Bajeczny kraj na antypodach rozpoczął swą własną „wojnę z terroryzmem” Nowa Zelandia ma opinię raju na ziemi. To przepiękny, zamożny kraj na Pacyfiku, o łagodnym klimacie, zachwycający dziewiczą przyrodą, mekka turystów. A jednak rozpoczęta przez prezydenta Busha wojna z terroryzmem dotarła także tam. Niestety, w raczej osobliwej, karykaturalnej formie. W zakrojonej na szeroką skalę akcji policjanci zatrzymali 17 podejrzanych – obrońców środowiska, pacyfistów oraz rodzimych mieszkańców kraju, Maorysów. Podobno w leśnych obozach aresztowani gromadzili broń i koktajle Mołotowa i przechodzili paramilitarne szkolenie. Według nieoficjalnych informacji domniemani terroryści założyli organizację Freedom Fighters (Bojownicy o wolność) i zamierzali ogłosić niepodległym państwem ziemie maoryskiego ludu Tuhoe nad Zatoką Obfitości na Wyspie Północnej. Może nawet knuli zamachy na życie premiera Nowej Zelandii, Helen Clark, i samego prezydenta Busha. Policja usiłuje trzymać dochodzenie w wielkiej tajemnicy, wiele szczegółów i obciążających dowodów winy nie zostało jeszcze ujawnionych. Politycy i aktywiści maoryscy odrzucają jednak wszelkie oskarżenia i gromko protestują. – Ta akcja zniszczyła zaufanie między Maorysami i pakeha, cofnęła relacje między naszymi rasami o sto lat – oskarżał Pita Sharples, lider Partii Maorysów (pakeha to mieszkańcy Nowej Zelandii pochodzenia europejskiego). Deputowany tego ugrupowania, Hone Harawira, grzmiał gniewnie na forum parlamentu: – Na Maorysów urządzane są polowania. Maorysi są więzieni nie z powodu jakichś akcji zagrażających życiu, lecz z powodu służalczości naszego rządu wobec Amerykanów… Bez zastrzeżeń przyjęliśmy ich wersję terroryzmu. Harawira stwierdził, że policja, która „terroryzuje i brutalnie traktuje lud Tuhoe”, jest narzędziem w ręku władz centralnych w Wellington. W kilku miastach odbyły się zorganizowane przez Maorysów i ich przyjaciół demonstracje protestacyjne – największa w mieście Whakatane na Wyspie Północnej, gdzie przed siedzibą policji zgromadziło się około tysiąca manifestantów, niosących transparenty: „Nie jesteśmy terrorystami, to nas sterroryzowano” oraz „Nie mierz do mnie z karabinu, nie mam jeszcze pięciu lat”. Maorysi oskarżają stróżów prawa, że podczas akcji „antyterrorystycznej” z bronią w ręku zatrzymali i przeszukali autobus wiozący dzieci do szkoły. Według wersji policyjnej, autobus rzeczywiście został zatrzymany, lecz znajdował się w nim tylko jeden uczeń. Przedstawiciele organów sprawiedliwości zapewniają, że o żadnym rasizmie mowy być nie może, a wśród aresztowanych są także pakeha. Premier Helen Clark z Partii Pracy, zazwyczaj pozostającej w politycznym sojuszu z Maorysami, początkowo usiłowała zachować neutralność w konflikcie, lecz w końcu oświadczyła, że podejrzanym zarzucić można co najmniej nielegalne posiadanie broni i substancji zapalających. Według źródeł policyjnych cała sprawa zaczęła się w grudniu 2005 r. Dwaj myśliwi, polujący w górach Urewera na Wyspie Północnej, natrafili na obóz, w którym mężczyźni, niektórzy w kominiarkach, odbywali ćwiczenia wojskowe. Pokryte gęstym lasem Urewera uważane są przez liczący 14 tys. dusz lud Tuhoe za święte. Tuhoe, mieszkańcy gór, nazywają się z dumą Dziećmi Mgły. Wśród Maorysów cieszą się sławą szczególnie gorąco przywiązanych do swej wolności. Nigdy nie podpisali zawartego w 1840 r. traktatu z Waitangi, w którym niektórzy wodzowie Maorysów uznali suwerenność Korony Brytyjskiej w zamian za obietnicę opieki i gwarancji własności ziemi. Stawiali też twardy opór białym kolonizatorom, w latach 60. XIX w. zostali jednak pokonani i wyparci poza wyznaczoną przez zwycięzców „linię konfiskaty”. Do dziś Dzieci Mgły nie mają dobrych kontaktów z białą większością kraju. Komendanci policji z pewnością byli zachwyceni wykryciem „leśnych ludzi”. Uznali, że nadarza się znakomita sposobność do zastosowania antyterrorystycznego prawa Terrorism Suppression Act, przyjętego przez parlament w 2002 r. po szoku, jakim były zamachy na Nowy Jork i Waszyngton. Prawo to określa definicję terroryzmu i daje policji oraz prokuraturze szerokie uprawnienia w jego zwalczaniu. Tylko że w bajecznym kraju na antypodach terrorystów raczej nie uświadczysz. Jedyny akt terroru nastąpił w Nowej Zelandii w 1985 r., kiedy agenci francuskiego wywiadu zatopili w porcie Auckland statek organizacji ekologicznej Greenpeace – „Rainbow Warrior”. Po raz pierwszy Terrorism Suppression Act został zastosowany wobec garstki maoryskich aktywistów, a także ekologów i zwolenników alternatywnego trybu życia, gromadzących się w niedostępnych matecznikach Urewera. Obóz poddano ścisłej obserwacji i potajemnie filmowano „bojowników o wolność”. Ogółem
Tagi:
Krzysztof Kęciek









