Po co Polakom media?

Po co Polakom media?

Jan Dworak, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Media nie są sędzią ani ustawodawcą, odgrywają zupełnie inną rolę. Media, w szczególności publiczne, powinny być płaszczyzną spotkania wszystkich racji – Jak przebiega proces tworzenia władz mediów publicznych? Mamy rozpisane konkursy. Czego się pan po nich spodziewa? – Minął termin zgłaszania kandydatur do rad nadzorczych Polskiego Radia i Telewizji Polskiej. W ciągu najbliższych dni dokonamy formalnej i merytorycznej oceny kandydatur. Jeszcze w tym roku powinniśmy znać nazwiska członków rad nadzorczych tych mediów. Do końca listopada czekamy na kandydatów do rad nadzorczych regionalnych rozgłośni radiowych. Te rady wybierzemy najprawdopodobniej na początku przyszłego roku. Intencją Krajowej Rady było to, żeby możliwie szybko przeprowadzić te konkursy. Obecny stan tymczasowości nikomu nie służy. – Bo zgodnie z ustawą kandydaci do rad nadzorczych mediów publicznych muszą mieć rekomendację senatów wyższych uczelni. A rok akademicki dopiero się zaczął. – Senaty uczelni spotykają się zwykle na przełomie września i października, a potem co miesiąc. Senat musiał przyjąć procedurę, zgromadzić nazwiska kandydatów, a na kolejnym posiedzeniu je przegłosować. Mam nadzieję, że ten nowy tryb wyłaniania kandydatów przyniesie dobry efekt, że kandydaci będą mieli naprawdę wysokie kompetencje. I formalne wymogi są wysokie, i grono, które deleguje kandydatów, nie jest przypadkowe. – I dba o swoją reputację. – Mam nadzieję. – Będą publiczne przesłuchania kandydatów? – Tak. Będą się odbywały w obecności dziennikarzy, żeby ten proces na najważniejszym etapie był przejrzysty. Co z tymi politykami? – Nowa ustawa osłabia pozycję rad nadzorczych mediów publicznych. Zwłaszcza wobec Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. – Rady nadzorcze wybiorą zarządy. My przygotujemy regulamin ich wyboru. – W ustawie nie ma też gwarancji nieodwoływalności rad nadzorczych. – Dotychczas zaporą między światem polityki a mediami publicznymi miała być nieodwoływalna rada nadzorcza. W praktyce okazało się, że dobre intencje zostały nadużyte. – To znaczy? – Kadencja rad mediów publicznych nie pokrywała się z kadencją parlamentu. Po kolejnych wyborach zmieniał się układ polityczny i nagle siły, które zwyciężyły, widziały wrogie media. Od czasów Wiesława Walendziaka, czyli od początku funkcjonowania prawa medialnego, był to stały element życia publicznego. Na pewno byłoby lepiej, gdyby rady nadzorcze były nieodwoływalne, jednak okazało się, że zrobiła się z tego karykatura, bo ta zasada była politycznie wykorzystywana do walki z innymi rywalami ze sceny politycznej. – Rady są więc odwoływalne. – Z punktu widzenia zasad to jest krok wstecz, ale ma tę praktyczną zaletę, że pozwala czuć się bezpieczniej ludziom ze świata polityki. A poza tym eksperymentować. – Eksperymentować? Co pan ma na myśli? – No właśnie ostatnio uchwalona ustawa jest pewnego rodzaju eksperymentem. Powiem inaczej – nie chodzi o to, żeby polityków wyrzucić z mediów, tylko żeby zlikwidować pewien rodzaj hipokryzji. Politycy mówią głośno, że nic wspólnego z mediami nie mają, a tak naprawdę robią wszystko, żeby o wszystkim decydować. Polityka jest oczywiście ważnym aspektem czy częścią życia publicznego, ale politycy powinni mieć jasno określone i ograniczone role. Wzorem mogą być kilkudziesięcioosobowe rady mediów publicznych w Niemczech, w których zasiadają przedstawiciele ugrupowań politycznych, ale są również przedstawiciele świata kultury, stowarzyszeń twórczych, Kościołów. To jest ciało, które jest próbą odwzorowania całości życia społecznego. Namawiałbym wszystkich do takiego myślenia. – Czyli nie wyrzucić, tylko ich rozcieńczyć w szerszym gronie? – Pokazać, że życie społeczne to nie tylko życie polityczne. – To wszystko są pańskie marzenia, a fakty są inne. – Myślę, że w praktyce można robić różny użytek z zasad. Dobry i zły. No więc ja uznaję fakt, iż rady nadzorcze są teraz odwoływalne, za jakiś rodzaj hamulca bezpieczeństwa, żeby móc reagować w sytuacjach rzeczywiście trudnych, odwoływać ludzi, kiedy działają na szkodę mediów. Krajowa Rada wolałaby zdecydowanie unikać takich sytuacji. Jeden dla wszystkich – Da się? – Uważam, że tak. Źrenicą obecnego procesu jest wybór jednoosobowych zarządów, takich, jakie pracują m.in. w Wielkiej Brytanii, we Francji, w Niemczech, w Holandii. – Jednoosobowy zarząd? – Menedżer. On także jest gwarantem niezależności. Ma wielką władzę,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 47/2010

Kategorie: Wywiady