W 2005 roku jeden pracujący utrzymywał 1,7 osoby. Jeżeli nic się nie zmieni, to za 20 lat na utrzymaniu jednego pracującego będzie 1,9 osoby Nie popisali się członkowie powołanej przez Radę Europy „grupy mędrców”, którzy z początkiem maja przedstawili przewodniczącemu Hermanowi Van Rompuyowi raport „Projekt Europa 2030”. Pod kierownictwem byłego socjalistycznego premiera Hiszpanii Felipe Gonzáleza pracowali nad tym dokumentem przez 18 miesięcy, z udziałem m.in. Lecha Wałęsy, i opisali to, co może czekać Europę w perspektywie najbliższych 20 lat, ale nie przewidzieli wydarzeń ostatnich tygodni – kryzysu finansowego w Grecji i konieczności ratowania euro przed katastrofą. Jeszcze większą plamę dali nasi naukowcy, członkowie powołanego 6 maja 1969 r. przez Polską Akademię Nauk Komitetu Prognoz „Polska 2000”, którzy mieli określić przyszłość naszego kraju do końca XX w. W swych ekspertyzach nie przewidzieli żadnych zmian ustrojowych, wolnego rynku, wejścia Polski w skład Unii Europejskiej i przystąpienia do NATO. Po zweryfikowaniu tych badań przez życie komitet istnieje nadal pod nazwą „Polska 2000 Plus” i przewodniczy mu prof. Michał Kleiber. Bez prognoz bowiem nie można sobie wyobrazić rządzenia krajem. Obserwując jednak to, co dzieje się w ostatnich latach na scenie politycznej, już można by sądzić, że całe nasze życie podporządkowane jest tylko idei wierności przeszłości, wyborom i walce o władzę. A tymczasem pod kierownictwem ministra Michała Boniego powstał raport „Polska 2030”, wybiegający w przyszłość, oceniający szanse Polski w ciągu najbliższych 20 lat, będący niewątpliwie jednym z najważniejszych osiągnięć rządu Donalda Tuska. I właśnie raport Michała Boniego był impulsem do zorganizowania 15 maja w Krakowie przez Stowarzyszenie „Kuźnica” debaty poświęconej wizji Polski i świata do 2030 r., w której wzięli udział naukowcy i politycy reprezentujący bardzo różne opcje polityczne. Przybył też minister Boni. Czy da się przewidzieć, jak Polska będzie wyglądała za 20 lat i od czego to będzie zależało? Czy znowu życie zweryfikuje prognozy naukowców? Za mało pracujących Dla ministra Michała Boniego, przewodniczącego Komitetu Stałego Rady Ministrów, jednym z największych zagrożeń dla Polski byłby dalszy spadek liczby zatrudnionych. W 2008 r. wskaźnik zatrudnienia był na poziomie 60%, w roku ubiegłym spadł do 59,3% przy średniej europejskiej 65,3%. Nie pracuje bardzo wielu mieszkańców wsi, olbrzymia liczba kobiet. Choć życie Polaków jest coraz dłuższe, to ludzie zbyt wcześnie przestają pracować i obecnie kończą aktywność zawodową średnio w wieku 58 lat. W 2005 r. jeden pracujący utrzymywał 1,7 osoby. Gdyby nic się nie zmieniło, to w 2030 r. na utrzymaniu jednego pracującego będzie 1,9 osoby. Taka sytuacja oznaczałaby mniejsze wpływy z podatków, załamanie się systemu emerytalnego i olbrzymie obciążenie publicznych finansów. Aby więc osiągnąć przyzwoity poziom 1,2 osoby przypadającej na jednego zatrudnionego, trzeba zwiększyć liczbę miejsc pracy, zachęcać ludzi po pięćdziesiątce do aktywności zawodowej, stwarzać miejsca pracy dla kobiet. Nie unikniemy też wydłużenia terminu możliwości przejścia na emeryturę. Niepokojące są też prognozy demograficzne, spadek urodzeń, zwiększenie się liczby osób starszych, i dlatego podobnie jak inne kraje europejskie możemy w 2030 r. stanąć przed problemem braku ludzi do pracy. Brak klasy średniej Dla prof. Henryka Domańskiego, dyrektora Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, bardzo niepokojącym zjawiskiem może być brak postępów w rozwoju klasy średniej, zwanej u nas inteligencją. Ci ludzie, a więc różnego rodzaju specjaliści, nauczyciele akademiccy, lekarze, prawnicy, dla których przepustką do kariery jest ukończenie studiów wyższych, w każdym państwie są siłą napędową gospodarki. To ta klasa nakręca popyt, gdyż są to ludzie zadowoleni z pracy, otwarci na poglądy, dobrze zarabiający, stać ich na wydatki. Wierzą, że życie ma sens, są tolerancyjni, popierają demokrację, nie unikają kontaktów z innymi. Tymczasem od lat w Polsce nie przybywa osób przypisywanych do inteligencji i ciągle stanowią one około 10% społeczeństwa. Dzieje się tak, choć w ostatnich 20 latach liczba studentów zwiększyła się z 900 tys. do 2 mln. Przyrost ludzi z wyższym wykształceniem nie zwiększa wielkości klasy średniej, a więc nie przybywa inteligencji. Coś zostało przyblokowane. Gdy np. w Szwecji klasa średnia stanowi 30% społeczeństwa, to u nas ciągle jest tylko te 10%. Absolwenci
Tagi:
Leszek Konarski









