Plan Morawieckiego – okiem ekonomisty

Plan Morawieckiego – okiem ekonomisty

Gdy Polska pozbywała się wielkich przedsiębiorstw, Niemcy sporą ich część przekształcili w korporacje międzynarodowe Przejęciu steru rządów przez PiS towarzyszą nie tylko głębokie zmiany w polityce społecznej, lecz także zapowiadane przeobrażenia w polityce gospodarczej. W połowie lutego rząd przyjął plan „na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”. Co się kryje za tym planem? Diagnoza stanu polskiej gospodarki Zmieniona została przede wszystkim diagnoza stanu polskiej gospodarki. Po okresie nieuzasadnionego huraoptymizmu, ideologii „zielonej wyspy” i „liderowania” w Unii Europejskiej pod względem dynamiki rozwoju gospodarczego przyszła pora na otrzeźwienie. Okazuje się, że wpadamy w „pułapkę przeciętności”, a wydobycie się z niej będzie kosztowne, długotrwałe i bolesne społecznie; poza tym sami sobie z tym nie poradzimy. Potrzebna będzie pomoc kredytowa nie tylko Unii Europejskiej, lecz także krajowych i zagranicznych banków, nieuniknione ponadto będzie zaciśnięcie pasa, ponieważ konsumpcja w Polsce w stosunku do poziomu rozwoju gospodarczego jest o wiele za duża. Gdy dodamy do tego potrzeby inwestycyjne, brak środków stanie się jaskrawo widoczny. W 26-letnim okresie transformacji oszczędności stanowiły w Polsce średnio ok. 18% PKB. Po uzupełnieniu o kredyty zagraniczne można było przeznaczyć na rozwój do 25% PKB. Dochód do podziału był więc większy od dochodu wytworzonego, czego wyrazem było zadłużenie zagraniczne przekraczające w sumie w minionym 25-leciu 400 mld dol. (ponad 50% PKB). Dzięki temu można było przeznaczać na konsumpcję do 80% PKB. Nie było to mało, zwłaszcza że konsumpcję uzupełniano wpłatami do budżetu z tytułu dochodów z prywatyzacji gospodarki. W końcu jednak i to źródło zaczęło wysychać, sprzedaż tzw. sreber rodowych, a więc przedsiębiorstw zbudowanych w PRL, robiła się coraz mniej dochodowa, a w końcu ustała. Prognoza makroekonomiczna Prognoza rozwoju polskiej gospodarki w perspektywie średniej i dłuższej nie napawa optymizmem. Konieczne jest bowiem zwiększenie udziału oszczędności w PKB. W większości krajów zbliżonych do Polski pod względem rozwojowym udział oszczędności w PKB jest większy niż u nas, w azjatyckich krajach nowo uprzemysłowionych – ponaddwukrotnie wyższy. W rezultacie konsumpcja jest w tych krajach mniejsza od naszej. Dotyczy to także Japonii – w Tokio nie rzuca się to w oczy, ale na prowincji, zwłaszcza pod względem warunków mieszkaniowych, Japończycy mają wiele do nadrobienia. W Polsce nie wszędzie żyje się tak jak w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, Krakowie czy Wrocławiu, gdzie notuje się tzw. kominy płacowe. Lepsze są tu warunki zatrudnienia, a mieszkania wygodniejsze, lepiej wyposażone. Gorzej jest w małych miejscowościach i na wsi, ale i tu widać postęp cywilizacyjny. Potrzeba zmniejszenia udziału konsumpcji w dochodzie narodowym powinna dotyczyć najbogatszych Polaków, zamożniejszych rodzin i miast, ale czy na pewno uda się to zrobić? Prawdą jest, że polityka PiS w o wiele większym stopniu niż polityka PO dąży do zbliżenia, jeżeli nie do wyrównania warunków społecznych. Świadczy o tym chociażby realizowany program subwencjonowania rodzin wielodzietnych. W Polsce nie budzi on entuzjazmu, jakby z natury bliższe nam było zróżnicowanie dochodów i poziomu życia. Plan wicepremiera Mateusza Morawieckiego dotyczący zbliżenia poziomów rozwoju gospodarczego i społecznego szuka rezerw w wyrównywaniu tempa rozwoju społecznego i terytorialnego, a więc w rozbudowie przemysłu na prowincji, w małych miastach i osadach. Chodzi zwłaszcza o tworzenie małych i średnich przedsiębiorstw przemysłowych. Umożliwiają to fundusze unijne, środki firm prywatnych, spółki skarbu państwa, a także pożyczki otrzymywane od instytucji międzynarodowych, takich jak Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, Bank Światowy i inne. Morawiecki wyliczył, że znajdą się pieniądze na sfinansowanie planu „na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, nawet jeżeli zapotrzebowanie na nie w ciągu najbliższego ćwierćwiecza osiągnie kwotę 1 bln zł. W tym wypadku o jego punkcie widzenia zdecydowało zapewne doświadczenie bankowe, a nie ekonomiczne. W co inwestować, co rozwijać? Program Morawieckiego akcentuje potrzebę reindustrializacji, nie ukrywając, że prywatyzacja przemysłu państwowego doprowadziła do całkowitej likwidacji wielkich przedsiębiorstw w Polsce, zastępując je tysiącami małych i średnich zakładów usługowych o charakterze manufaktury zatrudniających od pięciu do 50 pracowników. Wszystko odbyło się bez żadnego programu przemian strukturalnych, całkowicie przypadkowo. Jedynym wyznacznikiem był zysk finansowy. Przed prywatyzacją w Polsce funkcjonowało 240 przedsiębiorstw zatrudniających ponad 1000 pracowników. Nie brakowało wśród nich zakładów zaliczanych pod względem nowoczesności produkcji i efektywności do czołówki europejskiej. Były to stocznie oraz fabryki silników i obrabiarek sterowanych numerycznie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2016, 2016

Kategorie: Opinie