Galeria zamiast krów

Galeria zamiast krów

Mazurscy rolnicy odkrywają w sobie talenty artystyczne. Biorą się do malarstwa, kowalstwa, tkactwa i ceramiki

Krystyna Durtan z Żywek koło Giżycka na Mazurach prowadziła przez lata duże, 40-hektarowe gospodarstwo rolne. Wraz z mężem chowali bydło, siali len, rzepak, trawę nasienną. Ona z zawodu wikliniarz, on ślusarz. Mimo że byli dobrymi rolnikami, w III Rzeczypospolitej zmienili zawód. Część ziemi sprzedali, część wydzierżawili innym rolnikom. Aby przeżyć, zostali… artystami. – Zajmujemy się urządzaniem terenów zielonych i pielęgnacją pomników przyrody, ich renowacją itp. – opowiada pani Krystyna. – Poza tym param się rękodziełem artystycznym, a konkretnie malarstwem na szkle. Najpierw uprawiałam malarstwo tradycyjne, ale ozdabianie szkła użytkowego jest po prostu bardziej opłacalne.
W ślady matki poszła jedna z córek, która ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Druga jest poetką. Pisze jednak aż w Ameryce. We wsi nie było żadnych placówek kultury, nawet szkoły. To pani Krystyna doprowadziła w 2001 r. do stworzenia ze środków społecznych świetlicy wiejskiej, organizowała zajęcia plastyczne dla dzieci i młodzieży. Co prawda teraz państwo Durtan mieszkają już w innej miejscowości, ale świetlica nadal funkcjonuje, dzieciaki odkrywają drzemiące talenty malarskie, rzeźbiarskie i ceramiczne. Wystawiają swoje prace po raz pierwszy w życiu, i to w wieku kilku, kilkunastu lat!

Wakacje z ceramiką

Z badań Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN wynika, że 800 tys. gospodarstw (66%) w zasadzie tylko wegetuje. Aż 900 tys. osób, członkowie rolniczych rodzin, to „pracownicy zbędni” – tego prawie miliona rąk nikt nie potrzebuje. Na szczęście mieszkańcy wsi są pełni pomysłów. Radzą sobie, jak mogą, nie oglądając się na kolejne rządy. Na Mazurach coraz więcej ludzi zaczyna odkrywać swoje talenty i próbuje z nich żyć.
Józef Niewiński z Kruklanek odkrył w sobie talent rzeźbiarza. Dzieła zwykłego robotnika z mazurskiej wsi zdobią już gabinety osobistości w Watykanie, Izraelu, USA i Francji.
– Większość moich rzeźb – mówi artysta – jedzie za granicę. U nas naród ubogi. Mam jednak nadzieję, że w Polsce przyjdzie czas na sztukę. Wydobywam więc z młodych bezrobotnych ukryte talenty. Mam siedmiu uczniów, dwaj już wystawiają swoje prace nawet w Warszawie. Ja wciąż się rozwijam i zaczynam zarabiać na sztuce. Ostatnio moje prace zamówiła Kancelaria Sejmu. Wystawiam prace w coraz liczniejszych miejscach na Mazurach, w prywatnych wiejskich galeriach (np. w turystycznym Harszu), prowadzę zajęcia w zielonych szkołach, m.in. w świetlicy w Żywkach.
Nie wszyscy od razu rezygnują z uprawy roli. Większość łączy „przyjemne z pożytecznym”. To dobry znak. – Ginące zawody, takie jak ceramika, tkactwo, malarstwo, kowalstwo artystyczne, rzeźbiarstwo, mogą i powinny być źródłem dodatkowego dochodu, a czasem i jedynego, uzupełnieniem agroturystyki – przekonują przez lata, gdzie tylko mogą, pracownicy Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie. Przekonują nie tylko słowem, ale i czynem. Od kilku lat działa tu pracownia ceramiki, gdzie różne gliniane cacka są wytwarzane metodą sprzed 2 tys. lat! Odbyło się już wiele kursów, a nowych adeptów uczą panie, które przedtem były bezrobotne. Sporo bezrobotnych mieszkańców znalazło dzięki temu swoje miejsce w życiu. Co roku organizowane są miesięczne kursy w Szkole Rzemiosła Artystycznego. – Tutejsi mieszkańcy są naprawdę zdolni – twierdzą pracownicy Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie. Gdy każdego lata organizujemy „Wakacje z ceramiką”, okazuje się, że aż 80% uczestników odkrywa w sobie prawdziwy talent! A gdy w 1999 r. zorganizowaliśmy po raz pierwszy miesięczny kurs tkactwa metodą, którą w Polsce zna już tylko kilkanaście osób, okazało się, że kursanci nauczyli się bez problemu tkać czterema technikami.
Mazurzy nie tylko odkrywają swoje talenty, lecz także organizują się. Bo razem jest łatwiej. Zarówno pokazać się, „bo jak tu iść samemu po wsi i zachwalać swe dzieła?”, jak i zdobyć pieniądze na promocję czy szkolenia. Wielką rolę odgrywają tu pracownicy Warmińsko-Mazurskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, którzy inspirują mieszkańców wsi do takich właśnie działań. To dzięki np. pracownikom oleckiego oddziału ośrodka doradztwa powstały Stowarzyszenie Twórców Ludowych Suwalszczyzny i Mazur, Mazurskie Stowarzyszenie Wspierania Inicjatyw Regionalnych czy Stowarzyszenie Agroturystyczne „Mazurska Kraina”.

Kowalem być

To właśnie dzięki Mazurskiemu Stowarzyszeniu Wspierania Inicjatyw Regionalnych oraz Oddziałowi W-MODR w Olecku i dotacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w Olecku 55 młodych ludzi z Mazur i Suwalszczyzny pilnie studiowało niełatwe arkany sztuki kowalskiej. Część uczestniczyła ponadto w kursie agroturystycznym. Wszyscy mieli po 20-30 lat. Prowadzą małe gospodarstwa rolne albo są tylko domownikami, bezrobotnymi. Gdy odbierali świadectwa, cieszyli się nie mniej od absolwentów studiów wyższych. Podczas gdy mazurska wieś wyludnia się w zastraszającym tempie, oni postanowili związać swój los ze wsią. Niektórzy z powodzeniem żyją z agroturystyki, tak jak pewien młody rolnik ze Szczecinek, który po kursie dzięki tanim kredytom odkupił starą pustą szkołę oraz kawał gruntu, konie i bryczkę…
– Województwo warmińsko-mazurskie ma najwyższą w kraju stopę bezrobocia – mówi Marianna Kuczyńska, prezes stowarzyszenia i jednocześnie pracownik oddziału W-MODR w Olecku, organizatorka przedsięwzięcia. – Ci, którzy mają kawałek pola, też kokosów na tym nie robią. Trzeba zatem zachęcać, szczególnie młodych, uczyć nowych zawodów, łącznie z tymi, które kiedyś były znane, ale zaginęły. Właśnie kowalstwo artystyczne staje się coraz modniejsze i potrzebniejsze. Jedni zamawiają ogrodzenia, balustrady, kominki, okucia, drudzy galanterię żelazną, np. świeczniki i inne ozdoby.
Z kolei w Dubeninkach pod Gołdapią Gminny Ośrodek Kultury zorganizował m.in. warsztaty starych zawodów i ginących rzemiosł. Mało kto już pamięta, że Mazury Garbate były niegdyś centrum tkactwa dwuosnowego, że kwitło tu kowalstwo czy hafciarstwo. Zamysł, wsparty pieniędzmi Akademii Filantropii w Polsce, jest taki, by oprócz arcyciekawej przyrody dać rzeszom turystów odwiedzających ten region coś jeszcze. Coś ciekawego, atrakcyjnego, czego gdzie indziej nie uświadczysz. Sztuka ludowa, rękodzieło może być taką właśnie atrakcją, dzięki której potomkowie Jaćwingów i innych ludów, jakie przeszły przez wieki przez tę ziemię, mieliby z czego godnie żyć. A program nosił krótką nazwę „Tutaj Żyjemy”.

Mazurski Feniks

Kolejny, arcyciekawy kętrzyński program to „Mazurski Feniks”. Duszą przedsięwzięcia jest pani Regina Tołkiewicz ze starostwa powiatowego. Korzysta przy tym z doświadczeń włoskich i hiszpańskich. Zamysł jest taki, by w inkubatorze przedsiębiorczości, jaki powstanie jesienią br., bezrobotni mogli lepiej wykorzystać swe umiejętności zawodowe. Trzeba ich tylko zmotywować, podsunąć pomysł, np. aby łączyli się w grupy, spółdzielnie socjalne, bo wspólnie i raźniej, i łatwiej. Bezrobotni mają odrodzić się w tym inkubatorze jak feniks z popiołów. Stąd nazwa programu.
Tam, gdzie podobne szkolenia zostały przeprowadzone, są już ciekawe pomysły. Bezrobotne panie z powiatu mrągowskiego na Mazurach, po darmowym przeszkoleniu za pieniądze powiatowego urzędu pracy, założyły w marcu spółdzielnię pracy. Wspólnie haftują obrusy, serwetki, a nawet sztandary i wspólnie szukają rynków zbytu. Wykonały nawet obraz ze wszystkimi herbami powiatów oraz wojewódzkim w środku i podarowały marszałkowi województwa warmińsko-mazurskiego. Zdobi on teraz jego gabinet. Też dobra reklama.

Wydanie: 2006, 29/2006

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy