Opozycja z Mińska ostrzega, że na sankcjach UE wobec Białorusi stracimy głównie my Dwa zdarzenia z ostatnich dni skierowały uwagę europejskich mediów na naszego najbliższego wschodniego sąsiada. Najpierw telewizje pokazały, jak dyktator Białorusi (z uwagi na swą przeszłość i metody rządzenia zwany przez słabą, ale aktywną białoruską opozycję „dyrektorem sowchozu”) wręcza dyktatorowi mody, Pierre’owi Cardinowi, najwyższe białoruskie odznaczenie. Order przyznano mu za pomoc ofiarom katastrofy czarnobylskiej i zorganizowanie nad Sekwaną „Dni kultury białoruskiej”. Tego samego dnia Komisja Europejska postanowiła ukarać prezydenta Aleksandra Łukaszenkę za nieprzestrzeganie prawa do zrzeszania się w wolne związki zawodowe i zasad demokracji: zagroziła odebraniem Białorusi preferencji handlowych przyznanych przez UE. Eksperci od gospodarki w Warszawie i liderzy opozycji w Mińsku zgodnie ostrzegają, że decyzja Brukseli może mieć fatalne następstwa. Na wniosek trzech międzynarodowych konfederacji związków zawodowych Komisja Europejska poleciła wszcząć dochodzenie, które ma się zakończyć w ciągu pół roku. Bruksela praktycznie już dawno zamroziła stosunki polityczne z Mińskiem i ze względu na niedemokratyczny sposób przeprowadzania wyborów parlamentarnych i prezydenckich wstrzymała większość pomocy w ramach programu TACIS dla państw dawnego ZSRR. Najdalej za sześć miesięcy nastąpi cofnięcie preferencyjnych warunków handlu z Białorusią. Cła na białoruskie towary zostaną podwojone, co oznacza w praktyce zamknięcie dla nich unijnego rynku. UE tylko raz zastosowała tak daleko idące restrykcje handlowe, jakimi grozi Białorusi. Uczyniła to wobec Birmy, karząc jej rząd za przymusową pracę małych dzieci. Podobno obecna decyzja Komisji Europejskiej była konsultowana nie tylko z Piętnastką, lecz także z mającą wkrótce przystąpić do Unii dziesiątką. Polska straci podwójnie Kraje Piętnastki sprowadziły w ubiegłym roku białoruskie towary za kwotę zaledwie 800 mln euro, mogą więc bezboleśnie pozwolić sobie na sankcje. Tymczasem Polska może zapłacić za tę unijną decyzję nie tylko stratami handlowymi. To Polska, która zawsze była pomostem do Zachodu, tym razem objawi się Białorusinom jako główny wykonawca unijnych sankcji, to polska granica, jako granica Unii, zamknie się dla białoruskich towarów. Nasze obroty w handlu z Białorusią wyniosły w 2002 r. 490 mln dol., podczas gdy w 1999 r. 397,9 mln dol. W ciągu dziewięciu miesięcy ubiegłego roku polski eksport na Białoruś rósł bardzo dynamicznie – zwiększył się o 27%, a w handel z tym krajem jest zaangażowanych już 250 polskich przedsiębiorstw. W krótkim czasie zdołaliśmy wydobyć z zapaści stosunki gospodarcze z programowo lekceważonym przez poprzedni rząd sąsiadem. Białoruś jest dobrym rynkiem zbytu, zwłaszcza dla naszych kombajnów zbożowych, które stanowiły 10% polskiego eksportu do tego kraju w 2002 r., telewizorów i kineskopów (6,5%), maszyn dla przemysłu spożywczego, akumulatorów oraz mięsa wieprzowego. Białoruski eksport do Polski to w jednej trzeciej nawozy potasowe (Białoruś jest jedynym ich producentem w regionie), produkty naftowe, kazeina, drewno i produkty drzewne oraz cement. Na przykładzie cementu Eugeniusz Sołoguba, wiceprezes Polsko-Białoruskiej Izby Przemysłowo-Handlowej i właściciel firmy, która już czwarty rok zajmuje się importem cementu z Białorusi, jest zaskoczony decyzją Komisji Europejskiej. Kilka dni wcześniej z entuzjazmem mówił „Przeglądowi” o dobrych perspektywach rozwoju wymiany handlowej między Polską a Białorusią. – Przy zeszłorocznym ograniczeniu importu z Białorusi do 465 tys. ton udział bardzo dobrego, a tańszego o 20-30 zł na tonie białoruskiego cementu w polskim rynku stanowił 4,8% ilości cementu zużywanego w naszym kraju, zaś dla UE jako całości – 0,02%. Uważam to za ilość wręcz kosmetyczną, potrzebną do dywersyfikacji polskiego rynku – twierdzi Sołoguba. Jednak zachodnie koncerny, które wykupiły polskie cementownie, wciąż podejmują nowe próby wstrzymania importu taniego białoruskiego cementu. Ostatnio wysunęły argument, że odbiera on miejsca pracy Polakom. Prezes Sołoguba przedstawił Ministerstwu Gospodarki wyliczenie – przesypownie, które powstały na ścianie wschodniej, oraz obsługa transportowa i celna importu stworzyły więcej nowych miejsc pracy niż mogło zostać zlikwidowanych w fabrykach cementu na terenie kraju. Raz do roku odbywa się polsko-białoruskie forum gospodarcze. Przyjeżdża rozmawiać o interesach czterech białoruskich wiceministrów, a z naszej strony najwyższy rangą to wicedyrektor
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









