W Polsce nigdy nie będzie poważnej debaty

W Polsce nigdy nie będzie poważnej debaty

Rozmowa z prof. Markiem Safjanem W Europejskim Trybunale Sprawiedliwości sędzia polski, czeski, włoski czy francuski nie jest przedstawicielem swojego kraju, lecz reprezentuje interes całej UE – Co dziś w Polsce jest największym wyzwaniem dla państwa prawa? – Pewnie nie wykażę się tu oryginalnością. Uważam, że największym wyzwaniem jest zbudowanie społeczeństwa obywatelskiego, świadomie korzystającego z instrumentów państwa prawa, ale zarazem zaangażowanego i zainteresowanego własnym rozwojem. – W książce zatytułowanej właśnie „Wyzwania dla państwa prawa”, wydanej dwa lata temu, pisze pan: „Stało się coś bardzo niepokojącego z naszym państwem i społeczeństwem. Atmosferę publiczną przenika wrogość, agresja, brak kooperatywności, elity polityczne nie są zdolne do debaty i wspólnych działań na rzecz dobra wspólnego”… – Pamiętamy wszyscy atmosferę 2007 r. Uważam, że dzisiaj, Anno Domini 2009, jest ona bez porównania lepsza. Żałuję natomiast, że nie przeprowadzono niektórych zamierzeń, których należało się spodziewać. W Polsce mamy do czynienia z paradoksem – państwo jest zbudowane całkiem dobrze w sensie prawnych gwarancji praw jednostki, ale jednocześnie mamy bardzo wiele kłopotów z uruchomieniem zasobów naszego systemu demokratycznego na rzecz ludzi i całego społeczeństwa. Istnieją dobre teoretycznie urządzenia prawne, od podstawowych regulacji konstytucyjnych zaczynając – a jednocześnie ciągle są niedomagania, związane z praktycznym funkcjonowaniem tych instrumentów. Ujawniają się niektóre wady konstrukcji ustrojowych, jak choćby nieracjonalne rozwiązanie relacji dwóch podstawowych organów władzy wykonawczej, tj. prezydenta i rządu. Dominuje sensacja – A jak Polacy korzystają z przywileju życia w systemie demokratycznym? – Tym, co ciągle bardzo mnie martwi w Polsce, jest ogromna pasywność społeczeństwa. Po tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego mówiono u nas o relatywnym sukcesie, bo do urn wyborczych poszło prawie 25% Polaków. A przecież to dramatycznie niska frekwencja, nasze polskie signum temporis. We wszystkich państwach Unii Europejskiej głosowało średnio prawie 45% obywateli, a i tak wynik ten został uznany za bardzo słaby. – Wybory do europarlamentu to szczyt piramidy potrzeb Maslowa. Biedni raczej w nich nie biorą udziału. Głosują ci, którzy mają zaspokojoną większość potrzeb, także duchowych, i chcą jeszcze wywrzeć jakiś – dość iluzoryczny – wpływ na losy Europy. Zrealizować swą potrzebę uczestnictwa. – My już dawno przestaliśmy być społeczeństwem generalnie biednym – i nie powinniśmy dłużej podtrzymywać mitu o strasznej polskiej biedzie, bo to nieprawda. Zdążyliśmy się przyzwyczaić do występowania w charakterze proszącego i domagającego się współczucia, ale nie jest u nas tak ubogo, jak się powszechnie sądzi. Wystarczy przejechać przez nasz kraj i zobaczyć, jak ludzie żyją, jakie mają domy i samochody. Sporo jeżdżę po Polsce i Europie i mogę porównać widok polskiej ulicy z ulicą choćby w Luksemburgu, gdzie będę pracować przez najbliższe sześć lat. Nawet w Polsce B, na ścianie wschodniej, w małych wsiach na Białostocczyźnie buduje się tak duże domy, jakie rzadko można spotkać w bogatych państwach zachodnioeuropejskich. Gdzie w Europie stawiane są domy po 400-500 m kw., jak u nas? – Czy daleko więc nam jeszcze do wytworzenia się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego? – Dosypię kamyków do pańskiego ogródka. Potwornie boleję nad tym, że media w Polsce nie potrafią – wiem, że to banalne, komunał – rozpocząć sensownej dyskusji na ważne tematy. Szczerze powiem, że już nie jestem w stanie słuchać polskich informacji. Mnie to tak śmiertelnie nuży i nudzi, kiedy po raz sto pięćdziesiąty ósmy słyszę pytanie, dlaczego X czy Y nie został wyrzucony czy wsadzony do paki albo kto czegoś tam nie zrobił… Nigdy, naprawdę nigdy – i napawa mnie to autentyczną rozpaczą – nie zetknąłem się w mediach z poważną debatą o problemach merytorycznych! To jest ciężka i kompletna wina dziennikarzy! I nie można tego tłumaczyć zbójeckim prawem mediów i rynku medialnego, bo we Francji, w Niemczech czy nawet we Włoszech tak nie jest. Wystarczy porównać poziom informacji tu i tam. Nigdy nie wzniesiemy się na poziom wyższej, poważniejszej dyskusji. – Czy to nie wina ułomnej polskiej rzeczywistości, którą te media odwzorowują? Wina naszych elit politycznych, które same nie są zdolne do debaty? – Nie wiem, czy to jest sprawa elit niezdolnych do debaty, czy społeczeństwa, które nie do końca potrafi skłonić elity do tego, żeby debatowały. Nie jest tak, że można powiedzieć: to X i Y należący do elity

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 41/2009

Kategorie: Wywiady