Polowanie na Borowskiego

Polowanie na Borowskiego

Dlaczego zaatakowano akurat lidera SdPl? Czy atak „Wprost” na Marka Borowskiego był polityczną grą, czy też, w gruncie rzeczy, przypadkowym wydarzeniem, pogonią tygodnika za uciekającym czytelnikiem? Tylko na pierwszy rzut oka obie hipotezy są uprawnione. Tygodnik „Wprost” nie strzela na ślepo, nie kierują nim amatorzy, Marek Król dobrze wiedział, jak może zagrać informacją (plotką?) o Borowskim. Podobnie jak informator tygodnika. Wydaje się też, że i redakcja, i informator zdawali sobie sprawę, że materiały mające świadczyć o podejrzanej przeszłości lidera SdPl są marnej jakości – bo więcej w tekście insynuacji niż faktów. To był więc strzał nie tyle na zabicie niewygodnego polityka, ile na osłabienie, zepchnięcie do defensywy, niech się tłumaczy. Czy to się udało? Tylko częściowo i na chwilę. Informacja o „agenturalnych” związkach Borowskiego była na czołowych miejscach serwisów informacyjnych w niedzielę, trochę mówiono o tym w poniedziałek, we wtorek była już nieświeża. Tym bardziej że okazało się, jak jest pusta w środku. Ale to wszystko nie znaczy, że atak poszedł w zapomnienie. Jeżeli choćby przez jeden dzień we wszystkich stacjach radiowych i telewizyjnych powtarzano, że Borowski jest podejrzany o bycie agentem, to można iść o każdy zakład, że ta zbitka jakoś została przez słuchaczy i telewidzów zapamiętana. Jakoś, czyli byle jak. Więc za parę tygodni nie będą oni pamiętać, jak było, tylko będą mieli mgliste skojarzenie, że z Borowskim też jest nie całkiem w porządku, że miał coś wspólnego z wywiadem. Insynuacja jest dziś bronią powszechnego użytku. Dlaczego strzelono akurat w Borowskiego? Lider Socjaldemokratów wyjaśnia to w wywiadzie obok – klucz do zmiany polskiej polityki leży w LiD. Sytuacja bowiem jest dziś taka, że mamy klincz. Mamy PiS, które skonsumowało przystawki, czyli Samoobronę i LPR, i nie ma już wielkich szans na rozwój. Z drugiej strony mamy Platformę, która także nie rośnie, która buksuje. Strony się okopały, rywalizują o każdy procent poparcia. I tak naprawdę tę stabilną scenę mogłoby zmienić jedno – wejście na nią nowego gracza, nowej siły. Czy to możliwe? Tak. Bo wyraźnie widać, że jest w społeczeństwie miejsce na nowoczesną formację centrolewicową i mogłaby ona liczyć na 20% poparcia. Dotychczasowa lewica nie jest dla tych ludzi atrakcyjna, oni na nią nie głosują. Ale mają poglądy socjaldemokratyczne. Są proeuropejscy, otwarci na świat, chcą zachowania „socjalu” i państwa niezaangażowanego w popieranie Kościoła. Warto zresztą zwrócić uwagę na pewną powtarzalność sondaży – mamy okres aktywności liderów Lewicy i Demokratów i nagle LiD notuje w badaniach opinii publicznej kilkanaście procent poparcia. Aktywność spada, w mediach jako przedstawiciele lewicy pojawiają się SLD-owscy weterani i mamy w sondażach 7%. Wyraźnie więc w elektoracie lewicy jest oczekiwanie na coś nowego, świeżego, na liderów, którzy toczyliby zwycięskie potyczki z politykami prawicy. I których nie trzeba byłoby się wstydzić. Borowski do tej grupy należy. Sondaże pokazują, że jest najpopularniejszym politykiem lewicy, w wyborach w Warszawie osiągnął bardzo dobry rezultat, ponad 20% poparcia, i to głosy jego wyborców ostatecznie zadecydowały, że prezydentem stolicy została Hanna Gronkiewicz-Waltz. Eksperyment LiD okazał się więc skuteczny. I teraz pozostaje zapytać: co dalej z tym eksperymentem? Uczciwa odpowiedź jest jedna: nie wiadomo. Wiadomo jedynie, że LiD jest o niebo lepszym pomysłem na odnowę lewicy niż trwanie kilku małych, krzywo na siebie patrzących partyjek. Wiadomo, że partie je tworzące, jeżeli chcą osiągnąć sukces, muszą powściągnąć swój egoizm. No i wiadomo, że w LiD Marek Borowski jest jednym z liderów. Twardym, niebezpiecznym, który nie przeprasza i z którym strach mierzyć się w publicznych debatach. Który cieszy się zaufaniem lewicującej i liberalnej inteligencji. I jest otwarty na współpracę z każdym, kto nie chce rządów PiS. Z tego punktu widzenia Borowski jest potencjalnie jednym z najgroźniejszych dla PiS polityków. W dodatku takim, którego nie da się zakrzyczeć, zastraszyć, a który bezlitośnie ujawni kompromitujące PiS sprawy. To zresztą już zapowiada, a każdy wie, że nie rzuca słów na wiatr. Dlatego im słabszy Borowski, tym lepiej dla PiS. Bo im słabsza lewica, niepotrafiąca bronić się w publicznych debatach, tym łatwiej jest PiS atakować Platformę, że stacza się na komunistyczne pozycje albo że frymarczy polską polityką zagraniczną (co jest kuriozum). To jest teoria wagi. Im mniej po lewej stronie kilogramów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2007, 2007

Kategorie: Kraj