Polityka uwodzenia

Polityka uwodzenia

Inicjatywy partyjnych liderów to dopiero wstęp do przedwyborczego populizmu Hitem tegorocznej jesieni politycznej będzie zbieranie podpisów i głoszenie haseł o przywróceniu moralności w polityce. Najdalej w zapowiedziach poszła Platforma Obywatelska, która domaga się… eliminacji ze sceny politycznej przynajmniej połowy ze swojego – jak mówi – próżniaczego grona. Zdaniem obserwatorów sceny politycznej, czasy merytorycznych kampanii minęły bezpowrotnie. Politycy spróbują więc zafundować nam medialne fajerwerki. – Od wyborów samorządowych w 1998 r. powszechnie wykorzystuje się marketing polityczny. Dlatego elementy widowiskowe będą dominować nad merytorycznymi. Ale warto pamiętać, że wyborcy głosują racjonalniej, niż uważają politycy. Oni po prostu dokonują wyborów najbardziej racjonalnych spośród nieracjonalnej oferty – uważa prof. Roman Backer, politolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Podobnego zdania jest prof. Wojciech Łukowski, socjolog z UW: – Kampania merytoryczna byłaby skuteczniejsza, ale wymaga profesjonalizmu, silnego zaplecza intelektualnego i dyskursu politycznego. Myślę, że najbliższa kampania wyborcza będzie powierzchowna, mało oryginalna i toczyć się będzie wokół kilku nie najważniejszych dla wyborców tematów. Według politologów, dominować będą hasła populistyczne. Sprzyja temu brak dyskusji politycznych. – Nie toczy się u nas debaty o tak ważnych sprawach jak równość szans w różnych dziedzinach, m.in. w edukacji. To ogromny problem, ale żadna z partii nie zamierza się z nim zmierzyć. Ugrupowanie, które zaproponowałoby taką debatę, mogłoby być postrzegane przez wyborców nieco podejrzliwie. Bo Polacy nie są przyzwyczajeni do debat politycznych – mówi prof. Wojciech Łukowski. – Podstawowym problemem w Polsce jest bezrobocie. Ale żadna partia nie zaprezentowała realnego programu rozwiązania tej kwestii – dodaje prof. Roman Backer. Dlaczego liderzy poszczególnych ugrupowań milczą na ten temat? Czy wynika to z mierności samych polityków, czy z braku odwagi? Zdaniem prof. Łukowskiego, partie zachowują się tak, jakby walczyły o cały elektorat. To absurd, bo powinny być bardziej skupione na konkretnych grupach społecznych. Takie próby dotarcia do najrozmaitszych, często mających sprzeczne interesy grup zaczęła podejmować PO. Z jednej strony, zwraca się do przedsiębiorców, obiecując im przyjęcie rozwiązań systemowych sprzyjających tej grupie, np. niskie podatki. Z drugiej, oferuje igrzyska dla biednych – obiecując im np. drobne cięcia w administracji państwowej. Takie postępowanie Jan Rokita nazywa „zdrowym populizmem”. – Co to jest „zdrowy populizm”? To tak, jakby powiedzieć, że ktoś zdrowo choruje. Właściwsze są określenia twardy i miękki populizm – mówi prof. Łukowski. – Na pierwszy rzut oka wiele propozycji PO wygląda rozsądnie, ale gdy się im przyjrzeć lepiej, okazują się puste. Tak jest np. w przypadku okręgów jednomandatowych. Populizm PO polega na tym, że jej politycy kategorycznie stwierdzają, że system wielomandatowy ma same wady, a jednomandatowy tylko zalety. Tak nie powinna robić partia, która chce uchodzić za zdroworozsądkową – przekonuje prof. Łukowski. Zdaniem niektórych politologów, PO zachowuje się, jakby zakładała, że klasa średnia już jest kupiona, więc 90% haseł przedstawianych teraz przez to ugrupowanie to czysta demagogia. Nie ma co liczyć, że zdobędzie się ono na odwagę i powie stop „warcholstwu socjalnemu”, na co z pewnością liczyłaby klasa średnia. Prawdopodobnie jednak uczyni to po wygranych wyborach. – PO robi ryzykowny szpagat, który może się skończyć kalectwem. Może bowiem się stać mało wiarygodna dla obu stron. Zwłaszcza dla tych, którzy zaufali słowom jej liderów, że politykę traktują jako sferę rozwiązywania problemów społecznych i gospodarczych – zauważa prof. Łukowski. W walce o moralność O co więc obiecują walczyć politycy? – Z pewnością jednym z wiodących tematów podczas najbliższej kampanii wyborczej będzie problem korupcji i relacji pomiędzy sferą prywatną a publiczną. Stanie się tak zwłaszcza wówczas, gdy do świadomości społecznej przebije się jakaś sztandarowa afera. Być może, będzie nią sprawa Orlenu. O to zresztą gorliwie modli się Roman Giertych – uważa prof. Wojciech Łukowski. Na razie sprawa Orlenu rozpala wyobraźnię samych polityków. Natomiast dla przeciętnego obserwatora jest tak skomplikowana, że mało kto potrafi się połapać w jej zawiłościach. W przeciwieństwie do Komisji Śledczej badającej aferę Rywina nie przyciąga ona tłumów przed telewizory. – Nie sądzę, aby prowadzono atak na konkretne osoby, bardziej na poprzedni układ – przekonuje prof. Wojciech Łukowski. – Natomiast przy okazji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 39/2004

Kategorie: Kraj