Polska matkuje Ukrainie

Polska matkuje Ukrainie

Wspierając Juszczenkę, nasi politycy podejmują też trudne zobowiązanie na przyszłość

Cała Polska jest dzisiaj pomarańczowa – oczywiście od barw kampanii wyborczej Wiktora Juszczenki. Takie wrażenie mogą mieć w ostatnich dniach nie tylko obserwatorzy telewizyjnych dzienników, lecz także ludzie na ulicach polskich miast, przez które przechodzą każdego dnia kolejne pomarańczowe manifestacje poparcia dla ukraińskiej opozycji. Nowy widok w sklepach, w kinach, w szkołach i na uczelniach to młodzież z pomarańczowymi wstążeczkami lub tasiemkami przypiętymi do ubrań albo plecaków, i to przypiętymi na stałe, a nie wyłącznie w trakcie proukraińskich wieców.
Władze wielu miast i samorządy lokalne prześcigają się w słowach i gestach poparcia dla demokratycznej Ukrainy. Koncerty pod hasłami „Kijów-Warszawa, wspólna sprawa” czy „Kraków wolnej Ukrainie”, ukraińskie flagi powiewające obok narodowych i regionalnych na polskich ratuszach, odezwy i oficjalne listy rad miejskich do Ukraińców, w rodzaju uchwały Rady Miasta Wrocławia, gdzie napisano m.in.: „Pragniemy dodać odwagi i otuchy narodowi ukraińskiemu, który domaga się suwerenności i poszanowania zasad demokracji”, stworzyły pejzaż powszechnej solidarności społecznej z działaniami ukraińskiej opozycji. W Bydgoszczy na rynku trębacze grali z tej okazji ukraińskie melodie ludowe, a z polowych kuchni serwowano

barszcz ukraiński.

Pod pomnikiem Ofiar Grudnia ’70 w Gdyni demonstracja w pomarańczowych barwach w bardzo wzruszający i uroczysty sposób obiecała symbolicznie „braciom Ukraińcom”, że Polacy o nich nigdy nie zapomną.
Także politycy na wyprzódki – chwilami wręcz w humorystycznym stylu – prezentują na fotografiach pomarańczowe gadżety i krawaty, ścigając się niemal, który z nich ma dłuższy projuszczenkowski szal albo wyżej upiętą pomarańczową kokardkę. W telewizyjnych debatach jako prawdziwe faux pas przyjmowany jest coraz bardziej nieśmiały głos ludzi mających wątpliwości, czy atmosfera niemal ruszania na Kijów, by polskimi rękami wyrąbać ukraińskim demokratom drogę do władzy, to najrozsądniejsza taktyka politycznego działania Warszawy. „Polska zakochała się w Ukrainie i kijowskiej pomarańczowej rewolucji”, napisał nie bez racji zachodni korespondent w Warszawie.
Dla ludzi od dawna zajmujących się problematyką ukraińską jest w tym nie tylko rys bieżącego politycznego entuzjazmu (zmieszanego z dalekosiężnym pragmatyzmem) czy potwierdzenie wcześniejszego polskiego zaangażowania w proces wzmacniania ukraińskiej niepodległości, ale też ważny sygnał zmiany społecznego nastawienia Polaków wobec ukraińskiego sąsiada.
Zwracają na to uwagę naukowcy analizujący stosunek Polaków do innych narodów. Podczas ubiegłotygodniowej konferencji „Polacy – otwarci czy zamknięci na obcych” zorganizowanej na Uniwersytecie Warszawskim prof. Maria Lewicka powiedziała np.: „Polacy, którzy niezwykle cenią sobie

wszelkie formy oporu,

po raz pierwszy [w związku z pomarańczową rewolucją w Kijowie – przyp. MG] poczuli tak silną więź z Ukraińcami, których postrzegali dotychczas jako ludzi biernych. Natomiast teraz, kiedy na Ukrainie powstała nowa solidarność, o charakterystykach bardzo zbliżonych do polskiego ruchu „Solidarności” z roku 1980 czy 1981, Polacy widzą to podobieństwo, a podobieństwo zwiększa atrakcyjność”.
Rzeczywiście, obserwujemy w ostatnich tygodniach w tej dziedzinie swoisty socjologiczny fenomen. Jeszcze rok, dwa lata temu sondaże jednoznacznie wskazywały, że ładunek emocjonalnych skojarzeń Polaków znacznie częściej był negatywny niż pozytywny (patrz: wykres). Stereotyp Ukraińca wciąż pozostawał nie najlepszy mimo żywiołowego rozwoju wzajemnych kontaktów międzyludzkich, napędzanych nie tyle wyjazdami turystycznymi, ile dość masową pracą na czarno Ukraińców w Polsce i równie dużą skalą przygranicznego – nieewidencjonowanego, mówiąc eufemistycznie – handlu. Pomarańczowa rewolucja w Kijowie była tu punktem zwrotnym.
Politycy wyprzedzili jednak w tej dziedzinie polskie społeczeństwo, i to od samego powstania niepodległej Ukrainy. Polska była pierwszym krajem, który uznał ukraińską suwerenność. W ciągu ostatnich lat, m.in. za sprawą aktywnej proukraińskiej polityki Aleksandra Kwaśniewskiego, intensywne były kontakty polityczne pomiędzy naszymi państwami – choć rozczarowywały rezultaty współpracy ekonomicznej, a także efekty wciągania Ukrainy w europejski, demokratyczny system sprawowania władzy czy wreszcie wynik przezwyciężenia wspólnej skonfliktowanej historii (tu zresztą w 2003 i 2004 r. coś wreszcie udało się osiągnąć).
Przed tegorocznymi wyborami prezydenckimi, a zwłaszcza po drugiej turze elekcji doszło jednak do znaczącej zmiany polskiej polityki wobec Kijowa. Nasi eurodeputowani do Parlamentu Europejskiego, obserwujący przebieg wyborów, a także kilkuset Polaków wysłanych przez poszczególne partie (najwięcej z PiS – około 200 osób) i organizacje pozarządowe, nie tylko potępili jednoznacznie fałszerstwa wyborcze, do jakich doszło na Ukrainie, ale – mówiąc metaforycznie – przywdziali

pomarańczowe barwy

kampanii Juszczenki. Jerzy Buzek czy Lech Wałęsa na wiecach na kijowskim placu Niepodległości przyjmowani byli przez zebranych tam zwolenników Wiktora Juszczenki – jak to określił wysłannik lidera opozycji, Borys Tarasiuk – „z niespotykanym nigdy wcześniej w tym miejscu entuzjazmem”. Sami Ukraińcy przyznają też, że to właśnie Polacy w Parlamencie Europejskim wymusili w znacznym stopniu na Komisji Europejskiej i politykach Unii zainteresowanie się sytuacją na Ukrainie i odrzucenie oficjalnie ogłoszonego zwycięstwa Janukowycza. Niektórzy politycy PiS, z Michałem Kamińskim na czele, szli jeszcze dalej – praktycznie zachęcając Ukraińców do społecznej rewolty.
Znamienne, że większość polskich polityków stara się jednak poruszać bardzo ostrożnie po grząskim gruncie ukraińskiej polityki. Nawet Lech Wałęsa prowadził w Kijowie rozmowy także z Wiktorem Janukowyczem i – życząc opozycji zwycięstwa – mówił na konferencji prasowej: „Polska się bardzo zaangażowała i robi wszystko, aby walka [Ukraińców] o wolność i demokrację [na Ukrainie] przyniosła efekty. Czy się nam uda – zobaczymy. Robimy to przy tym ostrożnie, aby nikt nie posądził nas o jakieś interesy”. Poproszony przez urzędującego wciąż prezydenta Leonida Kuczmę i Unię Europejską o mediację w Kijowie prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział przed wyjazdem na Ukrainę wprost: „Moja rola nie jest rolą przybycia na wiec i zagrzewania do boju. Moją rolą jest

znalezienie rozwiązania”.

Czy to swoiste matkowanie ukraińskiemu dojrzewaniu do prawdziwej demokracji nie wywołuje jednak politycznego ryzyka? Częściowo tak. Gdyby bowiem wydarzenia potoczyły się w kierunku rozwiązania siłowego i ostatecznie zwyciężył obóz Wiktora Janukowycza, polsko-ukraińskie, a przy okazji polsko-rosyjskie stosunki przez długi czas byłyby zapewne napięte i okraszone sporą dozą politycznej nieufności.
Jeśli zwyciężą racje Wiktora Juszczenki, warto pamiętać, że Polska już teraz – swoim dotychczasowym zaangażowaniem w demokrację na Ukrainie – podjęła wobec całego społeczeństwa ukraińskiego niedopowiedziane, ale wyraźne zobowiązanie nie tylko do silnego wsparcia Ukrainy w przyspieszonej drodze do Unii Europejskiej, lecz także do walki o finansowe wsparcie dla tego kraju i zapewnienie mu gospodarczego sukcesu (na co zwolennicy Juszczenki bardzo liczą). Jeśli za rok czy dwa okaże się, że demokratyczna rzeczywistość nie jest taka „pomarańczowa”, co bardzo prawdopodobne, rozczarowanie Ukraińców dotyczyć będzie także Polski, która już od teraz na pewno jest żyrantem ukraińskiej pomyślnej przyszłości.


„La Repubblica” o Polsce
Włoski dziennik „La Repubblica” skrytykował Polskę za prowadzenie w sprawie Ukrainy antyrosyjskiej polityki. „Są niektóre stolice nowej Europy – pisze gazeta – które z hojnością pomagały demokratycznemu kandydatowi Juszczence, tak jak Moskwa Janukowyczowi, i które przychylnie patrzą na każdy kryzys zdolny do dalszego ograniczenia wpływów Rosji wobec państw sąsiednich i nie miałyby może nawet nic przeciwko podziałowi Ukrainy według linii wyznaczonej przez jej duszę słowiańska i europejską”. Zdaniem tej gazety, nie można pozwolić, żeby Europa postępowała według planów dyplomatycznych Warszawy czy Wilna i by pomagała tym, którzy dążą do destabilizacji w regionie.


Emocje Polaków wobec Ukrainy
pozytywne – 12%
negatywne – 50%
neutralne – 38%
Źródło: „Obraz Polski i Polaków w Europie”, Instytut Spraw Publicznych 2003


Z czym Polakom kojarzy się Ukraina?
II wojna światowa, działalność UPA – 20%
ubóstwo – 15%nietolerancja,
zawziętość – 12%
sąsiad ze Wschodu – 8%
przestępczość – 7%
Źródło: „Obraz Polski i Polaków w Europie”, Instytut Spraw Publicznych 2003


Czy jest dobre wyjście z ukraińskiego pata?
Rosja czy Europa – jaki wybór ma Ukraina?

Prof. Andrzej Walicki, historyk idei, wykładowca na wielu uniwersytetach w USA i Europie
Chciałbym znać to dobre wyjście. Jestem za negocjowanym rozwiązaniem konfliktu w tym wielojęzycznym kraju połączonym gospodarczo z regionalnymi grupami interesów. Ukraina nie jest jeszcze dobrze zintegrowanym, stabilnym państwem. Jedność Ukraińców opiera się na jednostce terytorialnej zróżnicowanej kulturowo. Od pokoju zawartego przez Chmielnickiego nastąpił podział na Ukrainę Prawobrzeżną i Lewobrzeżną. Jeśli nie chcemy, by się Ukraina rozpadła, ale integrowała, nie wolno dopuścić do konfliktu w rodzaju zimnej wojny domowej. To byłoby bardzo szkodliwe. Słyszałem, że prezydent Kuczma jest gotów do negocjacji, Juszczenko też. Życzę im powodzenia. Ale podpowiedzi dla nich nie mam. To byłaby arogancja z mojej strony. Sytuacja jest nowa, bo istnieje kolosalna mobilizacja polityczna pewnej części ludzi, co kontrastuje z opiniami o apatii Ukraińców. Chciałbym, aby nie doszło do zaostrzenia konfliktu między UE, Ameryką i Rosją. Naród Ukrainy jest narodem politycznym, zintegrowanym państwowo, ale wschodnia część celebruje tradycje Armii Czerwonej, a zachodnia – partyzantki antykomunistycznej. Weterani ostatniej wojny maszerują w jednym szeregu ze swymi śmiertelnymi wrogami, istnieje problem Krymu, Zagłębia Donieckiego, bo te regiony mają trochę inne interesy niż zachodnia część Ukrainy. Tylko część Ukraińców mówi po ukraińsku, ale ci mówiący po rosyjsku wcale nie są Rosjanami. Nie ma więc tam łatwych kryteriów i proces konsolidacji może zająć jeszcze trochę czasu.

Miron Kertyczak, prezes Związku Ukraińców w Polsce
Wyjście w polityce jest zawsze. Istnieje kwestia dobrej woli i czystych intencji. Jeśli można mieć wątpliwości co do czystych intencji Rosji, to nie ma ich w przypadku Rady Europy i UE. Trzeba aktywnie prowadzić dialog z Rosją jako państwem mającym interesy w tej strefie wpływów, ale strefa wpływów to pojęcie z minionej epoki. Albo są demokratyczne standardy, albo będzie ustanawianie marionetkowego reżimu. Nie tak jednak powinno być we współczesnym świecie.

Prof. Bohdan Osadczuk, profesor politologii i historii na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie
To nie jest wybór między Rosją czy Zachodem. To ma być wybór dla Ukrainy, walka o własne uregulowania. Chodzi o to, by reżim uznał swoją winę w sfałszowaniu wyborów i wyrządzeniu wielkiej krzywdy wyborcom i uczciwym politykom z opozycji, którzy nie zabrudzili rąk. Prezydent Kuczma i premier Janukowycz powinni się uderzyć w piersi i przeprosić. Czy się odważą? Przy obecnej postawie Zachodu, który wreszcie się ocknął z antyukraińskiej postawy, Ukrainie grożą sankcje ze strony amerykańskiej i europejskiej, jeżeli się nie przystosuje do standardów. Zachód jest skonsolidowany, jeśli chodzi o krytykę, Polska też zachowuje się bardzo solidarnie z demokratami ukraińskimi i to będzie mało jakiś wpływ, bo głos Polski liczy się w instytucjach europejskich. Państwa bałtyckie są po stronie Ukrainy, Słowacja i Węgry właściwie też, były prezydent Havel złożył ostre oświadczenie. Ci, którzy przeszli na stronę Janukowycza, chyba się wstydzą, ale to nie jest gwarancja, że uda się rozwiązać konflikt jak w Polsce czy Czechosłowacji. Na Ukrainie fronty są bardziej usztywnione. W innych państwach, zanim doszło do takich rozwiązań polubownych, były akcje. W Polsce był Październik \’56, który osłabił stalinizm i konserwę partyjną, wprowadził elementy gry i z czasem dał siłę opozycji. Na Węgrzech po klęsce rewolucji 1956 r. do władzy doszedł Kadar i to była zmiękczona forma reżimu. Przemiany wewnętrzne doprowadziły do normalizacji w Czechosłowacji, gdzie była praska wiosna. A Ukraina tego nie przeżyła. Miała wewnętrzne narodowe zrywy w latach 20., ale skończyły się klęską. Nie wytworzyły się więc struktury, które można porównać do polskich, czechosłowackich czy węgierskich. Jeśli społeczeństwo nie ma takich doświadczeń i nie zna takich przemian, brakuje tkanki, która by to uniosła i rozwinęła. W krajach sąsiednich w rozmaitych fazach przemian były też czynniki mediacyjne. W Polsce pamiętamy moralny i konkretny wpływ Kościoła. Na Ukrainie tego nie ma, bo prawosławie jest rozbite, Kościół katolicki słaby. Jestem jednak w gruncie rzeczy optymistą. Niezależnie od rezultatu mediacji ta Ukraina jest już zupełnie inna niż kilka tygodni temu. Gdyby doszło do klęski opozycji, te wszystkie ruchy i uświadomienie walki o demokrację wrócą w silniejszej formie przy wyborach parlamentarnych w roku 2006.

Prof. Władysław Serczyk, autor „Historii Ukrainy”
Nasza wiedza jest dosyć jednostronna, bo wiemy, co się dzieje na zachodniej Ukrainie, a nie wiemy, co na wschodniej. Stamtąd nie ma żadnych relacji, choć obwody wschodnie kraju zamieszkuje 27 mln ludzi, tzw. większa połowa. Jednostronność informacji z Ukrainy mnie denerwuje i prorokowanie w takich warunkach byłoby bezczelnością wobec rzeczywistości. Obserwujemy jednak niesłychaną dojrzałość społeczeństwa, trwające wiele dni kilkusettysięczne demonstracje. Nie było przy tym jak dotąd żadnych znaczących ekscesów ani bójek. Atmosfera jest taka, że nikt nie chce podejmować działań prowokacyjnych. To krzepiące, że znacząca część społeczeństwa ukraińskiego zrobiła skok w kierunku społeczeństwa demokratycznego.
Zajmuję się tym tematem od 50 lat, więc mogę życzyć, by tę drogę do demokracji naród ukraiński przeszedł jak najszybciej i jak najbardziej bezboleśnie.

Notował Bronisław Tumiłowicz

Wydanie: 2004, 49/2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy