Tag "Wojciech Kuczok"
1200 i dalej
To już 1200. numer „Przeglądu”. Jubileusz i refleksja, że od 23 lat zawracamy głowę Czytelnikom. Co robimy chętnie, choć szron na głowie i włosów ubyło, z tą samą energią, z jaką startowaliśmy 20 grudnia 1999 r. A zaczęliśmy z przytupem. Cały zespół redakcyjny ówczesnego „Przeglądu Tygodniowego” rozstał się z właścicielem, który kupił tytuł za skromne pieniądze, bo chciał mieć trampolinę do kariery politycznej. Kapitalizm w polskim wydawnictwie wyleczył nas ze złudzeń, z którymi Polacy wchodzili w lata 90. Rzeczywistość była zbyt ponura
Bełkot Belzebuba
Zadałem sobie trud obejrzenia w całości niesławnego przemówienia Tadeusza R., pseudonim „Ojciec Dyrektor”, przestępcy i przedsiębiorcy, szefa gangu toruńskiego, powszechnie mylnie określanego mianem duszpasterza. Albowiem zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jestem człowiekiem małej wiary, przeto nie mogłem uwierzyć, że j u ż m o ż n a w Polsce publicznie nawoływać do obrony pedofilów oraz nakłaniać do uciszania świadków i ofiar przemocy. Ba, że czynić to wolno bezkarnie w obecności dwugłowego smoka Temidy kaczystowskiej, ministra
Coś w tym jest
Brawa dla Strajku Kobiet za partyzancką akcję na Giewoncie. Wywieszenie hasła „Przemoc domowa to nie tradycja” na szczycie prawicowi psychopatrioci uznali za zbezczeszczenie krzyża, a jako że ta dywersja na szczytach odbyła się nie po raz pierwszy (latem zawisła tam tęczowa flaga), mniemam, że oddziały straży narodowej będą musiały się przegrupować. Zamiast sterczeć bezczynnie przed kościołami, zostaną wysłane na front tatrzański, by bronić ton zimnego żelastwa na wietrznym wierchu. Sroga zima pokonała armię Trzeciej Rzeszy, więc i bojówkom Czwartej
W przededniu
Jesteśmy w sytuacji granicznej, w przeddzień chwil, o których nasze wnuki będą czytać w podręcznikach. Kaczyści ukręcili na siebie bat zakazem aborcji; konfrontacyjne przemówienie naczelnika miało odwrócić kota ogonem (to jedna z jego niewielu wyćwiczonych umiejętności) i wszystkich przekonać, że to bicz boży na „złych ludzi”. Tymczasem memokracja świetnie sobie radzi z pogróżkami złowrogich dziadów: „Osiodłaj kota i stań do walki!”, „Jarek, jeśli ktoś cię więzi i każe czytać z kartki, mlaśnij czy razy”, portret brakującej, dolnej połowy
Tańczący diabeł
Nie zbudują już żadnej fabryki; umarł Moryc Welt. Umarł wielki aktor Wojciech Pszoniak, głos mi więźnie w gardle, bo na jego rolach się wychowałem, dzięki nim rozkochałem się w kinie jako przyszły filmoznawca. Umarł jeszcze jeden wybitny polski inteligent, nie umarł, a wymarł zatem, bo jak wieść niesie, nasza inteligencja wymiera (choć, kto wie, może i reszta do niej dołączy; nie jest powiedziane, że COVID-19 wpisał ludzkość na listę – nie jest powiedziane wyłącznie ze strachu).
Miękkie tkanki, twarda proza
Autorzy poczytni i popularni powinni z najwyższą ostrożnością posługiwać się etykietką arcydzieła, poczytność i popularność generują bowiem przekorę i resentyment, zwłaszcza w kraju jak Polska, żółcią i witriolem płynącym. Gdy więc autor znany i lubiany nazwie jakieś dzieło majstersztykiem, nierzadko staje się to pocałunkiem śmierci, stanowi przyczynek do grymasów i podwłosów krytyki, bo ta nie lubi być wyręczana tudzież zagłuszana przez pisarzy; sama chce osądzać i wartościować, walczy o wyłączność prawa odkrywcy, broni swojej autonomii z zajadłością kaukaskich separatystów.
„To nie jest wojna”
Rekonstrukcja rządu przyniosła redukcję resortów, za to ich nazwy rozrosły się ponad miarę. Takie Ministerstwo Kultury, Dziewictwa Narodowego i Sportu – czyż nie łatwiej byłoby je nazwać po prostu Ministerstwem Kultury Fizycznej? Pan Gliński od początku prezentował na swoim stanowisku maniery i kompetencje wuefisty, teraz wreszcie dostała mu się stosowna działka. Tylko że on jest z tych wuefistów upierdliwych, którzy zamiast pozwolić chłopakom grać w gałę na każdej lekcji, każą ćwiczyć układy gimnastyczne do akademii na cześć i ku chwale. Tak czy owak,
Kicz tytaniczny
Stanął papież na dziedzińcu, a zanim oficjalnie go odsłonięto, stał się najpopularniejszą instalacją w historii polskiej sztuki współczesnej. Jednemu nie sposób zaprzeczyć – w kategorii memogeniczności „Zatrute źródło” Jerzego Kaliny okazuje się dziełem niedoścignionym. Jeśli potraktować to dzieło jako pretekst kultury, który dopełniają wszelkiego rodzaju od-kształcenia, reinterpretacje i przeróbki, słowem: jeśliby artysta ogłosił, że erupcja memów była przez niego przewidziana i stanowi integralną część dzieła, należałoby tę rzeźbę uznać za przemyślną i ważką wypowiedź. Cień
Na tropie zachwytu
Podobno najbardziej charakterystycznym objawem COVID-19 jest blokada powonienia i smaku. Zatem: od tej zarazy ludzie tracą zmysły także w sensie ścisłym, jak by powiedział Jerzy Pilch – nawiasem mówiąc, jego pogrzeb okazał się bombą biologiczną w środowisku literackim, Pilch sprawił pośmiertnie, że wśród pisarzy błyskawicznie zniknęli wszyscy niedowiarkowie, nazywani gdzieniegdzie „koronasceptykami”. Zapewne ten test nie został jeszcze poddany ostatecznej weryfikacji, ale daje może i zwodne, lecz komfortowe ukojenie wszystkim zasmarkanym, pokasłującym
Odumarli
Wujec, Walicki, Janion, co tydzień jakieś mowy pogrzebowe, straty niepowetowane; późnym latem zebrało się na umieranie postaciom wielkich umysłów i zasług, Polska je traci i jakby sama się traciła, bo teraz ludzie umierają bardziej – zostawiają nas samych w państwie kaczystowskim. Obok smutku pojawia się rodzaj rozżalenia, że „wiedzieli, kiedy się zawinąć”, odumarli nas, ich śmierć wpisuje się w tak ponury pejzaż polityczny i społeczny, że jest podświadomie poczytywana za rodzaj ucieczki, emigracji