Polityka po polsku – rozmowa z prof. Jackiem Raciborskim

Polityka po polsku – rozmowa z prof. Jackiem Raciborskim

Kilkanaście milionów złotych pewnie by wystarczyło, żeby poważnie potrząsnąć sceną polityczną, trzeba tylko idei i odpowiednich ludzi Prof. Jacek Raciborski, socjolog, profesor w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, kierownik Zakładu Socjologii Polityki Rozmawia Robert Walenciak – Panie profesorze, dlaczego polska polityka jest tak zabetonowana? Sondaże stoją w miejscu od lat. Czy dlatego, że politycy trwają w zapaśniczym uścisku i nikt nie chce ustąpić, ale też nikt nie ma siły, by rywala przesunąć? A może dlatego, że ludzie po prostu polityką już się nie interesują? – Ta druga teza chodzi mi po głowie już od jakiegoś czasu… Jest kilka powodów zamknięcia się sceny politycznej. Rozważmy najpierw okoliczności od dawna wskazywane: to efekt dwóch równocześnie toczących się procesów. Pierwszy to proces oligarchizacji partii, a drugi – kartelizacji. – Oligarchizacja partii to zjawisko opisane już sto lat temu przez Roberta Michelsa. To on sformułował żelazne prawo oligarchii. – Ale to jest inny proces. Michels na przykładzie socjaldemokracji niemieckiej pokazywał, że w wielkich, masowych partiach wyłania się aparat, który zaczyna kierować się własnym interesem, obejmuje władzę w partii i sprowadza zasadę demokratyczną do fasady. Natomiast dzisiejsza oligarchizacja polega na tym, że partie już nie wspierają się na masowym członkostwie ani nawet płatnych aparatach. One funkcjonują jako tzw. machiny polityczne, w których szeregowi członkowie są mało istotni, wręcz niepotrzebni, bo praca na rzecz partii jest kupowana. Kadrowi działacze żyją z diet radnych, na etatach w zarządach miejskich spółek, w biurach poselskich. Partie nie mobilizują społeczeństwa poprzez swoich członków. Nie wspierają się na ich aktywności, także składki nie mają większego znaczenia. Drugi proces, który ma znaczenie, to proces kartelizacji. Partie w gruncie rzeczy zawierają ze sobą zmowy kartelowe. – Jakie na przykład? – Jeżeli jest ordynacja, która wprowadza wysoki próg, i wszystkie partie to uzgodniły i pilnują tego rozwiązania – to jest element takiej zmowy. Również finansowanie partii z budżetu jest elementem układu kartelowego. Innym elementem jest podział czasu antenowego, często również zmowa dotyczy nadzoru nad mediami publicznymi. W ten sposób nowym siłom bardzo trudno się przebić, co powoduje ich zniechęcenie. Partie wodzów – Ale progi wyborcze istnieją w Polsce od lat i co rusz ktoś się przez nie przebija. Platforma się przebiła, PiS się przebiło, Samoobrona… – Wiemy więc, że można je przekroczyć. Czy raczej – można było. Bo dziś nikt nawet takiej próby nie podejmuje! Piskorski ostatnio próbował i chyba nie wyszło? – Skąd ta rezygnacja? – Otóż myślę, że spada w ogóle nacisk na świat polityki ze strony ludzi posiadających zasoby. Nie o to chodzi, że nie ma chętnych do władzy. Bo do władzy zawsze chętni się znajdą. Natomiast nie przejawiają chęci do udziału we władzy ludzie popularni, cieszący się społecznym poważaniem, mający jakieś dokonania zawodowe, ale i pewne zasoby finansowe. – I zostaje trzeci sort. – Długo by o tym mówić. Ta kwestia jest opisywana w literaturze pod hasłami elita polityczna i wzory rekrutacji do polityki, ale patrząc na lokalne podwórko, widzimy, że ci, którzy pokazali jakąś polityczną osobowość, chociaż zarazem nie zajęli w swojej partii najwyższego stanowiska, są marginalizowani i wypychani z polityki. Przykłady: Olechowski, Piskorski, Rokita, Dorn, Jurek, Nałęcz, Borowski, Celiński, a nawet wbrew pewnym pozorom wskazującym na samoalienację, wypchnięty z SLD został Cimoszewicz. Nie ma też tych, którzy chcieliby tym wszystkim potrząsnąć z zewnątrz. I nawet nie chodzi tu o brak środków, bo kilkanaście milionów złotych pewnie by wystarczyło, żeby na poważnie potrząsnąć sceną polityczną, trzeba tylko idei i odpowiednich ludzi. – Dlaczego tak się stało? Dlaczego ci dobrzy od polityki zaczęli stronić? – Bo kapitalizm obfituje w alternatywy, ale też polityka okazała się bardzo niebezpiecznym zajęciem. Miejscem, w którym nie obowiązują jakiekolwiek reguły. Więc po co się w to angażować? Ponosić koszty osobiste itd.? Jeżeli pod byle pretekstem przepędza się dobrego ministra, jakim był Zbigniew Ćwiąkalski, robi się z niego kozła ofiarnego, to jaki poważny prawnik, z autorytetem, podejmie się tej funkcji? Żeby zostać skopanym, pognębionym? Żeby czytać o sobie jakieś bzdury, kłamstwa? Innym powodem kłopotów rekrutacyjnych jest brak podmiotowości jednostki w polskiej polityce. Poseł, minister są traktowani przedmiotowo. Posłowie dostają SMS-em instrukcje,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2010, 2010

Kategorie: Wywiady