Stróże prawa z Los Angeles fałszowali dowody, kłamali pod przysięgą i strzelali do bezbronnych ludzi Policję Los Angeles od miesięcy paraliżuje gigantyczny skandal. Funkcjonariusze prowadzą śledztwo przeciwko własnym kolegom, a rozzuchwaleni gangsterzy bezkarnie grasują na ulicach. Afera może kosztować Miasto Aniołów nawet 200 milionów dolarów rocznie. Departament Policji Los Angeles (LAPD) od lat ma opinię najbardziej brutalnego, zarazem jednak nieudolnego i skorumpowanego w całych Stanach Zjednoczonych. Tygodnik “Time” pisze: “O LAPD nie ma w naszym kraju żadnych dowcipów, ponieważ organizacja ta jest równie śmieszna jak podwójny pogrzeb”. W 1991 r. funkcjonariusze z Los Angeles ciężko pobili czarnoskórego kierowcę Rodneya Kinga. Doprowadziło to do najgroźniejszych rozruchów w historii USA, w wyniku których kilka dzielnic Miasta Aniołów poszło z dymem. W cztery lata później doszło do skandalu związanego z procesem O.J. Simpsona, aktora i byłego futbolisty, oskarżonego o podwójne morderstwo. Okazało się, że prowadzący dochodzenie w tej sprawie detektyw LAPD, Mark Fuhrman, gardzi Afroamerykanami i ma rasistowskie przekonania. Oburzeni przysięgli uniewinnili ciemnoskórego Simpsona, który prawie na pewno był zabójcą. Rząd federalny oznajmił, że będzie odtąd uważnie przyglądać się działalności LAPD. Władze Los Angeles zapowiedziały gruntowną reformę policji. Pomogło to jednak niewiele. W listopadzie 1997 r. trójka zamaskowanych osobników obrabowała Bank of America w Los Angeles. Tylko jednego z rabusiów udało się schwytać – okazał się nim funkcjonariusz policji z Los Angeles, David Mack. Funkcjonariusz-bandyta skazany został na 14 lat więzienia, jednak zrabowanych z banku 722 tys. dolarów nie odnaleziono do dziś. Mack związany był ze specjalną jednostką policji CRASH, której zadaniem było zwalczanie gangów ulicznych terroryzujących całe regiony Los Angeles. Jednostka ta operowała w cieszącej się złą sławą dzielnicy Rampart, zamieszkanej głównie przez imigrantów z Meksyku i innych Latynosów. W lutym 1998 r. funkcjonariusz CRASH z Rampart, Brian Hewitt, został oskarżony o pobicie na posterunku skutego kajdankami podejrzanego. Wreszcie w marcu tegoż roku ktoś włamał się do policyjnego magazynu i ukradł skonfiskowane przestępcom 4 kg kokainy. Śledztwo wykazało, że sprawcą jest Rafael Perez, również funkcjonariusz oddziału CRASH z Rampart. Perez szybko zorientował się, że może trafić za kratki nawet na 14 lat. Zaproponował więc prowadzącym śledztwo, że “powie całą prawdę o zbrodniczej działalności policjantów z Rampart” w zamian za łagodniejszy wyrok. Tak w listopadzie ub.r. wybuchł policyjny skandal, największy w dziejach Los Angeles, a być może całych Stanów. Z opowieści Pereza wynika, że funkcjonariusze z oddziału CRASH zbyt dosłownie wzięli zapewnienia polityków: “Prowadzimy bezlitosną wojnę z gangami”. Policjanci uznali się za wojowników, których nie obowiązują żadne prawa. Ozdobili swe ciała tatuażami, a mundury – wizerunkami trupich czaszek. Podczas akcji posługiwali się mową znaków i slangiem przejętym od młodocianych gangsterów. Nie cofali się przed niczym, by wysłać domniemanych gangsterów do więzienia. Podrzucali podejrzanym broń i narkotyki, składali przeciwko nim fałszywe zeznania, fabrykowali dowody, osłaniali się wzajemnie podczas zeznań. Jedną z ofiar był niejaki Allan Lobos, nie będący zresztą niewiniątkiem, lecz znanym policji gangsterem. W 1996 r. trzej funkcjonariusze z Rampart, sierżanci Edward Oritz i Brian Liddy oraz policjant, Paul Harper, zatrzymali go, podrzuciwszy uprzednio pod jego samochód pistolet. Potem zeznali solidarnie: “Widzieliśmy, jak Lobos wrzucił broń pod auto”. Na posterunku sierżant Liddy powiedział do podejrzanego: “Pójdziesz siedzieć za tę spluwę”, a następnie przemocą wcisnął broń w rękę Lobosa, uzyskując odciski palców. Prokurator Los Angeles, Gil Garcetti, stwierdził później: “Oskarżenie przeciwko panu Lobosowi zostało w całości sfabrykowane”. Javera Francisco Ovado, domniemanego członka Gangu 18 Ulicy, funkcjonariusze z LAPD, wśród nich Rafael Perez, wywlekli z opuszczonego budynku, skuli kajdankami i trzy razy strzelili mu w głowę. Obok zakrwawionego ciała, z którego zdjęli kajdanki, podrzucili karabin z obciętą lufą. Potem złożyli zeznania, że Ovado wypadł z budynku z bronią w ręku i nie posłuchał wezwań do poddania się. “Chciał do nas strzelać, musieliśmy otworzyć ogień w obronie własnej”, zapewniali policjanci. Javer Ovado cudem przeżył, lecz resztę życia spędzi sparaliżowany w wózku inwalidzkim.
Tagi:
Krzysztof Kęciek









