Warszawiacy mają za złe mieszkańcom Mazowsza, że ich objadają, Mazowszanie, że stolica zabiera ich pieniądze Strategia jest opasła i napisana kodem ekonomistów. Pełno w niej wykresów z użyciem takich sformułowań, jak np. „subregionalne ośrodki równoważenia”, „współczynnik korelacji między wskaźnikiem rozwoju a odległościami od Warszawy” itp. Włodzimierz Nieporęt, przewodniczący Sejmiku Województwa Mazowieckiego, od roku wozi ze sobą tę samorządową biblię na każde spotkanie w terenie. Czuwał nad jej opracowaniem, a potem walczył, aby przeszła w głosowaniu (tylko jeden sprzeciw). Ludziom z powiatów, którzy wdają się z przewodniczącym w dyskusję, opowiada treść strategii normalnym językiem. – W Lipsku – przypomina sobie – wstał jakiś młody człowiek, widać, że wykształcony i mówi: „Przeczytałem tę księgę wcześniej i zastanawiałem się, co pan powie, bo tam dla nas nic nie ma. Ale pan ujął mnie już na wstępie ostrzeżeniem, aby nie oczekiwać cudu. Zwłaszcza w okresie, gdy zbliżają się wybory. Bo klasyczne powiedzenie Balcerowicza: „za 3 miesiące będzie dobrze” już znamy. Ja się z tym zgadzam – z faktu, że powstało województwo mazowieckie, nie wynika nic ponad to, że są określone granice”. Wspólnota wspólnot – Gdy kandydowałem z Warszawy do sejmiku – wspomina Włodzimierz Nieporęt – tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, do czego startuję. Choć przeczytałem wszystkie stosowne ustawy i inne dokumenty. Wiedział jedno – nie może zamykać się w gabinecie. Musi być przewodniczącym „terenowym”. Swoją komunikatywność na prowincji sprawdzał na uczniach, w tamtejszych szkołach. Jeśli nie usnęli na lekcji o samorządzie lokalnym, to znaczy, że mówi zrozumiale. Dorosłym trochę przedłużał wykład, ale też nie trzymał się kurczowo jednego wątku. Bo niezależnie od tematu, z którym przyjechał, zazwyczaj na sali podnosił temperaturę miejscowy pasjonat z gatunku zakochanych w swym regionie. – Zaskoczyło mnie, że tymi odmieńcami są nie tylko ludzie wiekowi. W Sokołowie, w części artystycznej konkursu o przetwórstwie mięsnym wystąpił amatorski, świetnie przygotowany zespół taneczny liczący 120 osób. Stworzyły go dwie drobne dziewczyny; jedna z nich to harcerka. To działalność tych nikomu nieznanych pasjonatek i rzeszy im podobnych była argumentem za zorganizowaniem w warszawskich Łazienkach Dni Mazowsza pod hasłem: Wspólnota wspólnot. W czasie naszej kilkugodzinnej rozmowy Włodzimierz Nieporęt użył tego określenia 15 razy. Obiad z biskupem Żeby jednak do wspólnoty doszło, przewodniczący sejmiku – nie wierzący, działacz SLD, musiał dogadać się z tymi, którzy faktycznie rządzą na Mazowszu – m.in. z biskupami. Propozycja spotkania zaskoczyła większość zwierzchników kościelnych. – Ordynariusz płocki, biskup Stanisław Wielgus, od którego zacząłem – śmieje się Nieporęt – nawet mi szklanki wody nie zaproponował w swoim gabinecie. Ale już u biskupa Jana Chrapka z Radomia zjadłem obiad w jego prywatnej rezydencji. Najlepiej poczuł się przewodniczący w gościnie u Antoniego Dydycza, biskupa drohiczyńskiego. – To ciekawa postać – wspomina – pochodzi z wielodzietnej rodziny, jego bracia działają w PSL. Poznałem jednego z nich, jest energicznym i dowcipnym przewodniczącym rady gminy w powiecie łosickim. Namawiał mnie, abym ogłosił na Mazowszu konkurs na najsprawniejszy zarząd. Uważał, że wygra ex aequo z wójtem, bo we dwóch mają w sumie 15 dzieci. Biskup drohiczyński organizuje wiele spotkań samorządowych, potrafi również opowiedzieć dowcip o swojej instytucji i osobie. Rozmawiali o wielu sprawach – od porównywania doktryn Kościoła i komunizmu do kwestii obszaru młodego województwa mazowieckiego. Przewodniczący zauważył, że nawet biskupom trudno przyzwyczaić się do nowych granic administracyjnych. Zdaniem biskupów Stanisława Stefanka (Łomżyńskie) i Alojzego Orszulika (Łowickie), ich diecezje leżą na prawdziwym Mazowszu, natomiast ta w Radomiu, gdzie po tragicznej śmierci biskupa Chrapka ordynuje Zygmunt Zimowowski, to już „nie do końca”. Potem Nieporęt zaproponował prymasowi Glempowi, który jest równocześnie ordynariuszem diecezji warszawskiej, aby biskupi spotkali się z samorządowcami w stołecznym ratuszu. – Prymas trochę się wykręcił, przysyłając swego biskupa pomocniczego, inne diecezje też obniżyły rangę reprezentacji o jeden szczebel, ale ważne, że do spotkania doszło. Choć ze strony władzy kościelnej słychać było głównie jedno pytanie: „czego wy od nas chcecie?”. Na to Włodzimierz Nieporęt był przygotowany. Oczekiwał, że również wspólnoty wyznaniowe pochylą się nad Strategią. Mogę polewać Biskup Dydycz ujął przewodniczącego sejmiku aktywną działalnością
Tagi:
Helena Kowalik









