Uśmiech losu jest zawsze szczerbaty

Uśmiech losu jest zawsze szczerbaty

Warto czerpać z bogactwa kulturowego ludzi, którzy trochę od nas się różnią


Andrzej Jakimowski – reżyser filmu „Uśmiech losu”


Podobno coraz trudniej zastać pana w Warszawie.
– Rzeczywiście, mieszkam na dalekiej wsi w Przesmyku Suwalskim. Blisko rosyjskiej granicy, pod Gołdapią. W cieniu iskanderów, że tak powiem. Zakochałem się w tamtych rejonach, kiedy robiłem „Zmruż oczy”, i tak zostało. Do Warszawy przyjeżdżam załatwiać różne sprawy. W równym stopniu, co warszawiakiem, czuję się mieszkańcem Warmii i Mazur, a właściwie Wzgórz Szeskich.

Na wzór swoich bohaterów uciekł więc pan w pewnym momencie na odludną prowincję, żeby odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku. Jakoś pan się utożsamia z tymi wszystkimi outsiderami, z takim Jaśkiem ze „Zmruż oczy”?

– Nawet gdzieś, kiedyś powiedziałem, że czuję się… Marsjaninem. Chcę patrzeć na świat z boku albo z góry – w każdym razie z dystansu. Niech pan spojrzy na tych moich outsiderów: oni wszyscy, pomimo tego outsiderstwa, są zaangażowani. Najbardziej, jak można. Takim outsiderem był również Sokrates, który nawet za cenę śmierci nie wyrzekł się swojego prawa i obowiązku, by zadawać pytania obywatelom Aten. Zadawał je z boku. Zaczepiał ich znienacka, gdy akurat mijali go na ulicy zadowoleni z siebie, podążając gdzieś w swoich sprawach.

Kiedyś powiedział pan, że podoba się panu sposób postrzegania rzeczywistości przez Greków. To, że potrafili wydobyć z niej rysy tragiczne i komiczne zarazem.
– To prawda, m.in. dlatego umieściłem „Uśmiech losu” i tę opowieść w Grecji. Tragikomizm, który tak lubię, jest tam na miejscu. Wynaleziona przez Greków tragedia to „pieśń kozła” – i akurat kozy mają w moim filmie coś do powiedzenia. Miejsce, które wybraliśmy na akcję filmu, ma bardzo silny rys tragiczny. Życie dosłownie wisi tam na włosku. Z pozoru sielska dolina, w której rozgrywa się akcja, okazuje się kalderą aktywnego wulkanu. Cała wyspa jest po prostu wystającym z morza stożkiem wulkanicznym. Tak samo widzę cały glob, całą planetę, która musi się liczyć z perspektywą zagłady.

Ludzie zaskakująco łatwo wypierają myślenie o katastrofie klimatycznej.
– Ma pan rację. Bezczynność w obliczu zmian klimatu jest zatrważająca. Ludzie są zajęci bieżącymi sprawami, poza tym katastrofa dzieje się w wielu miejscach naraz: i lokalnie, i paneuropejsko, i wreszcie światowo. Kiedy na świecie tych sporów i wojen toczy się tyle jednocześnie, w różnych płaszczyznach, to zajęci jednym, nie dostrzegamy innych. Tymczasem zabijamy planetę. Ubolewam nad tym i ten smutek tkwi w mojej opowieści.

Zupełnie to niepodobne do pana  filmów, które były zwykle malowane jasnymi, pogodnymi barwami.
– Tak, „Uśmiech losu” to jasne i pogodne obrazy, zabawne sytuacje, ale przesłanie wcale nie jest takie optymistyczne. W gruncie rzeczy los uśmiecha się do nas radośnie, a równocześnie robi to ironicznie albo wręcz szyderczo. Jest to taki uśmiech… szczerbaty. Los zawsze stawia człowieka w sytuacjach dwuznacznych, komicznych i tragicznych zarazem. Daje nam radość i odbiera nadzieję albo napełnia lękiem. Dostrzeżenie tej dwuznaczności pozwala nam lepiej zrozumieć i znieść naszą sytuację.

Jednym z cichych bohaterów filmu jest drzewko, które rośnie u stóp wulkanu. Wiemy, że musi uschnąć, kiedy wulkan znowu się obudzi, i że będzie to znak nieuchronnej zagłady lokalnego świata. A jednak to drzewko daje radość. Jego piękno daje nadzieję mieszkańcom wyspy. Symbol nadziei i znak zagłady. To chwilowa egzystencja, ale przecież taki sam jest los pojedynczego człowieka i rasy ludzkiej.

Podnóże aktywnego wulkanu – trudno sobie wyobrazić bardziej zagrożone miejsce, a mimo to ludzie wciąż tam przebywają. Dlaczego?
– Bo chcą, bo są do tego miejsca przywiązani, bo decydują, że to ich miejsce na ziemi. W pewnym sensie robię to samo, pozostając w moim domu w Przesmyku Suwalskim. To miejsce potencjalnej akcji żołdaków, prowokatorów, zielonych ludzików. Ale jest to też miejsce cierpiące suszę. Tak jak cała Polska, Europa i wszystkie kontynenty.


Andrzej Jakimowski – reżyser, scenarzysta, producent. Urodził się w 1963 r. w Warszawie. Jego debiut fabularny „Zmruż oczy” (2003) był objawieniem festiwalu w Gdyni, zdobył też pięć Orłów, w tym za najlepszy film, reżyserię i scenariusz. Kolejny film, „Sztuczki” (2007), otrzymał ponad 30 nagród na międzynarodowych festiwalach (m.in. w Wenecji), był także polskim kandydatem do Oscara.


Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 48/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Fot. Kino Świat

Wydanie: 2023, 48/2023

Kategorie: Kultura, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy