Policjanci bez twarzy

Policjanci bez twarzy

Nie mają nazwisk ani twarzy. Jeśli namierzą bandytę, nie odpuszczą Dwóch antyterorystów stoi na krawędzi dachu wieżowca na osiedlu Dąbrowa w Łodzi. Jest szary jesienny poranek. Sześć pięter niżej, przed metalowymi drzwiami antywłamaniowymi czekają funkcjonariusze specjalnej grupy pościgowej. Za drzwiami spokojny o swoje bezpieczeństwo śpi „Szramka”. Niebezpieczny gangster. Ma na koncie napady na tiry i uprowadzenia. – Ruszamy – wydaje rozkaz dowódca grupy. Dwójka na dachu odbija się od krawędzi i zjeżdża po linach. Wpadają do mieszkania „Szramki” razem ze szkłem z rozbitych szyb. W tym samym momencie specjalna piła rozcina zawiasy metalowych drzwi. Gangster jest kompletnie zaskoczony. Ale nie traci pewności siebie. – Dam wam 10 tys. zielonych. Powiecie, że uciekłem – proponuje mierzącemu do niego z pistoletu policjantowi. Grupa poszukiwań celowych w Łodzi liczy 12 funkcjonariuszy. Działa w ramach wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji. Zajmuje się poszukiwaniem najbardziej niebezpiecznych przestępców. I porwaniami. Dla dziennikarza są ludźmi bez nazwisk. Dla fotoreportera nie mają twarzy. – To konieczność. Dzięki temu każdy z nas może stanąć obok bandyty. Prowadzić obserwacje lub chwycić go za ręce i założyć kajdanki – mówi naczelnik wydziału kryminalnego, Krzysztof Mecwaldowski. Jedyny, który może ujawnić swe personalia. Ale jego wizerunek pozostaje dla przestępców nieznany. W mediach często są nazywani parszywą dwunastką, łowcami głów albo szeryfami, którzy śpią z bronią pod poduszką. Spektakularne akcje poprzedzają miesiące pracy. Jej kulisy są równie interesujące jak finał. Przyjaciele porywacze W kwietniowe przedpołudnie atrakcyjna kobieta wychodzi z salonu kosmetycznego w Łodzi. Kilkadziesiąt metrów dalej stoi jej mercedes. Kiedy zbliża się do samochodu, spostrzega dwóch zamaskowanych mężczyzn idących w jej kierunku. Sięga do torebki. Wyjmuje pistolet. Brakuje determinacji, by nacisnąć spust. Pozwala odebrać sobie broń. Mężczyźni prowadzą ją do volkswagena transportera. Tak została uprowadzona wiosną br. żona łódzkiego biznesmena. Porywacze zażądali 300 tys. dol. USA. – Nie odbijamy zakładnika. Doprowadzamy do sytuacji, w której jest uwalniany. Takie są nasze zasady – mówi Krzysztof Mecwaldowski. Biznesmen zgłosił porwanie policji. To początek łowów. Sfora rusza, by złapać trop. Ale kabury, kamizelki kuloodporne i cały arsenał, który widowiskowo wygląda w telewizyjnych serialach, zostaje w pancernych szafach. Zaczyna się mrówcza biurowa robota. Prześwietlanie ofiary, by dobrać się do przestępcy. – Mamy świetnych analityków i wsparcie, którego udziela nam laboratorium – twierdzi szef grupy. Kiedy jej członkowie siedzieli zakopani w stertach dokumentów, mąż porwanej prowadził negocjacje z porywaczami. Kontrolował je policjant. W trakcie pertraktacji porywacze zmniejszyli żądania do 260 tys. dol. Od uprowadzenia mija 18. doba. Nocą z willi stojącej w ekskluzywnej dzielnicy (Parkowa) Łodzi wyjeżdża czarne bmw. Za kierownicą mąż zakładniczki. – Bierz kasę. Jedź na Sieradz – takie polecenie odebrał kwadrans wcześniej przez komórkę. Nim wyprowadził wóz z garażu, w bagażniku położył się policjant ze specgrupy. Mógł liczyć tylko na siebie. Trasa, którą przestępcy prowadzili bmw, eliminowała wsparcie. Ciemne boczne drogi były pod obserwacją bandytów. – Wyrzuć pieniądze. Nie zatrzymuj się – usłyszał biznesmen, kiedy skręcał w kolejną peryferyjną drogę. Zrobił, jak kazali. Wrócił do domu. – To dla nas najbardziej nerwowy moment. Zadajemy sobie pytanie – co dalej? Choć wiemy, że zawsze jest tak samo. Trzeba czekać – mówi uczestniczący w akcji funkcjonariusz. Dźwięk telefonu nad ranem w salonie biznesmena elektryzuje wszystkich. – Jestem na stacji benzynowej pod Łodzią. Zabierz mnie stąd – słyszy głos żony. Mija chwila, nim zszokowana kobieta podaje więcej szczegółów. – To moment, na który czekamy. Kiedy zakładnik jest bezpieczny, ruszamy do ataku – opowiada naczelnik wydziału kryminalnego. Analitycy wstają od biurek. Zakładają kamizelki z kewlaru i wsuwają pistolety do kabur. Wspierani przez kompanię antyterrorystyczną, wyruszają rozegrać kolejną bitwę. W tym przypadku zatrzymano 12 osób. Większość miała broń. Kobietę więziono przykutą do łóżka w chałupie w lesie. Przebywała w izbie sąsiadującej z oborą. Kiedy pojawiła się policja, pomieszczenie wyglądało zupełnie inaczej niż kilka dni wcześniej. Izbę przemalowano

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 45/2002

Kategorie: Kraj