Pojedynek na memy

Pojedynek na memy

Najpewniej, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, a ściślej – jeśli wierzyć kompetencjom badaczy opinii publicznej – dzisiejszego ranka obudziliśmy się między turami. Dwa tury pozostały na placu boju i będą musiały się trykać, dym z nozdrzy, kurz spod kopyt, bluzgi z trybun – skończyły się mizdrzostwa Polski (każdy się mizdrzył do „wszystkich Polaków”; ile wymizdrzył, to jego), teraz wkraczamy w etap brudnej kampanii. Nie wystarczy już przekonywać, że się uwielbia pierogi tudzież roladę (broń boże owoce obcych mórz). Nadszedł czas wujków z Wehrmachtu, choć po kilkunastu latach spodziewałbym się raczej zwielokrotnienia podłości – Jacek Kurski w ostatnich latach tak wywindował poziom czarnego PR, że aby osiągnąć piorunujący efekt, musiałby wyciągnąć z kapelusza coś doprawdy wstrząsającego. Andrzej Duda może się okazać cudem wydobytym i przedwcześnie dojrzałym dzieckiem ciężarnej zakonnicy, potrąconej tuż przed rozwiązaniem na pasach przez Rafała Trzaskowskiego.
Żeby nie zostać pomówionym o symetryzm, uściślę: dla mnie wybór jest jasny, to nawet nie tyle walka dobra ze złem, ile kwestia smaku. Polska najeżonego bęcwała staje naprzeciw tej, którą chce otoczyć opieką spolegliwy inteligent. Problem polega na tym, że w drugiej turze nie wystarczy sztuka uników – ale jak podjąć walkę na błotnistym gruncie i zarazem się nie utytłać? Wierzę, że mój kandydat zmyślnie z tego wybrnie. Być może znowu o wyborze głowy państwa zadecyduje nie patriotyczna napinka, ale pojedynek na miny? Przepraszam, na memy.
Na dziś w memokratycznej konkurencji Duda zbiera baty – jako że oblicze ma czerstwe i nad kodem mimicznym nijak zapanować nie potrafi, jest żarliwym dostarczycielem tzw. lolkontentu. Duda zatroskany o powodzian miał zrobić minę frasobliwą, a wygląda jak sfrustrowany grzybiarz, wypatrujący – no właśnie, czego? Dziurki w uszczelce? Winy Tuska? Kamienia filozoficznego? Duda lansujący się u boku Trumpa miał suflowane: „Andrzej, więcej godności na obliczu”, ale i tak nie dał rady powstrzymać uśmiechu nierozgarniętego sztubaka pochwalonego na forum klasy przez wychowawczynię. Duda się sroży – wygląda niepoważnie, Duda opowiada kawały – nikt ich nie rozumie, Duda wykrzykuje groźby – sam sprawia wrażenie głównego zagrożenia, Duda uspokaja – wszyscy się trwożą. Jedynie kiedy się modli na kolanach, wygląda naturalnie – i oby w tej pozycji zastygł na dobre także po 12 lipca. Skoro ani prezydent USA, ani prezes RP nie wystrzelili słupków poparcia, pozostaje zwycięstwo wymodlić. (Skądinąd ciekaw jestem, co takiego rozmodlony Duda może Bogu obiecywać w zamian za pomoc w kampanii. Nie chcę nawet sobie tego wyobrażać, mój zdeprawowany umysł ateusza jest na to za ciasny).
Kaczyński pośpieszył na pomoc w swoim stylu, to jest w ogóle fenomen gramatyczny – on właściwie nigdy nie używa liczby pojedynczej w pierwszej osobie. Rozumiem, że bliźniaki jednojajowe mogą mieć tę przypadłość, ale tu wietrzę coś więcej niż piętno biologii. „Musimy wygrać, jesteśmy silni, zreformowaliśmy kraj” – rozumiem, że to wiecowa retoryka wodza, który socjotechnicznie tworzy za sobą widmowy tłum, nawet jeśli wyraża najbardziej odosobnioną ideę. Nie mogę jednak się oprzeć wrażeniu, że nawet po spożyciu swojego ulubionego bigosu z kiełbasą wyborczą Kaczyński klepie się po brzuszku, mówiąc: „Ale się najedliśmy…”.
Wybory prezydenckie teoretycznie powinny być plebiscytem na najlepszy program, ale w praktyce ostatnich lat przybrały charakter rankingu mister Polonia. Komorowski zaczął pikować, kiedy po Tej ziemi rozsiał się z werwą dmuchawca fakt społeczny o przystojności Andrzeja Dudy. Teraz nie będzie tak łatwo. Rafałowi Trzaskowskiemu trudno odmówić co najmniej przyjemnej dla oka powierzchowności, w dodatku przyprawia ją dwiema cechami, które często stanowią języczek u wagi na rynku płci: inteligencją i poczuciem humoru. O tym, że „oni” nie mają poczucia humoru, przekonuje nas każda pisowska próba satyryczna, każda karykatura Krauzego, każdy kuplecik Wolskiego, każde ziemniakiewiczowskie ćwierknięcie na Twitterze. Nie masz poczucia humoru, nie jesteś sexy, więc wypad, Polska zasługuje na seksownego prezydenta.
Cóż zatem pozostaje kaczystom, żeby reelekcję swojej marionetki wywalczyć w ramach wyznaczonych przez demokratyczne zasady? Może właśnie już nic ponad ogłoszenie dekretu, że nie czas na żarty. Ani na demokrację.

Wydanie: 2020, 27/2020

Kategorie: Wojciech Kuczok

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy