Polak i neonazista w jednej stali radzie…

Polak i neonazista w jednej stali radzie…

W Löcknitz współrządzić chcą przedstawiciele nowej fali imigrantów z pobliskiego Szczecina Korespondencja z Löcknitz „Das Protokoll der Mitgliederversammlung, Bescheinigung über Wahlbarkeit eines Unionsbürgers, Versicherung an Eides statt eines Unions- bürgers, Zustimmungserklä- rung der Kandidatin… Protokół zgromadzenia członków, zaświadczenie o wybieralności, pisemne oświadczenie o obywatelstwie państwa członkowskiego Unii, zgoda kandydata”… Katarzyna Werth po raz ostatni sprawdza, czy papiery są w komplecie. Wszystko w porządku. Urzędnik potwierdza przyjęcie dokumentów. Katarzyna Werth staje się oficjalnie kandydatką w wyborach do rady gminnej. Pierwszą polską kandydatką. W Löcknitz w Meklemburgii-Pomorzu Przednim rewolucja stoi u drzwi. Do Löcknitz jedzie się na wschód. Wszystko jedno skąd. Najlepiej kierować się na Polskę i Stettin/Szczecin. A potem, za Angermünde i Pasewalkiem, kiedy człowiek myśli, że to już granica, pojawia się małe miasteczko. Urzędowo nadal wieś, mimo że ma 3 tys. mieszkańców. Jezioro, zieleń i spokój. Do niedawna ten spokój był jeszcze większy, bo Löcknitz, jak większość miejscowości na wschodzie Niemiec, przeżyło falę emigracji. Pozostali emeryci i puste mieszkania. I nikłe perspektywy na to, że coś się w bliskiej przyszłości zmieni. Ale potem, po rozszerzeniu Unii w 2004 r., nagle zaczęli się pojawiać nowi sąsiedzi. Na początku pojedyncze rodziny, na osiedlu z wielkiej płyty w centrum. Tam, gdzie najwięcej mieszkań stało pustych. Po niedługim czasie stali się coraz bardziej widoczni. Z obco brzmiącymi nazwiskami, obcą mową i innymi zwyczajami. Polacy. Dziś stanowią 10% mieszkańców. Tak wielu cudzoziemców nie było w pomorskim Löcknitz nigdy. Kwestię pustostanów uznano oficjalnie za zamkniętą, nie trzeba było likwidować przedszkola, w którym wcześniej brakowało dzieci. Burmistrz Lothar Meistring był dumny z osiągnięć gminy. Media niemieckie zaczęły przedstawiać Löcknitz jako wzór integracji. Jednak za tą różową fasadą rosły też nieufność i strach. – Na początku mieszkało u nas kilku Polaków w mieszkaniach, które długo stały puste. Nie miałam nic przeciwko. Ale teraz częściej słyszę wokół siebie polski niż niemiecki. Czasami nie mogę się nawet we własnym języku dogadać w bloku. Powoli czuję się, jakbym nie była u siebie, w Niemczech – mówi kobieta w średnim wieku, która właśnie wraca do domu na osiedlu z wielkiej płyty. – Dlaczego przyjeżdża ich tu tylu? Polacy przyjeżdżają po zasiłki, dostają mieszkania za darmo, krążą pogłoski. – Nikt tak naprawdę tego sam nie sprawdził. Tylko słyszał. Od kogo? No, wiadomo, NPD – mówi pani Neumann. Urodzona szczecinianka od 50 lat mieszkająca w Löcknitz. Nadal dla starszych, rodowitych mieszkańców „ta przyjezdna”. Pani Neumann trochę się z tego śmieje. Ale za śmiechem jest i trochę rozgoryczenia. Bo tak na Pomorzu jest. Przekonał się o tym emeryt z Bawarii, który liczył, że tu spędzi spokojnie i tanio jesień życia. Czasami spędza wieczory w restauracyjce w polskim pensjonacie. Przyjaciół nie ma. Sąsiedzi są uprzejmi, ale chłodni. Mieszkańcy nie są zbyt serdeczni wobec nowych. – Polakom będą przyglądać się dwa razy dokładniej niż swoim – mówi pani Neumann (Bawarczyk w tej obserwacji sytuuje się tak jak Polacy, „obcy to obcy”). Co robią, z czego żyją, dlaczego właśnie tu? Pytania, które stawia sobie wielu Niemców w Löcknitz. Wcale nie dlatego, że są nazistami. Mają 40-procentowe bezrobocie i uciekającą stąd młodzież. Są sfrustrowani, biedni, a do niedawna ich jedynym pocieszeniem było przeświadczenie, że „tam”, 20 km na wschód, zaraz za granicą, żyje się jeszcze gorzej. Teraz widzą Polaków kupujących domy, wynajmujących mieszkania, jeżdżących zachodnimi samochodami. Pytają, jak to możliwe. Tak naprawdę nikt tego nie wyjaśnił. Nawet tego, że przyjezdni Polacy i tak nie mają prawa do większości zasiłków. Zarzut, który najbardziej rusza Niemców. – Ja wiem, bo miałam do czynienia z prawem, ale inni? Nikt, nawet burmistrz, który mówi o integracji, nigdy nam tego nie wyjaśnił – pani Neumann niezbyt rozumie tę taktykę milczenia. Bo to chyba najprostszy sposób, żeby wytrącić argumenty z rąk neonazistów. Oni oferują pytającym mieszkańcom wyjaśnienia. Nieprawdziwe, ale jedyne. I straszą. „Trwa podstępna polonizacja Pomorza”, alarmuje NPD w Meklemburgii od kilku lat. „Usuwanie niemieckości i przejmowanie ziem”. W czasie kampanii wyborczej pojawiają się plakaty „Stop inwazji Polaków” (zaskarżone zresztą przez jednego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 23/2009

Kategorie: Świat