Do mordobicia jeden krok

Do mordobicia jeden krok

Komisja do badania wpływów rosyjskich, zwana Lex Tusk, rozwiązana przez nowy Sejm. Awantura w parlamencie zmierzała w stronę mordobicia. Trochę się zawiodłem, że do tego nie doszło. Komisja w swoim tzw. cząstkowym raporcie – cząstkowym, bo śpieszono się, to był pośpiech przedśmiertny – konkluduje, że Tusk, Sienkiewicz, Cichocki, Klich i Siemoniak (nie wiem czemu zgubili Sikorskiego) nie powinni piastować funkcji państwowych. Prawica uznała raport za prawdę objawioną, lewica i liberałowie za podły stek bzdur, który ma utrudnić stworzenie rządu przez Tuska. Biedny prezydent będzie teraz między prezesem a Tuskiem i międzynarodową opinią. Spektakl obalania PiS zacznie się 11 grudnia. Miałem zaplanowaną tego dnia ważną wizytę lekarską, odwołałem ją. Przed laty Sławomir Cenckiewicz, szef komisji i współautor „cząstkowego raportu”, zaprosił mnie do kawiarni. To było na tyle dawno, że poszedłem, teraz bym nie poszedł. Chciał mi dać swoją grubą książkę o Annie Walentynowicz, w której gęsto korzystał z mojej książki „Życie Anny Walentynowicz”, wydanej w podziemiu w 1986 r., a potem przedrukowanej oficjalnie. Bardzo książkę chwalił. Przed spotkaniem zlustrował mnie dokładnie, przeglądając moje teczki, i był pod wrażeniem, mucha nie siada. Wydał mi się kulturalny i rozsądny. No i co się porobiło… „Cząstkowy raport” sugeruje, że Tusk był agentem rosyjskim, sterowanym przez Putina. I pomyśleć, że taki człowiek będzie premierem. Aż ciarki idą po plecach. W mediach publicznych drgawki przedśmiertne, żadnego wyciszenia, wymiotują treścią, którą trawią od lat. Bardzo się martwię o stan umysłów sekty smoleńskiej. Jak żyć w kraju, którego premierem będzie przyjaciel zbrodniarza Putina, odpowiedzialnego za zbrodnię smoleńską? A zarazem sługa Niemiec. Jak żyć? To za komuny było lepiej.  Jerzy Stępień, kiedyś prezes Trybunału Konstytucyjnego, mówi mi, że był na spotkaniu najwybitniejszych polskich konstytucjonalistów. I miał niedoparte wrażenie, że wiedza i prawo bywają bezradne, gdy stają naprzeciw troglodytów. Czytam biografię Igora Mitoraja, nie najlepiej napisana, trochę archaiczna w formie, szkoda. Ogromnie cenię tego rzeźbiarza, autora niezwykłych rzeźb i pomników. Kto wie, czy to nie najbardziej w świecie znany polski artysta drugiej połowy XX w. A w kraju chyba niedoceniony. Jego rzeźby stoją w ważnych miejscach, widziałem je w Paryżu, w Krakowie na rynku, w Santa Cruz na Teneryfie, zawsze robiły na mnie wrażenie. Nagie postacie wzorowane na rzeźbach antycznych, spatynowane przez czas, niekiedy bez ręki, nogi, jakby okaleczone. Łączą kulturę antyczną z naszą. Dużą część życia Mitoraj spędził we Włoszech w małym miasteczku Pietrasanta. Jego rzeźby tym bardziej niezwykłe, że żyjemy w czasach upadku pomnikowej rzeźby. Koszmar setek Janów Pawłów II rozsianych po Polsce, liczne Lechy Kaczyńskie, to wszystko okropne. Ale inne współczesne pomniki, nienaznaczone religią i polityką, też koszmarne. Na tym tle podoba mi się sztuczna palma na rondzie de Gaulle’a, bardziej obiekt niż rzeźba. Bardzo lubiłem tęczę na placu Zbawiciela, była uśmiechnięta, została zniszczona przez homofobów. Jaka szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, by skorzystać z rzeźb sędziwego Józefa Wilkonia. Rozmawiałem z nim kiedyś o tym, oglądając w Zalesiu niezwykłe rzeźby w drewnie i w blasze w ogrodzie jego podwarszawskiego domu. Niektóre aż się proszą, by je ustawiać na placach. A co z pomnikiem katastrofy smoleńskiej na placu Piłsudskiego? Marmurowe schodki, czarna bryła. Autorem jest znany i ciekawy twórca Jerzy Kalina. Pomnik stoi w złym miejscu, ale nie wadzi mi jako dzieło sztuki, trochę przypomina czarny obiekt z kosmosu. A sprawa zamachu smoleńskiego zupełnie zacichła, skończyło się paliwo polityczne. I samolot spadł jakby po raz drugi. Już nawet nie wiemy, czy komisja żyje, czy martwa, widać jedynie Macierewicza, jak z obłędem w oku przemierza sejmowe korytarze. Wedle prezesa zamach był, tylko tak podstępny, że nie da się go udowodnić. Jakaś rola w tym Tuska i Putina.   Zdumiewające zjawisko, kiedy słucham muzyki z komputera, od jakiegoś czasu wchodzą na nią odgłosy z innego świata, jakbym go podsłuchiwał. Język orientalny, może chiński, słychać hałas ulicy, rozgorączkowany gwar rozmów, czasami odgłosy jakiejś gry, kłótnie, spory. Doprowadza mnie to do szału, przeszkadza słuchać muzyki, ale też fascynuje. I myśl: czy to nie może działać w obie strony?  Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 50/2023

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun