IPN oskarża i sądzi

IPN oskarża i sądzi

Rzadko mam okazję być jednocześnie mniejszością i większością. Mniejszością jestem w mediach, gdzie od wielu lat głos ludzi uznających słuszność wprowadzenia 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego jest praktycznie nieobecny. Nie, żebym nie chciał. Na takie oceny nie ma po prostu zapotrzebowania. Nie ma, bo jest tak jak przy innej okazji powiedział w „Tygodniku Powszechnym” prof. Karol Modzelewski: „nie ma cenzury, nie ma dyrygenta, ale jest chór, bo wszyscy trzymają w ręku te same nuty”. Proporcje wypowiedzi za decyzją gen Jaruzelskiego i WRON i przeciw niej od 20 lat są takie same. Czarno-białe. Ze zdecydowaną przewagą czarnego. Politycy i media nie szczędzą czarnej farby. IPN wymyśla coraz bardziej szalone formuły, by dopaść generałów, a większość społeczeństwa i tak wie swoje.

Jestem częścią tej większości, która nie uległa propagandowej obróbce oskarżeń. I nie na przekór faktom, tylko właśnie w zgodzie z realiami i faktami z tamtego czasu. My pamiętamy, że wówczas egzamin z kwalifikacji politycznych i realnego patriotyzmu zdawali oprócz władz PZPR także Kościół i „Solidarność”. I że żadna z tych grup nie była monolitem. Bo w każdej byli pragmatycy i realiści, ale też jastrzębie i zwykli durnie. Mieszanka, jaką tworzyli, była bardziej wybuchowa od dziurawego kotła parowego. I by tę niezwykle niebezpieczną sytuację jakoś rozładować, trzeba było politycznego rozumu i odwagi. Ale także czegoś więcej. Poparcia społecznego. I to w dużej skali. Gdyby go zabrakło, 14 grudnia mielibyśmy tysiące strajków i setki tysięcy ludzi na ulicach. Dlaczego prawie wszyscy poszli wówczas do pracy i choć bez entuzjazmu, to jednak ze zrozumieniem przyjęli wprowadzenie stanu wojennego? Takie pytania nie obciążają główek historyków z IPN i prawicowych krzykaczy. Mówią oni o sprawiedliwości dziejowej i historycznej, a chodzi im wyłącznie o to, by dokopać generałom i skazać ich pod jakimkolwiek pretekstem. Nawet tak bezsensownym jak udział w związku przestępczym o charakterze zbrojnym.

Skazanie gen. Kiszczaka z uzasadnieniem, jakie przedstawiła sędzia Ewa Jethon, to nowa wersja historii Polski. Wersja prokuratorów z IPN. Wersja, która ma tyle wspólnego z realiami, ile IPN z nauką. Sędzia Jethon okazała się najlepiej poinformowaną osobą na świecie. Wie wszystko. Zastąpiła historyków i miliony ciągle żyjących świadków historii. Wie, że ZSRR kochał „Solidarność” miłością tak wielką, że ani myślał coś złego ze zrewoltowaną Polską zrobić. Wie, że Polską rządzili gangsterzy, którzy z premedytacją popełniali swoje przestępstwa. I egoiści, którzy bronili tylko swoich stołków. Na szczęście dla IPN sędzia Jethon nie dała się zwieść. Wydała wyrok, jakiego chcieli prokuratorzy. Cieszą się więc w mediach opłacani przez IPN komentatorzy. Cieszą się prawicowi publicyści. Jeden napisał nawet, że warto było żyć, by doczekać wyroku na Kiszczaka. No cóż, jacy ludzie – takie marzenia. A jaki sąd, takie wyroki.

Wydanie: 03/2012, 2012

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Komentarze

  1. ekskuza
    ekskuza 17 stycznia, 2012, 16:14

    Caly ten proces Kafka traci. Prawidowi pseudohistorycy, wlasciwie wulgarni prawicowi propagandzisci z IPN, prawicowi sadziowie wymyslaja coraz to bardziej absurdalne nazwy, okreslenia, oskarzenia.
    Ci ludzie sa chorzy na prawicowa nienawisc do wszystkiego co ma zwiazek z PRLem.
    Dziwi mnie jednak postawa Polakow, tzn ich biernosc.
    Ci, co przezyli tamte czasy, ja do takich naleze rowniez, wiedza doskonale ile klamstwa i manipulacji jest w tych oskarzeniach.
    I nic nie mowia. Nie protestuja. Nie wychodza na ulica by powiedziec stop prawicowym klamstwom. Dlaczego?
    Czyzby zabraklo im odwagi?

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy