Podatkiem w chipsy

Podatkiem w chipsy

Rządy wielu państw walczą z plagą otyłości Od 1 września na Węgrzech obowiązuje podatek na wysokokaloryczne i niezdrowe jedzenie. Podatek chipsowy, nazywany również hamburgerowym (choć samych hamburgerów nie obejmuje) to, zdaniem rządu Viktora Orbána, sposób na walkę z otyłością i nadwagą rodaków. Dotyczy żywności paczkowanej, przede wszystkim chipsów, napojów energetyzujących i wszelkiego rodzaju ciast i ciasteczek. Od kilograma tych słodkości trzeba dziś zapłacić 100-200 forintów podatku, od litra napoju energetyzującego – 250 forintów, najtańsze są napoje słodzone – 5 forintów od litra (100 forintów to ok. 1,50 zł). Wydawałoby się, że próba narzucania społeczeństwu zdrowych nawyków żywieniowych to ewenement. Nic bardziej mylnego. Na całym świecie rządy poszczególnych państw walczą z plagą otyłości traktowanej już jako choroba cywilizacyjna. Dodajmy, że w sposób bardziej lub mniej dotkliwy dla portfela obywateli. Do wprowadzenia podatku na słodkie napoje gazowane przygotowują się Francuzi. Japończycy obowiązkowo poddają się okresowym badaniom wymuszanym przez pracodawców. Za dodatkową opłatą za batoniki, ciastka i chipsy opowiadają się także mieszkańcy Tajwanu. Pomysłów na to, jak poradzić sobie z otyłością, nie brakuje. Brytyjczycy, uchodzący za jedną z najgrubszych nacji w Europie, płacą mieszkańcom hrabstwa Kent nawet do 425 funtów za zrzucenie zbędnych kilogramów. W szkołach w Londynie, Oksfordzie, Manchesterze i walijskim Bangorze uczniowie w nagrodę za jedzenie owoców i warzyw dostają zabawki. Kiedy prognozy wykazały, że do 2030 r. połowa Brytyjczyków będzie miała problem z nadwagą lub otyłością, zaczęto ludzi straszyć. Osoby otyłe będą wyrzucane z listy oczekujących na operacje w państwowych szpitalach, jeśli nie wezmą udziału w trzymiesięcznym programie stosowania diety. To zresztą żadna nowość. Niemiecki deputowany CDU, Marco Wanderwitz, agitował na rzecz wyższego ubezpieczenia zdrowotnego dla ludzi z nadwagą. Podobny postulat wyraził ponad dwa lata temu na blogu Janusz Palikot. Dlaczego ktoś, kto nie dba o siebie, ma korzystać w taki sam sposób ze wspólnych pieniędzy? – pytał. Otyły kosztuje więcej? Problem otyłości dotyczy dziś niemal każdego państwa na świecie. Liczba dzieci i dorosłych ze znaczną nadwagą (m.in. w USA, Kanadzie i Europie Zachodniej) wzrosła trzy- lub czterokrotnie w ciągu ostatnich 30 lat. Według opracowania zamieszczonego w magazynie „Lancet” na świecie jest 1,5 mld ludzi z nadwagą, w tym 170 mln dzieci. Światowa Organizacja Zdrowia uznała otyłość za chorobę przewlekłą, która skraca życie. Nawet o 10 lat, bo niszczy organizm tak samo jak palenie papierosów – twierdzą Richard Peto i Gary Whitlock z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Destrukcyjnie wpływa przede wszystkim na układ krążenia, powodując m.in. nadciśnienie tętnicze czy niewydolność serca. Poza tym otyłość zwiększa ryzyko wystąpienia nowotworów. Oczywiście oprócz aspektu zdrowotnego istnieje jeszcze jeden, czysto finansowy. Osoby otyłe kosztują państwową służbę zdrowia znacznie więcej, bo częściej korzystają z usług publicznych szpitali. Przynajmniej statystycznie, a to już dla polityków dobry powód do walki z otyłością. W Stanach Zjednoczonych, gdzie 75% obywateli ma nadwagę, z powodu powikłań wywołanych otyłością umiera niemal 300 tys. osób rocznie. W kraju, gdzie dużą popularnością cieszą się kluby nocne dla puszystych, a Federalny Urząd Transportowy wysuwa propozycję podniesienia średniej wagi pasażera (z 69 do 79 kg), to nie lada problem. Dwa lata temu amerykański rząd wyliczył, że otyli obywatele kosztują budżet 147 mld dol. rocznie, co stanowi 9% wszystkich kosztów medycznych. Według ostatnich badań przeprowadzonych przez specjalistów z Uniwersytetów Cornell i Lehigh, dziś jest to 17% (168 mld dol. rocznie). Amerykanie o żadnych podatkach nie chcą jednak słyszeć. Fakt, propozycje padają, a debata społeczna rozpoczęła się ponad dwa lata temu. Wówczas to David Paterson, gubernator stanu Nowy Jork, zaproponował, by wszystkie niedietetyczne napoje gazowane oraz soki zawierające mniej niż 70% soku w produkcie obłożyć 18-procentowym podatkiem. Podobny próbowały nałożyć 23 stany. Wywołało to lawinę oburzenia. Padały hasła o dyskryminacji, co zdaniem Grega Critsera, autora książek na temat społecznych przyczyn otyłości w USA, wystarczy, by temat uciąć. W Stanach, jak nigdzie indziej, panuje tendencja

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 40/2011

Kategorie: Świat