Wojciech Mann Zdumiony jestem, że jeszcze mi nikt nie wytknął moich konszachtów z Dzierżyńskim – Korzysta pan czasem z serwisu YouTube w internecie? – Korzystam – to za dużo powiedziane. Wiem o jego istnieniu i od czasu do czasu zaglądam. – A wpisał pan kiedyś w wyszukiwarkę swoje nazwisko i słowo „zając”? – Nie, nigdy. – W ten sposób można znaleźć skecz z „Za chwilę dalszy ciąg programu”, w którym udaje pan kicającego zająca, rozśmieszając do łez Krzysztofa Maternę. – Nie wiedziałem. Ale wiem, że jakieś kawałki naszych starych programów tam krążą. – No właśnie, i cieszą się coraz większą popularnością jako – jak to się teraz mówi – rzeczy kultowe. – Może mnie to wyłącznie cieszyć. Skoro byłem współautorem i wykonawcą tych skeczy, jest to plus na moje konto. Ale dlaczego ludzie wciąż chętnie je oglądają? To trudniejsze pytanie. Przecież także dziś w telewizji funkcjonują kabarety, różnego rodzaju programy rozrywkowe, które się mocno promuje; jedne są lepsze, drugie dużo słabsze. Cóż, widocznie po latach wytrzymujemy konkurencję w internetowym drugim obiegu, bo telewizja przecież tego nie przypomina. – Drugi obieg… Jak pan ocenia kondycję polskiego poczucia humoru? – Jest słaba. Media opanował dziś humor rubaszny. Wszystko trzeba spuentować dowcipnie, ale pomysł na żart przychodzi później. Widzę dużo marnego humoru, robionego na siłę. Fakt, że to się podoba, jest przygnębiający. – Dlaczego tak się dzieje? – Myślę, że wytworzył się pewien obieg zamknięty. Jeżeli oferta jest, mówiąc bardzo łagodnie, popularna, a widz zajęty jest różnymi osobistymi problemami, to nie ma na pierwszym miejscu swoich priorytetów potrzeby szukania lepszej rozrywki. On bierze to, co dostaje, to, co mu dają. Mało tego, autorytet ekranu powoduje, że temu widzowi wydaje się, że tak powinno być, i kupuje te mizerne wzorce. Ale być może YouTube, o którym pan wspomniał, ten współczesny – i to jest naprawdę właściwe określenie – drugi obieg uświadamia, że są ludzie, którzy wciąż potrzebują innego typu humoru. Podobnie jest z radiem. Jeżeli główne stacje radiowe nadają niemal wyłącznie papkę, to odbiorca nią karmiony przyzwyczaja się do niej i dopiero jak gdzieś trafi na coś innego, dziwi się, że można inaczej. Tylko że to „inaczej” jest w mniejszości. Teraz jest czas popkultury i gumy do żucia. – Czy to jest główny problem polskiego show-biznesu? – Polskiego show-biznesu nie ma. To są jakieś pozorne działania, obliczone na szybką kasę. Widać to w kinie, w telewizji, wszędzie. Owa mityczna misja telewizji publicznej praktycznie nie istnieje. Podobnie jest na rynku muzycznym. Mamy katastrofalnie niskie progi sprzedaży, po których daje się złotą płytę, nie ma promocji młodych, naprawdę zdolnych ludzi, natomiast promuje się gwiazdki, które gasną po jednym sezonie. Gdy spojrzy się na ramówkę programów sylwestrowych czy karnawałowych, z zamkniętymi oczami można wskazać 10 czy 15 wykonawców, którzy tam wystąpią. Kompletna martwota. – To druzgocąca diagnoza. Przez dwie dekady wolności nie potrafiliśmy przyjąć wzorców zachodnich? – A jak je przyjąć, skoro np. dla normalnego młodego człowieka ceny płyt wciąż są zaporowe? Na kupowanie oryginalnej muzyki stać dziś ludzi ustabilizowanych zawodowo, którzy mają po 40 lat i więcej, ale oni najczęściej kupują jakieś wspomnienia z młodości typu Rolling Stones czy Pink Floyd. To skutkuje piractwem, odsłuchiwaniem plików mp3 w telefonach, w których można sobie zainstalować bzyczące piosenki, bo na jakość też już się nie stawia. Brak jakości stał się znakiem naszych czasów. – Niedawno obejrzałem powtarzany w TVP Kultura program „Big Zbig Show” z początku lat 90. w reżyserii Magdy Umer, m.in. z pana udziałem. To było wówczas wydarzenie, najwyższe loty rozrywki telewizyjnej, która dziś ślizga się na lodzie… – Na początku zeszłego roku próbowaliśmy z Krzyśkiem Materną uruchomić nowy program w telewizji publicznej. Szybko okazało się, że władze TVP postanowiły ocenić nas nie merytorycznie, lecz za pomocą algorytmu, który zestawia koszt, widzów i coś tam jeszcze. Dziś nie liczy się wartość artystyczna, ale wynik finansowy. – Tzw. bożek oglądalności… – I ja wobec niego się poddaję. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że program powinien być
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









