Polak, nadworny grawer Szwecji

Polak, nadworny grawer Szwecji

Czesław Słania jeździ po całym świecie, wszędzie, gdzie do obiegu trafiają jego znaczki i banknoty. Ale latem co roku wraca do Osmolic Z okna pokoju, w którym siedzimy, widać wiejską drogę, zabudowania sąsiadów, pola i drzewa w oddali. Dwa drewniane łóżka pamiętają jeszcze czasy przedwojenne. Etażerka, toaletka z wielkim lustrem i piec też są stare. Po śmierci matki nikt tu już na stałe nie mieszka. Ale każdego roku w lecie dom ożywa. Czesław Słania przyjeżdża czasami nawet z drugiego końca świata, tak jak teraz, kiedy zjawił się w Osmolicach prosto z Australii. Przybywa też z Krakowa siostra Leokadia z córką, rodzina, znajomi. Siedzą wtedy na werandzie lub przy cembrowanej studni pośrodku podwórka. Portret matki stoi na biurku. Dopiero przez lupę widać każdą bruzdę na jej twarzy. To efekt tysięcy nakłuć na stalorycie. – Precyzja? – Owszem – przytakuje – w jednym milimetrze kwadratowym może być od 60 do 80 kwadracików o głębokości kreski ośmiu tysięcznych milimetra. Czapka leśnika 80 lat temu, 22 października 1921 r. w Czeladzi, przyszedł na świat Czesław, pierworodny syn górnika Ignacego Słani i jego żony Józefy z domu Żmuda. Rodzina Józefy pochodziła z Lubelszczyzny, więc kiedy chorowity Czesław miał sześć lat, zabrali dobytek, kupili kawałek pola i zamieszkali w Osmolicach, gdzie trawa była zielona, powietrze dla płuc zdrowe, a woda w Bystrzycy krystalicznie czysta. I tak górnik Ignacy rozpoczął żywot lubelskiego chłopa. Czesław został absolwentem Gimnazjum im. Hetmana Jana Zamoyskiego w Lublinie i mimo iż wykazywał duże zdolności plastyczne, chciał zostać leśnikiem. Zawsze ciągnęło go do lasu. Lubił chodzić wśród drzew, dotykać pni, odstającej kory, patrzeć na kołysane wiatrem korony. Wrzesień 1939 r. przerwał marzenia o studiach; Czesław znalazł się w partyzantce. W Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie znalazł się w 1946 r. Ale od początku studiów nosił czapkę leśnika. Po pierwszym roku postanowił przenieść się na Uniwersytet Krakowski na wydział leśny. Poszedł odebrać swoje dokumenty z dziekanatu. – Życiem człowieka rządzą dziwne przypadki – zamyśla się Czesław Słania. – Właśnie w chwili, kiedy wszedłem do sekretariatu Akademii, zajrzał tam również profesor Witold Chomicz. „Co pan chce najlepszego zrobić?”, zapytał. „Takich jak pan leśników będą tysiące, a pan ma zdolności dane tylko niewielu”. No więc został. Trzech z nich ukończyło Akademię z odznaczeniem: Słania, Daniel Mróz i Józef Szajna. – Zaraz po studiach – opowiada Słania – otrzymałem pracę w Wytwórni Papierów Wartościowych. Wykonałem tam między innymi 23 grawerunki znaczków pocztowych. Ale byłem chory na płuca. Czekała mnie operacja. W tamtych latach tego rodzaju zabiegi wykonywano w Szwecji. Załatwiłem sobie wyjazd za granicę i już nie wróciłem do Polski. Obywatel świata Przez 10 lat mieszkał w Szwecji, potem przeniósł się do Francji, aż wreszcie osiadł w Monako. Ale większość życia spędza w Szwecji. Na początku lat 70. z okazji urodzin Gustawa VI Adolfa, wykonał serię znaczków, która tak bardzo spodobała się królowi, że nadał mu tytuł „nadwornego grawera”. Tytuł nie wiąże się z profitami finansowymi, ale dzięki niemu mógł podczas uroczystości 90. urodzin króla Gustawa zasiadać z rodziną królewską. – Siedziałem przy tym stole i tak sobie myślałem: mam pracę, którą uwielbiam, sławę i zaszczyty, zasiadam przy jednym stole z koronowanymi głowami, czego jeszcze chciałbym więcej? I wie pani, czego wtedy zapragnąłem? Być chociaż jeden jedyny raz w Polsce na wiejskim weselu. Jako obywatel szwedzki Czesław Słania przyjechał do Polski dopiero w 1978 r., po 23 latach mieszkania za granicą. Wcześniej spotykał się z rodziną w najróżniejszych miejscach: w Czechosłowacji, Bułgarii, na Węgrzech, a więc tam, dokąd oni mogli legalnie wyjechać na wycieczkę. Matka opowiadała mu, że kiedy rozpoczęła oficjalne staranie o pozwolenie na wyjazd do Szwecji, w Osmolicach pojawili się jacyś „dziwni” panowie i dawaj namawiać ją, aby to ona ściągnęła do siebie syna. – Włos mu tu z głowy nie spadnie – zachęcali. – Wiem, wiem – przytakiwała im skwapliwie – jest łysy. Skarby podręczne W ub.r Czesław Słania obchodził 40-lecie pracy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 40/2001

Kategorie: Kultura