Połamane życiorysy – rozmowa z Mariuszem Urbankiem

Połamane życiorysy – rozmowa z Mariuszem Urbankiem

Opowiadając o Broniewskim, Brzechwie czy Tuwimie, opowiadam jednocześnie o całym poprzednim stuleciu Bliscy i dalecy Osoby, których życie pan bada – Broniewski, Brzechwa, Tuwim – to wybitni polscy poeci. Łączy ich także fakt, że do końca życia byli blisko obozu powojennej władzy. Czy to jest klucz wyjaśniający, dlaczego zainteresował się pan akurat nimi? – Kluczem nie było z pewnością ich zaangażowanie w powojenną rzeczywistość. Tym bardziej, że stawianie znaku równości między tymi trzema postaciami tylko dlatego, że każdy z nich miał na koncie utwór o Stalinie i jakąś deklarację lojalności wobec Związku Radzieckiego, byłoby wobec nich nieuczciwe. Moje zainteresowanie Broniewskim, Brzechwą czy Tuwimem wynika z faktu, że to ludzie o życiorysach wielokrotnie połamanych, pełnych zwrotów i zakrętów, a więc atrakcyjnych dla biografa. Każdy z nich stawał wobec najważniejszych wyzwań XX w.: obu wielkich totalitaryzmów, wojen. Opowiadając o nich, opowiadam jednocześnie o całym poprzednim stuleciu. Jednym z tych wyzwań był stosunek do powojennej Polski. W ich przypadku akceptacja dla niej nie była oczywista. Byli już ludźmi bardzo dojrzałymi, doświadczonymi, na dodatek wybitnymi. Dlaczego ryzykowali swoim dorobkiem, wiarygodnością, opowiadając się za obozem, który miał poparcie mniejszościowe? – Każdy z tych trzech przypadków był inny. Choć się znali i byli sobie bliscy pokoleniowo, to jednak należeli do różnych środowisk. Różne były ich drogi życiowe, różne wybory polityczne. Jedynym prawdziwym człowiekiem lewicy przed wojną był Broniewski – komunizujący socjalista, świadomie opowiadający się za lewicą i płacący za to więzieniem, nękaniem przez policję, konfiskatą wierszy. Tuwim, owszem, bywał postrzegany jako lewicowiec, ale w II RP był to raczej rodzaj lewicy estetycznej. Zachowywał się po prostu tak, jak powinien zachowywać się człowiek przyzwoity. W „Balu w operze” odmalował mało estetyczny obraz sanacji. Po ataku NATO na Irak środowiska lewicy antykapitalistycznej kolportowały wiersz „Do prostego człowieka”: „Wiedz, że to bujda, granda zwykła, / Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”, / Że im gdzieś nafta z ziemi sikła / I obrodziła dolarami”. – Lewicowość Tuwima była lewicowością „Wiadomości Literackich”, a nie „Miesięcznika Literackiego” redagowanego przez Broniewskiego, Wata, Stawara, Jasieńskiego, którzy za swoje wybory w międzywojennej Polsce płacili więzieniem, a gdy trafili do ZSRR – nawet życiem. Tuwimowi taki los nie groził. Owszem, sprzeciwiał się sanacyjnym porządkom, gdy zaczynały brunatnieć, protestował przeciwko procesom politycznym i obozowi w Berezie Kartuskiej, ale to był całkowicie inny rodzaj zaangażowania niż Broniewskiego. Tuwim w okresie międzywojennym był absolutną gwiazdą, cieszącą się poplularnością telewizyjną w czasach, gdy nie było telewizji. Z kolei Brzechwa przed wojną był adwokatem, a przy okazji dorabiał, pisząc teksty do kabaretów. Nikt go nie kojarzył z lewicą. Na celowniku endecji Występował jako obrońca w procesie komunizującego „Płomyka” redagowanego przez Wandę Wasilewską i Janinę Broniewską. – Bronił swoich klientek, ale nie można przypisać mu prosowieckich poglądów redaktorów „Płomyka”. Zresztą w PRL traktowano go jako nawróconego grzesznika, który dopiero dołączył do jedynie słusznej ideologii. Jerzy Putrament, broniąc Brzechwę przed krytyką ze strony literatów o dłuższej tradycji lewicowej, odwołał się niemal wprost do biblijnej przypowieści o zbłąkanej owcy. A Brzechwa chciał po prostu dobrze żyć – i przed wojną, i po wojnie. Jednym słowem konformista. Motyw konformizmu miał być nieobcy także Broniewskiemu. – Przypadek Broniewskiego jest dużo bardziej skomplikowany. On – po półtora roku spędzonym w więzieniach NKWD we Lwowie i w Moskwie, po pisanych w Jerozolimie wierszach antystalinowskich – wcale się w 1945 r. do Polski nie wybierał. Wrócił pod wpływem impulsu, gdy dowiedział się, że ukochana kobieta, którą już opłakał w wierszach, myśląc, że zginęła w Oświęcimiu, żyje. Maria Zarębińska była jednak bardzo chora, musiał zdobyć pieniądze na kosztowną kurację w Szwajcarii. Gotów był w tym celu napisać wszystko i wszedł na drogę, z której nie było odwrotu. Bo nie można zapomnieć o jego zaawansowanej już bardzo chorobie alkoholowej. Jestem jednak przekonany, że Broniewski w końcu i tak wróciłby do kraju. On był po prostu patriotą i poza Polską nie było dla niego miejsca. Tuwim też wrócił, choć jego przyjaciele zostali. – Tuwim we wrześniu 1939 r. przedarł się do Francji, później do Brazylii i USA, uciekając przed Hitlerem. Był

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 33/2013

Kategorie: Wywiady