Polityczny maratończyk

Polityczny maratończyk

Newly elected German President Frank-Walter Steinmeier, center, is congratulated by German President Joachim Gauck, left, and German Chancellor Angela Merkel, right, when a German parliamentary assembly came together to elect the country's new president in Berlin, Germany, Sunday, Feb. 12, 2017. (AP Photo/Markus Schreiber)

Frank-Walter Steinmeier – prezydent Niemiec na ciężkie czasy Korespondencja z Berlina Zgodnie z oczekiwaniami Zgromadzenie Federalne wybrało Franka-Waltera Steinmeiera na prezydenta Niemiec. Politolog Werner Patzelt opowiedział mi ostatnio dykteryjkę zdradzającą znamienny rys charakteru prezydenta elekta. W sierpniu 1997 r. premier Dolnej Saksonii Gerhard Schröder, który niebawem miał zostać kandydatem SPD na kanclerza, natknął się w prasie na wywiad z byłą żoną Hiltrud. „Gerd jest ambitny, ale jeśli chce zostać szefem rządu, musi jeszcze nad sobą popracować”, zaznaczyła. Hillu nie poskąpiła też czytelnikom „Süddeutsche Zeitung” pikantnych detali z ich życia prywatnego. Oburzony Schröder zaczął rozważać strategię odparcia ataku „mściwej Ksantypy”. Funkcję sprawozdawcy prasowego w jego hanowerskiej kancelarii pełnił wówczas niejaki Frank-Walter Steinmeier z Nadrenii. 41-letni prawnik starał się odwieść szefa od zamiaru odwetu, by nie ryzykować zablokowania awansu na kanclerza. Robił to spokojnie, powściągliwie – i skutecznie. „To Steinmeier kierował za kulisami późniejszą zwycięską kampanią Schrödera. Był jej architektem i sumieniem pretendenta”, utrzymuje Torben Lütjen, autor najnowszej biografii Steinmeiera. Robił swoje W odróżnieniu od Schrödera Steinmeier, który stanowisko prezydenta obejmie 12 marca, był wolny od wszelkiej pychy, tak częstej przypadłości ludzi robiących szybką karierę. Czasami uważano go wręcz za pozbawionego charyzmy urzędnika, który po prostu robił swoje. Steinmeier nie znał się na marketingu, ale potrafił pociągać za sznurki w biurze premiera Dolnej Saksonii. Bez Schrödera na pewno tak daleko by nie zaszedł, jednak Schröder bez Steinmeiera przypuszczalnie nie zostałby kanclerzem. Obecny prezydent elekt latami studził jego emocje najpierw w Hanowerze, później w Bonn, a następnie jako szef Urzędu Kanclerskiego w nowym budynku w Berlinie. „Steinmeier jest typem rozważnego menedżera, który potrafi się opanować nawet wtedy, gdy wszyscy wzniecają popłoch, że ktoś rozsadza świat”, pisze „Berliner Zeitung”. Niezwykła pracowitość i umiejętność wygaszania konfliktów zwiastowały polityczne sukcesy na wyższych szczeblach. Kiedy w 1998 r. Steinmeier został szefem Kanzleramtu, mimo eksponowanego stanowiska niechętnie udzielał wywiadów. Natomiast wpływy miał już ogromne, co zyskało mu w mediach przydomek graue Effizienz (szara efektywność – na miano eminencji był jeszcze za młody, acz wskutek operacji oczu już w wieku 26 lat osiwiał). Prezydent elekt uchodzi także za jednego ze współautorów reform opieki socjalnej Agenda 2010, które Schröder przypłacił klęską w przyśpieszonych wyborach w 2005 r. Droga Steinmeiera na szczyt nie była zatem usłana różami. A skandalami? Ostatnio nieżyczliwe mu media przypomniały tylko jeden. Chodzi o sprawę Murata Kurnaza, który w latach 2002-2006 siedział bez wyroku w więzieniu Guantanamo. Losy niewinnego Turka z Bremy doczekały się nawet ekranizacji. W 2003 r. władze USA chciały wypuścić Kurnaza na wolność, ale koordynujący współpracę ze służbami Steinmeier odmówił, z czego musiał się wytłumaczyć przed komisją śledczą. Mimo to Angela Merkel zauważyła talenty Steinmeiera i w 2005 r. powołała go na stanowisko szefa niemieckiej dyplomacji. On sam napomknął w jednym z wywiadów: „W gruncie rzeczy czerpałem tylko ze swoich doświadczeń w hanowerskim gabinecie”. W istocie, jako minister spraw zagranicznych robił to, co potrafił najlepiej: rozbrajał konflikty w Gruzji, Izraelu i Iraku, prowadził żmudne negocjacje z Iranem i Chinami. Na konferencjach prasowych w pogrążonym w wojnie Bagdadzie przemawiał z podobnym stoicyzmem jak przy stole na berlińskim balu dziennikarzy. Nie mówił zbyt wiele, ale nie sprawiał wrażenia nieprzystępnego urzędnika. Prezydent elekt od 10 lat należy do trójki najbardziej lubianych polityków. Okres jego pierwszych sukcesów dyplomatycznych zbiegł się z fatalnymi wynikami dla samej SPD. W 2009 r. partyjni koledzy zaczęli się licytować w wyrazach poparcia dla Steinmeiera. Polityka z nadreńskiej wioski Brakelsiek (1 tys. mieszkańców) wskazano jako kandydata na kanclerza, żywiąc nadzieję, że wygra i wyciągnie partię z kryzysu. Gorzkie lata w opozycji Steinmeier nie okazał się jednak dla swojej formacji motorem zmian na lepsze. W 2009 r. socjaldemokraci zanotowali historyczną porażkę, uzyskując zaledwie 23% poparcia. Beznamiętność dyplomaty, która sprawdzała się na arenie międzynarodowej, zaszkodziła mu podczas kampanii. „Ten człowiek jest nudny!”, orzekli redaktorzy „Der Tagesspiegel”. Po przegranych wyborach ogłosił, że na trzy miesiące odchodzi z polityki, co obserwatorzy uznali za czas potrzebny do przepracowania klęski.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2017, 2017

Kategorie: Świat