rezygnuje w ogóle ze współpracy, czekając na lepsze czasy. Poza tym nie pomaga to naszym firmom w zdobywaniu światowych rynków pod własną marką. Dla świata są anonimowe, służąc wyłącznie eksporterowi gotowych wyrobów. On bierze za nas odpowiedzialność, nic więc dziwnego, że jemu przypadają w całości korzyści (bądź straty) z tego eksportu.

Opublikowany w prasie plan Morawieckiego to na razie wstępny zarys programu naszkicowany przez wicepremiera. Jeżeli ma się stać poważnym dokumentem rządowym, trzeba go wypełnić treścią. Kto powinien to zrobić – instytucje rządowe czy rynek?

Rynek nigdy nie decyduje o strategicznych kierunkach rozwoju. Zapadają na nim najbardziej kompetentne decyzje, ale o krótkim horyzoncie czasowym. Decyzje mające dłuższą perspektywę podejmują instytucje o charakterze strategicznym, ale ich w Polsce (poza bankami, niestety zagranicznymi) nie ma. W minionym ćwierćwieczu zostały one zlikwidowane.

Kto więc powinien odpowiedzieć na pytanie, w jakiej branży należy budować wielkie przedsiębiorstwa: w przemyśle stoczniowym czy samochodowym, lotniczym czy zbrojeniowym? Aby znaleźć odpowiedź, trzeba dobrze rozpoznać zmiany w tych branżach na rynku światowym i nasze możliwości w tej dziedzinie. Nie pomoże kilkadziesiąt tysięcy małych i średnich przedsiębiorstw, często dobrze funkcjonujących i efektywnie produkujących, ale o marginesowym udziale w rynku światowym.

Autor jest profesorem nauk ekonomicznych, wykłada w Akademii Finansów i Biznesu Vistula

Strony: 1 2

Wydanie: 11/2016, 2016

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy