Polityk musi mieć elektorat

Umieć przegrać. Po tym poznaje się klasę człowieka. Polityk nie umiejący przegrywać traci zaufanie i szacunek społeczeństwa, jeśli w ogóle jeszcze go miał. Lech Wałęsa, kandydat na urząd prezydenta Rzeczypospolitej, oświadczył publicznie, że Aleksander Kwaśniewski, jadąc do Rzymu wraz z Narodową Pielgrzymką, usiłował wywołać w kraju odruch antysemicki. Wałęsie odbił niesławnej pamięci Stolzmann, które to nazwisko nasza dzielna prawica usiłowała przypisać Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Krótko mówiąc, z Wałęsy wylazł na wierzch i brzydko zapachniał stary polski antysemityzm. Być może wylazł niechcący, jako odruch rozpaczy, bo naszego byłego prezydenta gnębi do dzisiaj rozpacz po przegranej. Już zapewne niedługo genetyka potrafi nam wyjaśnić wpływ genów rozpaczy na postępowanie człowieka. Na razie obowiązują jednak stare normy i brzydka rozpacz, owocująca antysemityzmem jest naganna moralnie, a politycznie zbrodnicza. Ale rozpacz gnębiąca Wałęsę coś nam przynajmniej tłumaczy. Dlaczego Marian Krzaklewski popada w rozpacz, zanim jeszcze przegrał, to trudniej zrozumieć. Czyżby tak głęboko wierzył w swoją zbliżającą się klęskę, że musi swego rywala i potencjalnego zwycięzcę przezywać “człowiekiem z plastiku”, “politykiem bez kręgosłupa” i co tam jeszcze przychodzi mu do głowy, którą ma umeblowaną przede wszystkim wyzwiskami, jak tego dowiódł, tocząc antykonstytucyjną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 29/2000

Kategorie: Felietony