Nawet najwięksi przeciwnicy PRL nie mogą zakwestionować ogromnej skali wypoczynku dzieci i młodzieży „Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni”, śpiewał z ulgą Kazik Staszewski w przeboju z końca lat 90. Dziś co prawda nie wszystkich rodziców stać na luksus wysłania dzieci na kolonie, ale wciąż taka forma wypoczynku pozostaje oczywistym pomysłem na wakacje dla najmłodszych. To dziedzictwo wyklętych obecnie czasów PRL. Co ciekawe, mimo czarnej legendy Polski Ludowej akurat temat wakacyjnego wypoczynku dzieci i młodzieży wspominany jest powszechnie z sentymentem. Nawet niechętne PRL media piszą o ówczesnych koloniach z łezką w oku, ciepłe wspomnienia dominują na forach dyskusyjnych i w mediach społecznościowych. Wszyscy są zgodni, że dla Polaków urodzonych w latach 50., 60. i 70. XX w. udział w kolonijnych wyjazdach, a w przypadku starszych roczników w różnego rodzaju obozach młodzieżowych, był doświadczeniem pokoleniowym. Potwierdzają to liczby. W 1975 r., gdy organizowany przez państwo wypoczynek kolonijny osiągnął apogeum, skorzystało z niego 7,6 mln dzieci, a więc zdecydowana większość nieletniej populacji kraju. Droga do tak masowej skali była długa – zniszczony wojną kraj borykał się z pilniejszymi potrzebami, poza tym startowano właściwie od zera, bo w przedwojennej Polsce zorganizowany wypoczynek dzieci i młodzieży istniał w niewielkim zakresie. W początkach okresu międzywojennego obejmował on ok. 40 tys. dzieci, by pod koniec lat 30. przekroczyć 400 tys. Z uroków kolonii i obozów letnich w II RP korzystali głównie młodzi ludzie wywodzący się z zamożnych rodzin, choć w niewielkim zakresie dostępne były także wyjazdy zdrowotne dla dzieci pochodzenia robotniczego. Inna skala Powojenna odsłona to inna skala. Już w latach 1946-1947 różne formy dziecięcego wypoczynku letniego objęły ponad 700 tys. osób, w roku 1948 ponad 460 tys., a w 1965 r. na kolonie i obozy wyjechało ponad 1,1 mln dzieci. Postęp w tej dziedzinie był oczywiście kwestią motywowaną ideologicznie i politycznie. Nowa Polska miała być państwem zorientowanym socjalnie, dlatego letni, a stopniowo także zimowy wypoczynek młodego pokolenia socjalistycznej ojczyzny musiał być przede wszystkim tani i ogólnodostępny. Krakowska historyk Agnieszka Chłosta-Sikorska podkreśla, że ta linia polityczna wynikała też z założeń konstytucyjnych: „Artykuł 59 Konstytucji PRL zagwarantował obywatelom prawo do zdrowego i kulturalnego wypoczynku. Propagandowo było to kolejne, po likwidacji analfabetyzmu, znaczące osiągnięcie władzy”. Wysokość opłat za pobyt na koloniach zmieniała się, na ogół jednak były jeśli nie symboliczne, to dostępne dla przeciętnego robotnika. W latach 60. opłaty za skierowania na wczasy zależały od miesięcznego wynagrodzenia brutto pracownika i wynosiły ok. 12-16% miesięcznej pensji, podobnie było w przypadku kolonii. Natomiast w 1972 r. pobyt dziecka na 26-dniowym turnusie kosztował średnio 1,3 tys. zł, przy czym dotacja z budżetu państwa wynosiła 860 zł, resztę dopłacali rodzice (średnia płaca wynosiła wówczas 2509 zł). Turnusy kolonijne były też dłuższe niż obecnie – zwykle trzytygodniowe. Zresztą rodzice często starali się wysyłać dzieci na wakacyjny wyjazd dwukrotnie, np. oprócz kolonii z zakładu pracy także na obóz harcerski. Nie licząc rzecz jasna rodzinnych wczasów zakładowych. W ciągu kilku dekad kolonijne wyjazdy bardzo się zmieniały. Początkowo ciężar ich organizacji spoczywał bezpośrednio na barkach instytucji państwa. Kolonie organizowane były przez kuratoria bądź takie organizacje społeczne jak Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, finansowane z budżetu państwa. Stopniowo jednak rosła aktywność na tym polu zakładów pracy. Pod koniec Polski Ludowej to kolonie zakładowe stały się standardem. Poszczególne przedsiębiorstwa dokładały zresztą starań, żeby zapewnić progeniturze pracowników jak najlepsze warunki wakacyjnego wypoczynku, korzystając ze swoich możliwości inwestycyjnych. Zakładowe ośrodki kolonijne trafiały się rzadziej niż wczasowe, ale sięgano po różne rozwiązania. Na przykład Huta im. Lenina wspomagała budowę szkół w miejscowościach letniskowych. „Mając na względzie obniżenie kosztów uczestnictwa dzieci i młodzieży w wypoczynku letnim i zimowym, kombinat partycypował w kosztach budowy różnych obiektów szkolnych, m.in. w Świnoujściu, Dziemianach, Piwnicznej, Białce Tatrzańskiej, gdzie w okresie letnim wypoczywały dzieci hutników. Korzystano także z obcej infrastruktury w Sopocie, gdzie położone tuż przy molo budynki wynajmowano od LZS.










